czwartek, 29 listopada 2007

8.O Ursusowej rasie

Jestem dziś trochę zajęty i mam dużo spraw na głowie. Biegałem cały czas za piłeczką i polowałem na ogon Mufasy. A teraz muszę się zdrzęmnąć! 
Pomyślałem, że skoro już Wam powiedziałem, że należę do rasy kotów o nazwie Maine Coon, to mogą się przecież znaleźć tacy Czytelnicy mojego bloga, którzy nie wiedzą nic na jej temat. Dlatego też pozwolę sobie zacytować znaleziony w internecie jej opis. Postaram się, z pomocą mojej Pani, napisać coś od siebie samodzielnie, ale teraz jak już mówiłem, idę sobie przysnąć. Wstawię w ten tekst dwa moje zdjęcia. Miłej nocki!


Przez długi czas nie doceniano tego krzepkiego północnoamerykańskiego kota, którego traktowano po prostu jako pospolitego łowcę myszy, nadającego się tylko do życia na terenach wiejskich. Kiedy jednak odkryto go w całej krasie i okazałości, bardzo szybko zdobył przychylność hodowców. Mimo że koty tej rasy hoduje się dość intensywnie już od początku lat 70., ich fenotyp do dzisiaj przypomina dzikich i półdzikich przodków ze stanu Maine w Stanach Zjednoczonych, od którego pochodzi nazwa rasy. W zagrodach chłopskich nadal spotyka się rosłe, pozostawione naturze "coony", jak je się czule nazywa. 

Mimo zaciętego sporu w ostatnich latach na temat fenotypu dzisiejszych kotów rasy maine coon są one nadal duże, muskularne i nie należy do rzadkości spotkanie kocura, którego całkowita długość ciała przekracza metr.  
  Koty maine coon mają półdługie futro dobrze chroniące przed wodą i zimnem, co jest bardzo ważne dla życia na swobodzie. Ciało jest chronione przed przechłodzeniem grubą warstwą miękkiego i delikatnego podszycia, nad które wystają mocne i długie włosy okrywowe. Długość futra jest zróżnicowana: na brzuchu i piersi oraz w okolicy genitaliów jest ono dłuższe, natomiast na grzbiecie, barkach i kończynach krótsze.
W zimie dochodzi do tego jeszcze okazały i gęsty kołnierz na głowie i piersi, a także dłuższe partie futra na tylnych kończynach przypominające spodnie typu golfy.
                          Długi i puszysty ogon, który zimą jest szczególnie gęsty, zapewnia żyjącym na otwartej przestrzeni kotom tej rasy dodatkową ochronę przed utratą ciepła, gdy go sobie ułożą wokół głowy. Ogon jest "reprezentacyjną" częścią ciała kotów maine coon i u wzorcowych osobników osiąga długość równą długości reszty ciała, co sprawia, że koty te wydają się jeszcze większe i potężniejsze.

Podczas ruchu zwierzęcia włosy ogona "latają", co wywołuje skojarzenia z szopami praczami, od których pochodzi drugi człon nazwy rasy (coon = szop). Koty maine coon mają silną budowę kości i długie kończyny z charakterystycznymi dużymi i gęsto owłosionymi łapami. Szybko rosną oraz są odporne i mimo swego okazałego ciała wyglądają wytwornie. Dodatkową cechą rozpoznawczą rasy jest trójkątna głowa z dobrze wykształconym, wyraźnie szerokim i kanciastym pyszczkiem. Długi i prosty nos oraz wydatny podbródek wrażenie to jeszcze wzmacniają, tworząc w profilu jedną linię. Wysoko stojące uszy o szerokiej nasadzie powinny być ostro zakończone i mieć typowy dla rasy pędzelek włosów. Duże oczy powinny być szeroko rozstawione i trochę ukośne, jednak nie do tego stopnia, aby wyglądały jak orientalne.

Koty maine coon mają charakterystyczne "sowie" spojrzenie, które sprawia, że nawet dorosłe, okazałe osobniki wyglądają "dziecinnie". Maine coon są atrakcyjne nie tylko z powodu swego wyglądu. W wyniku sterowanej selekcji stały się rasą nie tylko piękną, lecz przede wszystkim pożądaną z tego względu, że jej przedstawiciele przywiązują się do człowieka i - w porównaniu z innymi rasami kotów i innymi gatunkami zwierząt domowych - są bardziej towarzyskie i łatwiejsze we współżyciu.
Kocury szybko rosną i w wieku 9 lub 10 miesięcy osiągają imponującą masę ciała dochodzącą do 5 kg. 

Źródło: http://www.maine_coon.koty.tasdj.pl/

Opisy rasy pochodzi z książki "RASY KOTÓW" wydanej przez Oficynę Wydawniczą MULTICO.

poniedziałek, 26 listopada 2007

5. Co to takiego zima?

    Dzisiaj do mojej Pani zadzwoniła jej Mama. Jak zawsze poprosiła o włączenie kamerki, gdyż one nie rozmawiają przez zwykły telefon, a przez coś, co nazywa się Skype. Moja Pani spełniła jej prośbę i po chwili wzięła mnie na ręce i zaniosła w kierunku tego urządzenia. Usłyszałem, jak zaczęła się zachwycać moim, co tu ukrywać, rysim wyglądem ;) i wołała mnie po imieniu. Zdenerwowałem się, bo co ja małpa jakaś jestem do pokazywania?
Mufasa "dał dyla" na dół i schował się w szafie, w której od kilku dni lubi przysypiać i chować się przede mną.
Po chwili Mama mojej Pani  przesunęła jej kamerkę w kierunku jej okna, po czym, niezbyt zadowolonym tonem, powiedziała:

-Patrz, jaką mamy zimę..
-Widzę, widzę, ale my na szczęście jeszcze zimy nie mieliśmy i wcale nie tęsknimy za nią- odpowiedziała moja Pani.
-To Wam dobrze- odparła Mama mojej Pani.

Zainteresowałem się, czym jest ta zima? Nigdy jej nie widziałem, ani o niej nie słyszałem. Pomyślałem, że wiosnę, lato i jesień już znam, a z tą ostatnią kojarzą mi się kolorowe liście. Wiem, zapytam Mufiego, on na pewno zna odpowiedź.
A to Ja wśród żółtych listków...

 

niedziela, 25 listopada 2007

4.I po mlecznym kiełkui!


  
Hurra, mógłbym rzec, a wszystko przez to, co stało się wczoraj.
Jak Wam wiadomo, ludzie w swoim życiu wymieniają zęby z mlecznych na stałe. Tak również dzieje się w przypadku kotów. Ale co ja Wam będę o tym pisał! To każdy wie.
Jednak od jakiegoś czasu męczył mnie pewien problem, związany z moim górnym, prawym  mlecznym kiełkiem. Nie chciał mi tak po prostu "wylecieć", ale nie zawadzał o swojego stałego "sąsiada", który zdążył już wcześniej wyrosnąć. Ten ostatni nie potrafił jednak wypchnąć tego mlecznego. Wyglądałem trochę jak taki wampirek, gdyż co tu mówić, posiadałem w pyszczku pięć kłów, z czego trzy u góry! 
Moja Pani i Pan martwili się, ponieważ czas zębów mlecznych przemija, a ja już niedługo skończę 7 miesięcy, więc czas najwyższy, żebym całkowicie wymienił uzębienie. Tak też stało się wczoraj. Pozbyłem się mleczaka, a dziś mogę już się cieszyć stałymi ząbkami.

P.S. Moje łapy rosną z dnia na dzień i teraz zamiast trafiać w jedną literkę na klawiaturze, ja trafiam w dwie. Wyobraźcie sobie, jak długo muszę poprawiać moje zapiski. Chyba poproszę moją Panią o pomoc....
P.S2. Idę sprawidzić, czy coś jest w miseczce do jedzonka.

sobota, 24 listopada 2007

3. Ursusowe wady i zalety

    Dzisiaj, tak jak obiecałem skupię się na moich wadach i zaletach oraz na tym, co mnie łączy i różni z moim współmieszkańcem Mufasą. Poprzednim razem przedstawiłem Wam w skrócie krótką charakterystykę tego Rosyjskiego Niebieściucha.
 Napisałem, że Mufi jest bardzo silnie przywiązany do naszych Państwa. To prawda, ale moje przywiązanie jest jeszcze silniejsze, pomimo że uważa się to za niemożliwe, gdyż jestem jeszcze kociakiem. Nieprawdą jest, że traktuję moich Państwa jako kogoś, kto mi daje tylko i wyłącznie jedzonko. Oni nie powiedzą Wam, który z nas bardziej czuje się z nimi związany, a złośliwy Mufi będzie próbował Was przekonać, że to on jest ich pupilkiem. Ja się z tym nigdy nie zgodzę! Pozwolę sobie za to zrobić mały "przegląd" naszych cech wyglądu i charakteru.  😎


  Cechy zewnętrzne:
Mufasa to drobny kot, o niewielkiej posturze, a dla kontrastu mnie cechuje duża, masywna i silna budowa ciała, a to sprawia, że zachwycają się moim okazałym wyglądem inni ludzie. Kiedy przybyłem do nowego domku w wieku 13 tygodni dorównywałem prawie wzrostowi mojego kociego towarzysza. Niedługo potem przegoniłem go wagowo. Ponadto mój ogon posiada ciekawe ułożenie, podobne w wyglądzie do szopiego. Oprócz tego moje pędzelki na uszach dodają mi uroku i rysiowego, dzikiego wyglądu. Niebieściuch dla odmiany nie ma takich atrybutów. Rusek posiada za to przepiękne zielone oczy, które od razu każdy zauważa, kiedy go spotyka. 
Kolejną moją zaletę stanowi moja okazała sierść półdługowłosa, niezmiernie puszysta i miła w dotyku, która to codziennie jest czesana. Z kolei Mufi to kot krótkowłosy nie wymagający takich zabiegów pielęgnacyjnych, jak Ja.

Cechy charakteru:

   Podczas, gdy Mufasa odznacza się gracją i elegancją w poruszaniu 
i wskakiwaniu na półki, tak Ja dla różnicy nie mam takich cech. Kiedy wskakuję na którąś z półek, a wiąże się to z hałasikiem, moja Pani lub Pan biegną prędko, żeby mnie z niej ściągnąć, aby zapobiec przewróceniu, a nawet stłuczeniu jakiś przedmiotów. Ale co tam- ja też chcę stać się kotem z gracją ;)
Za moja jednak największą zaletę uważam, (i nie tylko zresztą Ja), moje łagodne, żywiołowe, towarzyske i skore do zabaw usposobienie, którego już Mufasie trochę brakuje. On tuli się i bawi, tylko wtedy, kiedy sam na to ochotę. U mnie natomiast bywa różnie- kiedy nie męczy mnie senność, potrafię szybko rozpocząć małe polowanko na piórko, które akurat w danej chwili dotknęło końca moje kociego nochalka. Lord Mufasa spojrzy tylko na nie przelotnie, a następnie obróci się na drugą stronę i przyśnie. 
Można mnie wziąć w ramiona i wycałować moją głowę bez obawy, że się wyrwę albo ugryzę. 
Nie lubię również, kiedy w pobliżu nie ma mojej Pani i Pana, muszę i chcę być zawsze w ich otoczeniu. Dlatego też wolę, kiedy przebywają w jednym pomieszczeniu, bo wtedy nie wiem, co robić. Miauczę, a to jedyny język jakim potrafię się posługiwać, dając im do zrozumienia, żeby zrobili coś w tym kierunku, aby spotkali się w tym samym pokoju. Nie będę przecież chodził w tę i z powrotem. Mufasie to czasem obojętne, gdyż potrafi przespać w innym pokoju parę godzin i wcale się nie przejmuje, że nasza Pani go woła. 

    Kiedy jednak obaj się wyśpimy, wszyscy drżyjcie, bo wiele wtedy się dzieje. Najpierw dajemy sobie znaki łapami, miauczymy do siebie, tzn. ja mówię do Niebieskiego Ruska, żeby uzgodnić z nim dzisiejszą kocią walkę, zwaną dalej zapasami. Nie ma wtedy zmiłuj. Biegamy, ganiamy się nawzajem, polujemy na siebie i urządzamy bitwy. Po skończonej zabawie idziemy do naszego kociego baru i zajadamy smaczną karmę. Oczywiście mi jest mało i rozpoczynam kulinarne żądania pod lodówką. 

    Poza tym mruczę, jak Traktor, ale to już wiecie, to również moja wielka zaleta. Mały Niebieściuch pomrukuje tylko w porównaniu ze mną, hahaha. Ja uwielbiam pakować się na bezczelniaka do łóżka, na i pod kołderkę 
i np. zasypiać na plecach mojego Pana albo w jego ramionach, mrucząc wtedy bezgranicznie. Mufasa natomiast wchodzi bardzo ostrożnie, przeważnie kieruje się do naszej Pani i pozwala sobie masować jej głowę. Potem rozgląda się, czy jest dla niego gdzieś miejsce na kołderce czy kocyku, jakby chciał zapytać:"Mogę wejść?
Ja tam nie znam takich pytań, a co tam. Żadnych manier także nie uznaję podczas jedzenia, kiedy nasza Pani napełnia nam miski. Ja- jem szybko, rozrzucając jedzonko naokoło, gdyż wiele spada mi z pyszczka, bo spoglądam co chwila, czy aby zdążę coś podkraść Mufiemu. Arystokrata Mufasa zajada w wolnym tempie, nie brudząc dookoła siebie. 
Poza tym Rusek czyści swoje futro kilkanaście razy dziennie, zawsze taki z niego czyścioch, że głowa boli. A ja dopiero uczę się myć i nie zawsze moje kudłate łapy błyszczą się, tak jak jego. 

   Dużo by tu pisać. Chciałem tylko w skrócie opowiedzieć, a co skrótem się nie okazało, co moim zdaniem mnie łączy i różni od mojego kociego towarzysza- Mufiego. Tak naprawdę to obaj się uzupełniamy i bardzo uszczęśliwiamy, a to jest najważniejsze.

środa, 21 listopada 2007

2. Ja i mój Współmieszkaniec Mufi-Mufasa

    W poprzedniej notatce wyjaśniłem, dlaczego nazywam się tak jak już wiecie- czyli Ursus. Ale mi się podoba moje imię! Znowu łapy nie trafiają w literki na klawiaturze, więc chyba poproszę o pomoc mojego kochanego współlokatora Mufiego-Mufasę. On ma chudsze łapy, więc na pewno trafi;) 

Kim on jest?   Kiedyś, nie tak znowu dawno, bo żyję dopiero pół roku, usłyszałem, jak pewna pani weterynarz powiedziała, że w życiu kota musi się coś dziać. Najlepiej, jeśli będzie miał dostęp do podwórka i kociego towarzysza. Mnie akurat się poszczęściło, bo mam jedno i drugie.
W maju, kiedy się urodziłem moja, wówczas przyszła, Pani i Pan zadzwonili do hodowli, w której sobie rosłem przy mojej kochanej mamusi, która mruczała mi i mojemu rodzeństwu do snu, karmiła 24 godziny na dobę, a mój tatuś, babcia i dziadek uczyli mnie różnych kocich umiejętności i wartości, to wiedziałem, że po ukończeniu 13 tygodnia życia chcę zamieszkać tylko z nimi. Słyszałem ich głos w słuchawce i spodobał mi się, jak ładnie się o mnie wyrażali. Martwiłem się jednak, że po opuszczeniu domku rodzinnego, gdzie mieszkałem chyba z dziesięcioma kotami oraz moim rodzeństwem, poczuję się samotny.
Ale kiedy tylko o tym pomyślałem, usłyszałem jak mój przyszły Pan powiedział: "Mamy już jednego kocurka, pięknego Mufasę, ale jest tak samotny, że chcemy, aby miał towarzystwo. Poza tym ten kocurek (tu mowa o mnie) jest również przecudny, a my również jesteśmy wielbicielami rasy Maine Coon". I wtedy się ucieszyłem, nie będę sam!- pomyślałem. Bałem się tylko reakcji Mufiego, kiedy pierwszy raz mnie zobaczy.Powiedzieli też, że gustują w niebieskim umaszczeniu i dlatego zarówno Mufi-Mufasa jak i ja mamy taki kolor sierści.
      Mufi to mój starszy brat, ale nie łączą nas więzi krwi. Ba! Nawet nie jesteśmy do siebie podobni, gdyż on jest przedstawicielem innej rasy- rosyjskiej niebieskiej, ja natomiast, jak już wiecie, jest maine coon'em. Poza tym jeśli spojrzeć na nasze charaktery to tak, jakbyśmy stanowili dwa odrębne podgatunki. Mufasa to kot bardzo niezależny i bardzo silnie przywiązany do naszych Państwa. Odznacza się gracją i elegancją w stąpaniu po ziemi i nie tylko. Jego szczupłe i malutkie łapki oraz drobna budowa ciała to jego atrybuty. Do tego bardzo skoczny, uwielbia przesiadywać w górnej budce naszego drapaka, chyba że ja mu zajmę miejsce ;) Precyzja w wskakiwaniu na półki sprawia, że Mufi nigdy nic nie przewróci, wszystkie rzeczy stoją tak jak stały, a Mufasa potrafi z lekkością obejść każdy bibelot, o nic nie zahaczając. Ten mały Niebieściuch potrafi masować głowę, jak nikt dotąd mi znany. Moja Pani jest jedynym adrestatem tej jego umiejętności, a mój Pan musiałby sobie włosy zapuścić, żeby otrzymywać tego typu usługi. Poza tym Mufasa świetnie biega, poluje na ptaszki i muchy, nic nie umknie jego uwadze i ku pociesze mało je, dzięki czemu mogę opróżniać jego michę.


To na razie tyle.W następnej notatce napiszę o moich wadach i zaletach oraz  tym co nas (mnie i Mufasę) łączy i dzieli.

poniedziałek, 19 listopada 2007

1. Dlaczego jestem Ursusem?

   Witam na moim nowozałożonym blogu, na którym mam nadzieję napiszę wiele ciekawych i śmiesznych przygód z mojego kociego życia. 
Mam na imię Ursus, ale nie nazywałem się tak od początku. Urodziłem się w maju 2007 w jednej z polskich hodowli kotów rasy Maine Coon jako Bay Sailor i tak mam wpisane w mój rodowód. Nie śmiejcie się, ale ja nawet nie wiem co to takiego ten rodowód. 
Muszę pisać trochę wolniej, bo mi moje wielkie łapy nie mieszczą się na klawiaturze, a więc wybaczcie mi tę małą chaotyczność. Zazwyczaj piszę co się wokół mnie dzieje, dlatego też napomknąłem o klawiaturze i wielkości moich kocich łap.

   Ale wracając do tematu:Geneza mojego imienia wzięła się z czterech powodów:

1.Jak już pewnie wiecie jestem kocim przedstawicielem rasy Maine Coon, która to wyróżnia się tym, że jest największą wśród kotów na świecie. A jeśli nie wiecie to na pewno innym razem wyjaśnię więcej.I ta fizyczna wielkość i siła stała się pierwszym powodem, dla którego nazywam się tak jak już wiecie. W powieści "Quo vadis" znana jest postać silnego Ursusa, który to cechował się potężną siłą fizyczną . Ja może nie odznaczam się aż tak wielką jak on, ale...nie powiem mam troszkę mięśni. 
Hihi.

2.Drugi powód to moje głośne mruczenie, przez niektórych nazywane chrupotaniem. Niby nic takiego, ale moje doniosłe mruczenie zachwyca wszystkich, którzy mnie już spotkali na swojej drodze. Moja Pani i Pan, kiedy tylko słyszą, jakie dźwięki z siebie wydobywam od razu mnie tulą i nazywają mnie Traktorem. "Brzmisz jak Traktor"- powiedział latem mój Pan, kiedy trzymał mnie w ramionach.Jak dobrze wiecie sławne polskie Traktory to Ursusy, są silne, mocne i donośnie brzęczą- dokładnie tak jak Ja.

3. Traktory często należą do Rolników, a ja jako wiejski amerykański kot, tzn. moi przodkowie wywodzą się stamtąd, również przypominają, że nazwa mojego imiena jest bardzo celna.

4. I czwarty powód to taki, że Ursus to po łacinie Niedźwiadek, a  misie kojarzą się z bajek jako obżartuszki lubiące podkradać smakołyki z koszyków ludzi i ja do takich należę, mimo że jestem kocurkiem.
To na tyle, bo mój Pan mnie woła, więc pobiegnę sprawdzić, co się dzieje.Miłej nocki.