piątek, 29 lutego 2008

60. Dzień, co pojawia się tylko raz na 4 lata!

Oj, to się porobiło. Postanowiłem wpisać się jeszcze dzisiaj, czyli 29 lutego, bo następna okazja dopiero za 4 lata. Tak mówi moja Pani i Pan. Czym prędzej pobiegłem więc do komputera, ustawiłem moje wielkie i włochate łapy na klawiaturze i piszę. I co widzę? Mufasa tu był i namruczał Wam na mnie....Nie będę dzisiaj zbytnio tracił czasu na rozpisywanie się o brzydkim zachowaniu mojego współmieszkańca, póżniej postaram się wyjaśnić z Nim ten temat. Rozprawię się z Niebieściuchem jutro na kołderce, podczas zapasów. Ogon Ruska nie dostanie taryfy ulgowej;) A wracając do tego 29 lutego to podsłuchałem rozmowy moich Ludzi. Wiedzieliście, że my mieszkamy na planecie zwanej Ziemią? Ziemią z równoleżnikami, południkami , równikiem, kołem podbiegunowym i co ciekawe z półkulami? Albo to, że Ziemia się kręci wokół Słońca, a nie ono wokół niej? I że niby ta cała czynność okrążania tego jaśniutkiego i cieplutkiego Słoneczka trwa 365 dni? A w tym roku to nawet jedną dobę dłużej, co spowoduje, że ten roczek będzie miał aż 366 dni. Stąd nazywa się przestępny... Niebywałe. Jak sobie pomyślę, że gdzieś na innej półkuli jest teraz dzień, a kotki biegają po trawce to robi mi się smutno i przykro. Bo niby dlaczego ja nie mogę mieć jasno cały dzień? Hmm, chyba dlatego, bo kiedyś trzeba pospać....;) Hmm...

środa, 27 lutego 2008

59. Teraz Mufasa!

Wkradłem się dziś do bloga Ursusa i wcale się tym nie przejmuję, że robię coś złego. On teraz przysypia w swoim pudełkowym posłanku, więc pozwolę sobie coś napisać. (Przynajmniej mam małe łapki i łatwo trafiam w literki na klawiaturze).Zauważyłem, że Kudłaty Olbrzym wypisuje tu na mnie różne opowieści. I to sporo nieprawdziwych. Mogę się tylko domyślić, co Wy sobie o mnie myślicie. Jednak każda sprawa ma dwie strony, zarówno Ursus, jak i Ja mamy inne spostrzeżenia i należałoby, abyście posłuchali też mojej wersji wydarzeń.Ursus wytyka mi, że chodzę zarozumiały i wyniosły, że nie chce się z Nim bawić ani Go ganiać. I co najgorsze, że się rządzę i nie pozwalam Mu polować na mój ogon.To Ja Wam pomruczę teraz o tym Amerykańcu, ale z mojej perspektywy.Ursus nie zna żadnych manier. Kiedy zbliża się pora posiłku, nie mam żadnej szansy, że dostanę go pierwszy. Inaczej mrucząc, najpierw napełniona zostaje micha Ursusa, a potem dopiero moja. Nasza Pani to wie i zawsze mi mówi na uszko, żebym się nie martwił , bo Kudłacz nie potrafi się zachować przy jedzeniu. Mój młodszy współmieszkaniec nie patrzy, że to moja porcja, on po prostu się wpycha i mało głowy nie wsadzi do miski. Irytuje mnie ta cała sytuacja, gdyż zawsze muszę parę sekund poczekać, aż Włochata Kreatura zacznie pałaszować. A tempo w jakim to robi do najwolnieszych nie należy. Wścieka mnie też, kiedy znad miski jego żółte oczy śledzą mój pyszczek, naczynie, z którego elegancko jem , a także jego zawartość. Kudłacz ma zawsze nadzieję, że coś zostawię, co On natychmiast będzie mógł skonsumować. Hmm, konsumpcją to bym tej czynności nie nazwał, gdyż raczej przypomina to pożeranie i wchłanianie jedzenia...Jak jakiś Odkurzacz. Teraz się nie dziwię, że nasi Państwo wołają do Kudłacza- Zelmer;) Inną wadą Ursusa jest Jego narzucanie się. Zwykle, kiedy akurat chcę sobie pospać w koszyku, On przychodzi i próbuje złapać mój ogon. Czasem wali mnie po głowię swoją wielką łapą. Ma nadzieję, że poprzez zaczepkę zacznę go ganiać. A jeśli jestem senny to nigdy nie mam ochoty na zabawy. A jak Kot niewyspany to zły jest. A z ludźmi jest inaczej? Zawsze wysyłam mu ostrzeżenie, żeby pozwolił mi spać, a sam poszedł do siebie. W przeciwnym wypadku warczę, a jeśli to nie pomaga, moja łapa ląduje na Jego ogromnym ciele. Dopiero wtedy Olbrzym odchodzi.Jest też marudny, bardzo często bywa głodny, co nie podoba się naszym Ludziom, a mnie doprowadza do szewskiej pasji! Oni nie chcą Go utuczyć, więc nie podają Mu już jedzenia na żądanie. Ja tam nie rozumiem, przecież pyszna karma stoi sobie w naszym kocim barze....A On mimo to chodzi i zakłóca nasz spokój. No bo żeby co pół godziny prosić o jedzonko? Niech On nie przesadza!Stąd potem Ursusowe niesłuszne wnioski, na temat mojej rzekomej wyniosłości. A jak mam się zachowywać, kiedy ten młodzik przeszkadza mi w drzemce albo próbuje mi wykradać jedzonko z miski? Muszę się bronić i pokazywać mu, że nie może sobie na wszystko pozwalać. Jeśli bym machnął łapą na Jego każde złe zachowanie, to dziś mógłbym siedzieć co najwyżej w pudełku i nigdzie indziej. Jest młody, a ja byłem pierwszy w naszym domku, ma się więc mnie słuchać i szanować moje potrzeby chwilowego pobycia w samotności na pralce czy koszyczku. Tak jak chyba każdy kot, czy człowiek potrzebuję towarzystwa, ale też chwili pobycia samym ze sobą. Nie oznacza to, że się wywyższam. A kiedy jesteśmy wyspani i najedzeni bardzo chętnie się bawimy i biegamy za sobą, najczęściej Ursus za mną. Uprawiamy kocie zapasy, najczęściej na kołderce. Ursus przerósł mnie kilka miesięcy temu, a właściwie, jak się do nas wprowadził, wzrostem prawie mi dorównywał. Stąd muszę być bardzo uważny, ponieważ ten Kudłacz próbuje "wyrwać" mi władzę z łapek i wiele razy próbuje sprawdzić swoje siły, co mogłoby wpłynąć na ustaloną przez nas hierarchię. Na początku nie podobało mi się, że zamieszka z nami jakieś Amerykański Kot, ale dziś jestem bardzo wdzięczny mojemu Państwu. Choćby z tego powodu, że nie zostaje już sam, kiedy nasi Właściciele dokądś idą;)

niedziela, 24 lutego 2008

58. Ursusowe Rodzeństwo

 Nie pisałem Wam jeszcze o moich Siostrach i Braciach. Jak zapewne już wiecie urodziłem się  7 maja 2007, a wraz ze mną ósemka mojego kochanego Rodzeństwa. Dorodny miot- przyznacie;) Jak łatwo się domyślić było nas dziewięcioro, a na naszej Mamusii Emilii spoczęło nie lada  wyzwanie. Karmienie nas 24 godziny na dobę , otoczenie nas ciepłem Jej futerka, mruczenie nam kołysanek do snu, później nauka korzystania z kuwety i polowanka to tylko kilka z wielu zadań, które wpłynęły na nasze wychowanie.  A pracy było przy nas sporo, nie pomruczę. W końcu  dziewięć kociątek to nie przelewki.  
    Ale ja tu tak sobie gadu gadu, a zapomniałem przede wszystkim przedstawić Wam moje Rodzeństwo. Dodam tylko, że ich imiona mogły dziś ulec zmianom, gdyż ich nowi właściciele mogli nazwać je po swojemu, tak jak to się stało w moim przypadku. Póki co nazywam je tak, jak to uczyniła Pani Anna, hodowczyni, którą serdecznie pozdrawiam;)
Moje trzy Siostry to: Sahara, Ipanema Last, Ana Coma.
A oto imiona moich pięciu Braci: Vancouver Est, Schalom Climber, Lambert New, Mr.Fahrenheit, Mr. Lincoln. I Ja jako Bay Saylor, "przekształcony" w znanego Wam już, moi drodzy, Ursusa.Tutaj są ich zdjęcia.
    Zanim się urodziliśmy, nasi Rodzice posiadali jeszcze inne Dzieci. To nasze starsze Rodzeństwo, z innego miotu. "Nie pobili" jednak naszej dziewiątki, gdyż ich urodziło się "tylko" sześcioro. Złożone z czterech kotek, czyli moich starszych Sióstr, o imionach: Jamala, Jacoma, Jacarta i Jacota oraz z dwóch kocurków, czyli moich starszych Braci: Jaipur i Jet Broadway. Ten ostatni o mały włos, a mieszkałby teraz w moim domku, gdyż moi Państwo zainteresowali się Nim. Na moje szczęście  Jet został zarezerwowany przez kogoś innego, tuż przed telefonem moich Ludzi do hodowli, dzięki czemu pojawiła się szansa dla mnie.

    Co dziś dzieje się z moim Rodzeństwem? Nie za bardzo się orientuję dokąd pojechali i gdzie konkretnie mieszkają. Wiem jednak, że na pewno  znaleźli nowe domki, gdzie nowi właściciele troszczą się o nich, rozpieszczają i traktują z należytym szacunkiem. Jestem pewny, że krzywda im się nie dzieje, niecierpią głodu i zimna. Wierzę, że znaleźli odpowiedzialnych Ludzi, którym nigdy się nie znudzą i nie zostaną wyrzucone na ulicę. 
    Niektórzy z mojego Rodzeństwa, czyli  całej 15-stki, a konkretnie Jacarta została w hodowli Pani Anny, przez co stała się kotką hodowlaną. Vancuver Est również mieszka w hodowli, ale innej. 
    Mają misję, a polega ona nie tylko na tym, aby zabłysnąć na arenie wystawowej i wygrywając mam nadzieję trofea, ale także, aby przekazać kolejnym pokoleniom maine coon'ów, ich wspaniałe cechy wyglądu, charakteru, zdrowia. A więc cały garnitur cudownych genów;)

    I tak moja Siostra Jacarta niedawno urodziła siedmioro pięknych kociątek, czyniąc mnie prawdziwym Wujkiem. Zdjęcia tych maluchów są tutaj.
Natomiast mój Brat Vancuver Est zamieszkał we włoskiej hodowli i bez dwóch zdań czeka go  kariera wystawowa, a i zapewne obowiązek spłodzenia  wspaniałego potomstwa. Tutaj można zobaczyć, jak mu się żyje;)

    Moje przeznaczenie było inne, a brzmiało "kotek na kolanka". Zostałem wykastrowany, (czyli że Ja nigdy nie zostanę biologicznym Tatą), co sprawia, że i Ja i moi Właściciele nie doczekamy się nieplanowanych kociąt, często skazanych na zły los i nawet choroby. Jesteśmy więc uspokojeni. Poza tym nie dopuszczę się do rozrodu nowych maine coon'ów poza hodowlą. Bo tak nie wolno! 

środa, 20 lutego 2008

57. "Łapicure" i innym zabiegom upiększającym mówię "NIE"

   Ludzie to dziwne stworki, dawno już to zauważyłem. Chodzą do takich osobników zwanych "fryzjerami", żeby podcinać, ścinać, kręcić, farbować, czyli zmieniać kolor swoich włosów. My koty musiałybyśmy nie schodzić z fotela fryzjerskiego, jak miałybyśmy tak ciągle się strzyc, czesać i kombinować z naszym futrem. Dlatego lubimy same dbać o siebie. Wiemy kiedy jesteśmy brudne, a ludzie nie muszą na siłę nas upiększać.
    Co więcej, nie wiedzieć czemu, ludzie chcą posiadać piękne i zadbane paznokice u rąk i nóg. Dokładnie nie wiem na czym polegają takie zabiegi, ale podobno moczy się palce, żeby skórki dookoła paznkoci zmiękły, dzięki czemu można je potem łatwiej wyciąć. U nóg podobno to samo. Ludzie nazywają takie zabiegi kolejno manicure i pedicure. Czasem używają też pilników, żeby spiłować paznokcie, czasem kładzie się na nie jakiś akryl, a czasem maluje się paznkocie lakierami, których zapach, jak dla mnie pozostawia wiele do życzenia. Są też jakieś białe paseczki, którymi chętniej bym się pobawił, są jakieś tipsy albo odżywki. Różnorodność jak nic. 
    Ludzie czują się wtedy atrakcyjniejsi, rodośniejsi, weselsi, może i nawet docenieni, bo są przecież chwaleni za ich nie do końca naturalny wygląd...;). Szczycą się swoimi upiększonymi paznokciami, czy innymi elementami wyglądu. Moja Pani posiada kilka takich substancji w łazience i wcale nie jestem uszczęśliwiony, kiedy czuję na jej paznkociach jakieś zmywacze, czy lakiery.Blee. Jednak to Jej sprawa- jak chce się terroryzować, droga wolna.         Gorzej, kiedy Ja staję się głównym bohaterem zabiegów łapicure i innych takich. Nie rozumiem po co mi obcinać pazurki, po co na okrąglo rozdłubywać moje wyhodowane kołtunki, kiedy tak ciężko je wyprodukować ;) Po co w dodatku przemywać mi oczka po śnie. Ja chcę mieć wybór. Jeśli mam śpiochy, w moim narządzie wzroku, to tak mi się podoba i tak chcę sobie chodzić. Takie mam życzenie, a żaden kot nawet nie zwróci mi uwagi na temat moich brudasków w oczkach. Inną sprawą są moje pazurki. Nie lubię, kiedy moja Pani i Pan mi je przycinają. Lubię wskakiwać na drzewo, a jak mam to robić, kiedy one są skrócone? Sam sobie lubię ścierać na jego korze i nikomu nic do tego!;) Jeśli mam ochotę nosić liścia na ogonie, który mi się akurat przyczepił podczas spacerku to też moja sprawa. A moja Pani czy Pan zaraz próbują mnie "poprawić" i pozbawiają mnie takiej pięknej roślinki;( 
    Nie lubię też, kiedy Pani zagląda mi pod ogon, kiedy wyjdę z kuwetki. Zawsze sprawdza, czy aby przypadkiem "coś" mi się nie przykleiło do mojego bujnego futra. Podobnie Państwo czyszczą mi łapki, kiedy przyklei się do nich jakś mała bryłka żwirku. Najgorszą jednak rzeczą jest to, że moja Pani zawsze kiedy przyuważy błotko na moich łapkach, bierze wilgotną szmatkę i mi je przemywa. Jak Ja niecierpię tych zabiegów upiększających! Jak nie przycinanie pazurków, to sprawdzanie czy aby coś się nie przykleiło do mojego futra. Jak nie czyszczenie oczek to rozczesywanie kołtuników. Ja nie chcę być taki czyściochem jak Mufasa, lubię czasem być niepoprawnym brudaskiem i basta!;););)
    P.S. Moi Właściciele nie mogą się dowiedzieć, co tu napisałem.

poniedziałek, 18 lutego 2008

56. Moja nowa galeria

Chciałem Was poinformować i zaprosić do obejrzenia mojej nowej galerii ze stycznia 2008 roku, kiedy skończyłem 8 miesięcy. W albumie pt." Razem z Mufim-Mufasą" również załączyłem dwa dotąd niepublikowane zdjęcia. Jedno nawet moja Pani śmiesznie nazwała. Dziś dopiero na nie natrafiłem w naszych skromnych zbiorach i od razu dałem znać mojej Właścicielce, że należałoby je Wam pokazać. P.S. Przerosłem już moją sąsiadkę Białą Damę, czyli Filemoncię, a tym samym stałem się największym i zapewne najcięższym Kotem tu w okolicy. Teraz wyglądam już,(mam nadzieję), jak prawdziwy Ryś. Tylko żebyście mnie źle nie zrozumieli: moje imię to Ursus, ale charakteryzuję się rysiowym wyglądem;)

niedziela, 17 lutego 2008

55. Międzynarodowy Dzień Kota- Ursus pamięta


  

 Wy, moi drodzy Czytelnicy, na pewno już wiecie, że 17 luty to także Międzynarodowy Dzień Kota. Pani mojej blogowej kociej Koleżanki Michasii, przypomniała mi, abym nie zapomniał o tym wyjątkowym święcie. Jak widzicie świętujemy dalej, gdyż po urodzinach Mufaski przyszedł Światowy Dzień Kota. 
    W tym dniu m.in. zwraca się uwagę na koty jako zwierzęta, którym należy się szacunek, na ich piękno i tajemniczość, poza tym uwrażliwa się ludzi na koci los, niezawsze szczęśliwy. Bezdomność, głód, brak opieki i miłości właściciela to istotne dla nas problemy. Niekontrolowane rozmnażanie się, a co za tym idzie niezliczona i za duża ilość mruczących futrzaków, prowadzi i skazuje koty do życia w altankach, garażach czy piwnicach. Czasem świadomość ludzi jest tak niska, że kastrację i sterylizację tłumaczą okaleczaniem kotów, a tak naprawdę zapobiegają one wielu problemom w przyszłości. 
    Te zabiegi są bardzo potrzebne, gdyż my Koty nie potrafimy "sprzeciwić się" naszemu instynktowi. Jeśli jesteśmy wykastrowane , czy wysterylizowane, a przecież to nas nie boli, bo dobrzy weterynarze dbają o to, abyśmy niecierpiały, to nie mamy w głowach informacji, aby przedłużyć gatunek. W efekcie nie tułają się potem biedne, wystraszone, często schorowane koty po ulicach. 
    Inną rzeczą jest odrzucenie stereotypów na nasz temat. Ani nie śmierdzimy, ani nie jesteśmy fałszywe, ani nie posiadamy złych mocy, przynoszących nieszczęście, ani jak zauważa moja inna Koleżanka-Ogonek, nie posiadamy siedmu żyć! Ja jeszcze bym dodał, że należałoby informować potencjalnych kandydatów na właścicieli kotów, aby wiedzieli, czego mogą się spodziewać, kiedy wezmą sobie do domu kociego towarzysza. Jak nas karmić, co zrobić z naszą toaletą, jak nas traktować, bo my psami nie jesteśmy.

    Zajrzałem do Magazynu "Kot" z lutego 2006 roku. Redakcja podaje, o czym nie wiedziałem, że miastem, które najbardziej sobie upodobały Koty, jest Rzym. Podobno w uliczkach tego wiecznego miasta i ruinach Koloseum mieszka niezliczona ilość owych zwierzątek. Obecność tak wielu futrzastych stworzonek w stolicy Włoch sprawiła, że to tam zrodził się pomysł uczczenia kotów. I tak powstało specjalne kocie święto- Światowy Dzień Kota. W Polsce natomiast pierwszy raz tę uroczystość obchodzono w 2006 roku.

    Szanujcie i kochajcie Koty, tak jak My na tej fotografii. 

sobota, 16 lutego 2008

54. Jeszcze o urodzinach i marzeniach urodzinowych


 2-gie urodziny Mufiego już minęły, a za rok kolejne. Mufasa chciał bardzo podziękować, że odwiedzacie nas- nasi koci, psi i ludzcy Przyjaciele. A ja w szczególności!
    Teraz będziemy czekać i odliczać pozostałe dni do moich urodzin, kiedy skończę Roczek. Do maja już niedaleko, wtedy też nastanie wiosenka w pełni i może moje święto spędzę w plenerze. Któż to wie;)  Marzy mi się prezencik, ale wiem, że na pewno nie dostanę tego, o czym śnię. A mianowice niejednokrotnie prosiłem  o chomika, świnkę morską, rybkę i papużkę.
     Cóż to marzenie?- powiecie. Dla mnie niewyobrażalne i niedoścignione. Próbowałem przekonać moich Właścicieli, mrucząc im codziennie do ucha, a także miałem nadzieję, że poprzez używanie najładniejszych słów w języku miaukowym uda się coś wskórać. A tu lipa! Moja Pani powiedziała, że wątpi w moją przyjaźń z owymi zwierzątkami, twierdząc że prędzej czy później zostałyby pożarte. Nie byłaby więc to prawdziwa, obustronna przyjaźń, a co najwyżej jednostronna. A to niedobrze.
    Cóż, nie jestem fałszywym stworzeniem i nie potrafię kłamać.  Nie mogę zagwarantować moim Ludziom, że zwierzaczki któregoś dnia mogłyby  zniknąć. Poza tym mój Pan uważa, że to nieludzkie i niehumanitarne, aby kupować mi chomika, świnkę morską, rybkę i papużkę w celu zaspokojenia moich kocich potrzeb polowania. 
    -Nie można budować szczęścia na czyimś nieszczęściu- oznajmił mi kiedyś podczas zabawy w piórko. 
    Na dokładkę moja Pani zapytała mnie, jak ja bym się czuł, gdybym spędzał większość dnia w klatce, a dookoła jej stałyby dwa wielkie lwy, oblizując się na mój widok. (Jako lwy miała na myśli mnie i Mufasę). 
    -Patrzyłyby na ciebie jak na kawałek kotleta- powiedziała. Nieciekawie bym się czuł, przyznałem rację mojej Pani i posmutniałem. 
    Ja jestem Kotem, nie potrafię myśleć tak abstrakcyjnie, żeby zastanawiać się na losem tych czterech stworzonek. Dla mnie to są prawa natury: większy je mniejszego i koniec. Nie umiem pogodzić się tak łatwo, że świnka morska,  chomiczek, rybka czy papużka raczej nigdy nie zagoszczą w naszym domku;(
    Dla poprawy humoru chciałem Wam jeszcze pokazać jedno zdjęcie Mufasy, sprzed prawie dwóch lat, kiedy skończył  miesiąc. Poprzednim razem zapomniałem;) Prawda, że śmiesznie wyglądał? Jak taki malutki szczurek, 😆

piątek, 15 lutego 2008

53. Mufasa ma 2 lata!!!

    Chciałem ogłosić wszem i wobec radosną nowinę. Mój niesforny, ale jakże kochany współmieszkaniec, przezywany przeze mnie Ruskiem  lub Niebieściuchem, czyli Mufasa, obchodzi dziś swoje 2-gie urodziny. 
Jaki jest dorosły! Ale jaki  malutki!  oczko 


Mufasku przyjmij od nas życzenia: prezent 


Długo czekaliśmy owej godziny, 
Aż wreszcie nadeszły Twoje Urodziny. 
Więc chcemy przed Tobą serce otworzyć, (ale tylko dzisiaj, haha) 
I najlepsze życzenia Ci złożyć. 
Żyj długo w szczęściu i radości, 
Nigdy nie zaznaj przykrości. 
I tylko samych pogodnych dni, 
Na Urodziny... 
życzy Ci ....Filemoncia i Gładki.

W dniu Twoich Urodzin, 
w dniu pełnym radości, 
najlepsze życzonka, 
pięknego w życiu słonka, 
smutków małych jak biedronka,
a przede wszystkim dużo jedzonka, które Ci podkradnę!
życzy Ursusik

Dzisiaj Twoje Urodzinki, 
więc życzymy Mufiemu zawsze słodkiej minki, 
prócz tego byś miał szczęście 
i by los Ci sprzyjał, 
na przykrości nie narzekał 
i byś zawsze tak ładnie wyglądał..
i masażyk głowy Pani zawsze zrobił,
życzą Twoi Właściciele i inni znani Ci Ludzie;)

W dniu Twoich urodzin,
zawsze uśmiechniętego pyszczka,
wesołej zabawy i mnóstwa
smacznych rybek 
życzą Twoi Rodzice, (Mama Kamelia i Tata DJ) oraz Twoje Rodzeństwo: Mia, Matrix, Morgan, Morfeusz i Maverick, czyli miot "M";)


   


(Tata DJ) Skopiowane z http://www.ewjatar.republika.pl/


 The image “http://web.mac.com/mczenko/Blog-Mufiego-Mufasy/Galeria_Mufasy_files/mufasa.jpg” cannot be displayed, because it contains errors.
Tu malutki Mufasa,  skopiowane z hodowli, w której się urodził http://maskotkacarow.republika.pl/

A tutaj dorosły Mufasek;)







A oto Mama Kamelia!


            Synku tu Mamusia, bądź dzielnym i grzecznym Kocurkiem!

Hurra, rybki i mięsko już dla Mufaski podajemy;)  Tatuś i Mamusia już przybyli, więc zaczynamy wirtualne przyjęcie. Oczywiście moi koci, psi
 i ludzcy Przyjaciele są również zaproszeni! Mufaska tak powiedział....tzn. zamruczał.
   

(A potem i tak będziemy się ganiać i urządzać zapasy...)   

środa, 13 lutego 2008

52. Pudełkowe posłanko

    Na brak posłanek w domku nie możemy narzekać. Właściwie w każdym pomieszczeniu znajdziemy coś dla siebie. A to jedna z dwóch budek w drapaku, w której niestety już się nie mieszczę;), a to jeden z dwóch koszyczków wyścielony poduszeczkami i kocykiem albo nieużywaną przez naszych Państwa kołderką, a to fotel, czy kawałek, nazywanej przez naszą Panią, miśkowatej tkaniny na parapecie, skąd obserwujemy świat. Wydawałoby się, że legowisk mamy po dostatkiem i niekoniecznie potrzebujemy następnych. A tu mała niespodzianka. 
    Otóż, nasi Ludzie, jak zresztą inni też, zaopatrują się w miejscach, zwanych sklepami w artykuły spożywcze, drogeryjne i inne. Tak słyszałem. Mnie szczególnie interesuje ta pierwsza kategoria- kategoria spożywcza;) Zazwyczaj, kiedy nasi Ludzie jadą razem do supermarketu, robią większe zakupy, bo aż na kilka dni. Bywa i tak, że z rozkojarzenia, zapominają zabrać ze sobą torby na zakupy. Pamięć ludzka jest pamięcią dobrą, ale niekiedy krótką, (to tak między nami). Ja tam nigdy, przenigdy niczego nie zapomniałem ;);):)
    Wobec tego, brak reklamówki, czy czegoś podobnego na miejscu w sklepie trzeba jakoś zrekompensować. Bo niby w co włożą nasi Państwo jedzonko? A jak będzie trzeba coś odrzucić na bok, a tym czymś okaże się moja karma, puszka, czy jeszcze jakiś inny koci smakołyk? Nie byłbym zadowolony i na pewno obraziłbym się na cały świat, ze szczególnym uwzględnieniem naszych Właścicieli.Ale na szczęście, nigdy się nie zdarza, żeby moje rarytasy w ostatniej chwili były odstawiane na półkę. Ludzie, w gamie swoich wad posiadają też zalety. Potrafią myśleć, wnioskować i decydować. My Koty niby też, ale mózgi ludzkie są bardziej rozwinięte. Dlatego też brak toreb na zakupy moi Państwo zastępują niekiedy prześlicznymi, twardymi, pachnącymi kartonami, różnej wielkości. Tak! Te pudełka podobno sprzedawcy udostępniają takim zapominalskim, jak moi Państwo. Następnie moi Ludzie wkładają do nich zakupione artykuły, zanoszą do bagażnika w samochodzie, z którego, poza odwiedzinami Mamy mojej Pani i weterynarza, nie korzystam. A potem to już jadą sobie wygodnie do domku, gdzie w progu drzwi wraz z Mufasą na nich czekamy...Hmm, skłamałbym, jakbym nie wspomniał, że zarówno zawartość, jak i sam karton stanowi dla nas wielką wartość;) Po rozpakowaniu i powkładaniu jedzonka, najczęściej do zimnej lodówki, w czym aktywnie uczestniczymy i pomagamy;), oczekujemy, że pudełko przejdzie na naszą własność. Nasza Pani już wie, że musi nam je oddać. Wtedy wskakujemy do niego, obwąchujemy i oznaczamy je noskami, a później polujemy na nasze łapki i ogony. 
    Inną atrakcją są zabawy w chowanego z naszym Państwem, którzy to ganiają nas na żarty, a my im się chowamy w kartonikach. Udają, że nas nie widzą i na niby wołają, gdzie to mogliśmy się ukryć. Czasem też pudełko służy nam za posłanko, kiedy znudzi nam się np. fotelik, kocyk, czy budka w drapaku, (dotyczy Mufiego). Dzięki zapominalskiej naturze naszych Właścicieli mogliśmy liczyć na cztery takie tekturowe pojemniki. Teraz już się nie mylą, (na nasze nieszczęście), gdyż za każdym razem zabierają ze sobą torby. Ja kociobiście, uwielbiam drzemki w pudełku w czerwone kółeczka, które moja Pani kilka dni temu wyścieliła mi czarnym pledem. Ale i tak najmilszym, najlepszym, największym i najwygodniejszym legowiskiem w naszym domku jest łóżko naszych Państwa, gdzie cała nasza czwórka codziennie zasypia i budzi się.

niedziela, 10 lutego 2008

51. Zapachniało wiosną i...rywalizacją

    Co za szczęśliwe dni nastały- rozmarzyłem się, wpatrując się w okno. Ciepełko, słoneczko, nawet pąki powoli się rozwijają, chociaż mój Pan uważa, że jeszcze za wcześnie, aby listki już się pojawiały na krzaczkach. 
-Dopiero zaczął się luty, więc wiosna ma jeszcze czas, roślinkom może to tylko zaszkodzić- powiedział. Dla mnie wiosna to żadna nowość, gdyż urodziłem się w maju, a więc w czasie kiedy jest najpiękniejsza. O ile sobie przypominam, niedawno mieliśmy jesień, kolorowe liście spadły wówczas z drzew, potem przyszły ulewy i szybko kończące się dni. Jesień miała prowadzić do nieznanej mi pory roku- białej i lodowatej zimy. Nie dane było mi jej poznać kociobiście i nie wiem, czy się cieszyć, czy smucić. Widzę jednak, że członkowie mojej czteroosobowej rodziny nie narzekają zbytnio. W efekcie najzimniejsza pora roku nas ominęła, przynajmniej do teraz. Ale po co się zamartwiać na zapas, skoro pojawiły się pierwsze oznaki wiosenki? Jedno mogę powiedzieć na pewno: po jesieni przychodzi wiosna;)
    Ja tu mruczę i mruczę o pogodzie, a jeszcze chciałem podzielić się z Wami moją radością i euforią.Powodem mojego dobrego humoru nie jest tylko budząca się przyroda. Otóż od wczoraj wychodzimy na spacerki całą naszą czwórką. Ja na smyczy z moją Panią, a Mufasa w obróżce gdzieś tam biega przy naszym Panu. Czasem się rozdzielamy, abyśmy obaj mogli od siebie odpocząć. Kiedy dziś mój Pan odszedł z Ruskiem na trawniczek, ja z Panią skierowałem się do ogródka naszych Sąsiadów. Pan Sąsiad, właściciel Zielonej Papużki, z którą marzy mi się "wielka przyjaźń" ;) postanowił oporządzić swój ogródek i powyrywać chwasty. Niczego podobnego jeszcze nie widziałem, przynajmniej sobie nie przypominam. Mufasa nie ostrzegał mnie, ile będzie przy owym rwaniu chwastów zabawy, a Ja nie mogłem przecież przegapić takiej okazji.. Sąsiad zachwycony, jak zawsze, moim rysim wyglądem, pozwalał mi- właściwie na wszystko. Mogłem sobie wskoczyć na teren jego ogródka, obwąchać każdy krzaczek, czy roślinkę, a przede wszystkim obserwować co on robi z zarośniętą trawką w ziemi. 
    W tym czasie Niebieściuch przebywał z naszym Panem, co go niezmiernie cieszyło. Muszę Wam jednak powiedzieć, że starszy współmieszkaniec czasem nie traktuje mnie jak równorzędnego członka rodziny, a przejawia się to jego zaborczością i chęcia posiadania naszych Ludzi na wyłączność. Kiedy Pani rzuca mu piłeczkę, sznureczek czy macha mu piórkiem przed oczyma, staje się bardzo aktywny i chętnie się z Nią bawi. Ale kiedy ja również chciałbym dołączyć do gry to niestety...Ruskowi "odbija" i obrażony odchodzi na posłanko. Tak samo jest ze spacerkiem. Nie lubi, kiedy kręcę się w pobliżu jego ogona albo naszych Państwa. No może nie zawsze, ale kiedy zobaczy na horyzoncie mojego Pana, (bo Pani zazwyczaj trzyma mnie na smyczy), biegnie do Niego, ociera się o Jego nogę, prosi o przytulenie, a potem mruczy. To dziwak jakiś, gdyż tak zachowuje się tylko wtedy, kiedy nie ma mnie w pobliżu. Hmm, ale Ja tam wcale nie postępuję lepiej. Również obserwuję, ile czasu, gdzie i kiedy Rusek przebywa z naszymi Ludźmi. To się nazywa chyba zazdrość, czyż nie?A kiedy Mufasie znudzi się obcować tylko z Panem, przybiega do mnie, wącha moją głowę, czasem łapą mnie trąci, ale też i zapoluje na moje olbrzymie ciało. A Ja w nadziei, że Niebieściuch nareszcie mnie zaakceptował, cieszę się jak głupi do sera. Potem mu mija i od nowa rozpoczynamy naszą rywalizację o serca naszych Państwa. 
    Dziwny z nas duet, gdyż z jednej strony walczymy ze sobą, a z drugiej strony nie moglibyśmy żyć bez siebie. Ciekawi mnie, czy Wy moi drodzy koci Przyjaciele również walczycie ze sobą o względy swoich Pań i Panów?

środa, 6 lutego 2008

50. "Versacze" i inne pseudopachnidła...




    Często z Mufasą podejmujemy poważny dla nas temat, dotyczący zapachów. Nie myślę tutaj o wonii, jaką wydzielają kwiaty czy inne zwierzęta.
Chodzi mi bardziej o to, jak pachną nasi Państwo. Mimo że my świetnie rozpoznajemy ich naturalny zapach, to jednak oni jakby sprawiali wrażenie, jakby chcieli go po prostu "zabić". Zauważyliśmy już, że co jakiś czas, czy to przed wyjściem dokądś, czy tak po prostu po kąpieli, psikają jeden lub dwa razy, w swoje szyje lub nadgarstki, czymś ciekłym z takich buteleczek, których zdjęcia zamieszciłem w dzisiejszej notatce. A potem  chodzą dumni i szczęśliwi, jakby nie wiadomo co się wydarzyło...
     A wszystko przez te flakoniki, w których gromadzą te ich ludzkie pseudopachnidła. Dla nas: Ruska i mnie, perfumy, bo o nich mowa, należą do najbardziej odurzających i śmierdzących substancji, jakie dane było nam poznać. Nie lubimy, kiedy nasi Ludzie "jadą" na kilometr jakimiś versaczami czy innymi takimi. Oni myślą, że jedno psiknięcie raczej nie będzie wyczuwalne, ale jakże się mylą.
    My jako Zwierzątka cechujemy się szczerością, a w związku z tym, zawsze  kiedy tylko mojej Pani czy Panu wpadnie myśl, aby nas przytulić, a poczujemy te wstrętne zapachy, dajemy prędko im do zrozumienia, żeby zostawili  nas w spokoju i najlepiej oddalili się. A robimy to tak: podczas przebywania w ramionach naszych Państwa odwracamy głowę w przeciwną do nich stronę, a potem ile siły w łapkach wyrywamy się. Jeśli to nie skutkuje, niestety zostajemy zmuszeni do najgorszych czynów, tzn. warczymy albo  syczymy. Nie owijamy w bawełnę, niech wiedzą, jak nienawidzimy tych smrodków. Wolimy zdecydowanie bardziej  ich naturalny zapach, dlatego też wtedy pozwalamy się brać częściej na rączki, a także jesteśmy bardziej chętni do zabawy.
     Nasi Państwo powinni wiedzieć, że my Koty posiadamy zdecydowanie lepszy węch, od ludzkiego, dlatego też nawet najmniejszą ilość tych pesudowonii, od razu wyczujemy. Powinni ograniczyć perfumowanie się, ale co dziwne nie oni jedyni taki robią....Inni też.
    Dziś nawet Mufasa jest ze mną zgodny ;)!

wtorek, 5 lutego 2008

49. Kocie przykazania


Moi drodzy koci  Przyjaciele musicie to wiedzieć ;)


Kocie przykazania:

Nie będziesz wskakiwał na klawiaturę, kiedy człowiek łączy się przez modem.
•Nie będziesz wyciągał kabelka telefonicznego z gniazdka w modemie.
•Nie będziesz rozwijał całej rolki papieru toaletowego.
•Nie będziesz siadał przed monitorem ani telewizorem, jakbyś był przezroczysty.
•Nie będziesz rzucał pawia balistycznego ze szczytu lodówki.
•Nie będziesz wchodził do jadalni tylko po to, żeby wylizać sobie tyłek.
•Nie będziesz się układał z zadkiem przed ludzką twarzą.
•Nie będziesz zeskakiwał z wysokości na ludzkie genitalia.
•Chociaż jesteś szybki, nie dasz rady przebiec przez zamknięte drzwi.
•Nie będziesz łaził po budziku i wyłączał go.
•Nie będziesz właził do śmietnika z obrotową pokrywą, bo wpadniesz i zatrzaśniesz się w środku.
•Nie będziesz wskakiwał na kibelek, kiedy człowiek już na nim siedzi.
•Nie będziesz wskakiwał śpiącym na brzuch o czwartej nad ranem.
•Zechcesz zauważyć, że dom nie jest więzieniem, z którego się ucieka przy każdej nadarzającej się okazji.
•Nie będziesz sie podstawiał ludziom pod nogi, nawet jeśli idą za wolno.
•Nie będziesz otwierał drzwi łazienki, kiedy goście są w domu.
•Będziesz pamiętał, że jesteś drapieżnikiem, a kwiatki nie są z mięsa.
•Będziesz okazywał skruchę, kiedy cię besztają.
tłum. HARY
Hmm, ale moi Państwo nie mają żadnego modemu, tylko ruter ( lub router). To może te przykazanie mnie nie dotyczy?

piątek, 1 lutego 2008

48. Gładki


 W natłoku moich maine-coon'owych spraw, uzmysłowiłem sobie, że skoro przedstawiłem Wam Filemoncię, to nie mogę pominąć innego kociego sąsiada.
    Dlatego dziś opowiem Wam o Gładkim. 
   Kto to taki? To kot z sąsiedztwa, a nawiasem mówiąc współmieszkaniec Markizy Filemoncii. Nigdy nie dowiedziałem się, czy jest on z nią spokrewniony. Jedyne co wiem, to to, że na pewno jest kocurem ;-) i nazywa się naprawdę Ali. (Widać, że właściciel Filemoncii i Gładkiego to wielbiciel białych kotów, tak jak moi Państwo- niebieskich;)).
    Dlaczego “Gładki”?-zapytacie. W tym celu przytoczę ponownie zapiski mojej Pani....bo niby skąd ja mam to wszystko wiedzieć....

    " Zwykłam nazywać- spotykane przez mnie tutaj koty- na podstawie mojego pierwszego  skojarzenia z nimi związanymi. (Tak jak to zrobiłam z Filemoncią, bo przypominała mi kota Filemona z Dobranocki. Dlatego też bez zbytniego wysiłku wymyślałam imiona dla sąsiedzkich kotów, aby nie ograniczać się tylko do nazwy typu "ten rudy", czy "ta  biała".
    W tamtym roku odwiedził nas również ten biały kocur. Siedział sobie na parapecie od strony naszego pokoju dziennego i bardzo chciał wejść do nas do mieszkania. Dziś się śmieję i sama sobie dziwię, jak mogłam pomylić go z Hrabiną...A ponieważ stwierdziłam, że to Biała Dama, bez wahania go zaprosiłam. Dopiero kiedy otworzyłam drzwi, zauważyłam, że nie jest to Filemoncia....A jeśli nie Filemoncia to kto?
    Spojrzałam na jego sierść i powiedziałam: ... “To nie ona.., ten kot jest inny, jakiś taki gładki...”   
I stąd ta nazwa “Gładki”.
    Mimo że Gładki jest podobny do Filemoncii poprzez białe umaszczenie sierści,  to jednak różni się od niej. Po pierwsze ma inne oczy: jedno jest niebieskie, drugie bursztynowe. Po drugie słyszy, (Biała Dama cierpi na głuchotę), a po trzecie ma krótszą sierść, aniżeli Filemoncia,(zdjęcie obok).


    Obydwa te koty różnią się, jeśli chodzi o charakter. Filemoncia- wyniosła, sprawiająca wrażenie  zarozumiałej. Gładki natomiast zachowywał się do tej pory jak “dzikus”, stoczył kilka walk z innymi kocurami, przez co “wylądował” u weterynarza. Potrafił siedzieć w trawie kilka godzin, nie dbając o swoją sierść, co powodowało, że był brudny. Nieprzewidywalny- raz czuły, innym razem potrafi ugryźć. Nie toleruje innych kotów, choć przed Filemoncią “czuje” mały respekt.  
    Kiedy zachodził w nasze progi domowe, chętnie częstował się tym, co zostawiła w miseczce Hrabina. W zasadzie niewybredny kocur, taki amant...;-) Nie chciał też być brany na ręce i zdarzało się, że wtedy syczał, alarmując nas śmiesznym miauczeniem, podobnym do dźwięku wydawanego przez lalkę...
    Można powiedzieć, że aktualnie bardzo się zmienił, wydoroślał, urósł,  jego sierść stała się czystsza, a także przytył ;-). Podejrzewamy, że został wykastrowany, bo i również się uspokoił. Tak, jak Filemoncia upatrzyła sobie nas i przesiadywała u nas w domu, tak  Gładki, (jakby jej wzorem), znalazł sobie innych adoratorów. Choć nie bywa u nas za często, to jednak nas rozpoznaje, kiedy spotykamy go przypadkowo np. na “Szlaku Fildegardy”, czy w garażu. Okazuje nam wtedy swoją kocią radość, prosi o pogłaskanie, nie pogardzi też smakołykiem, jeśli taki mu zaoferujemy. Chyba też nas lubi ;-)".