sobota, 26 kwietnia 2008

78. Chwila samotności Mufasy


   

Oto, jak pyszałkowaty Mufasa odezwał się dziś do mnie...
"Zostaw mnie w spokoju Kupo Kłaków! Nie widzisz, że chcę pobyć w samotności na pralce?" 
Dostanie mu się, jak się już wysamotni... ważniak 

środa, 23 kwietnia 2008

77. Iti- trzeci Białas


   Już wiecie, że w naszym sąsiedztwie mieszka sporo Kotów. Część z nich mogę obserwować na spacerkach, kiedy ze swoich parapetów w domkach podglądują mnie, a ich tajemnicze oczka śledzą moje poczynania na trawce. Jest ich więcej, niż wspomnane kiedyś -siedem osobników. Jeśli wezmę pod uwagę tylko naszą klatkę to oczywiście podałem prawidłową liczbę, jednak w kolejnych blokach moja Pani naliczyła i zauważyła kolejne Koty. Bardzo nas to cieszy, że ludzie tu mieszkający, kochają Mruczące Futrzaki, dzięki czemu te ostatnie mogą liczyć na miłość, opiekę i ciepło swoich Opiekunów. Rzadko zdarza się, żeby jakiś Kot pałętał się tu i ówdzie, tak bezpańsko. Wysoka świadomość pojęcia kastracji ma w naszym otoczeniu pozytywne strony, ponieważ nie rodzą się aż tak często nadliczbowe kocięta. Wiecie na pewno, jak trudno znaleźć im potem dom, a przez życie na ulicy skazuje się je na chorobę i w efekcie na śmierć.
    Do czego zmierzam? Kiedy tak wszyscy nasi koci sąsiedzi wylegują się na posłankach i oglądają świat zza wielkich okien, to któregoś dnia pojawiła się Ona. Leżała na trawie, częściowo schowana w krzaczkach, tak aby z tyłu nikt Jej nie zaszedł. Chyba czuła się tam bezpiecznie. Nie wiem. Podczas spacerku z Mufasą, ponieważ Ja w tym czasie piłem mleczko z mamusiniego sutka, a więc nie trudno się domyślić, że mnie jeszcze nie było w naszym domku, Pani zauważyła coś białego w zielonej gęstwinie. Zażartowała, że albo Filemoncia albo Gładki w ramach poobiedniej drzemki tym razem wybrali sobie spanko w plenerze.  Pomyślała, że skoro te dwa Białasy ją znają i lubią, bez obawy postanowiła podejść bliżej. Mufasek jej towarzyszył. Biały Kot spał, ale nie obudził się natychmiast. Pani upewniła się, że zwierzątko oddycha, po czym po chwili przemówiła sama do siebie: “ To nie Filemoncia ani Gładki”.


    Białas się zerwał, przestraszył i wskoczył do krzaczków. Mufasa, jak mi opowiadał te zdarzenie, sprawiał wrażenie bezdusznego. Nie było mu szkoda tego Kota, nawet na Niego warczał i wyganiał z Ruskowych  ulubionych zielonych miejsc. Nie mogłem zrozumieć, jak On mógł tak postąpić?
    Nasi Państwo postanowili zainteresować się zagubionym, jak się po chwili okazało bezpańskim Kotem. On jednak bał się i nie miał zamiaru współpracować. Ale nasza Pani wymyśliła podstęp. Poszła do domku i po chwili zaniosła Białasowi jedzonko i suchą karmę. Sprytnie- ja na pewno bym się skusił. Kot nieufnie wyszedł z gęstwiny, spojrzał na Panią, która oddaliła się na wszelki wypadek. Nie dlatego, że się obawiała tego Futrzaka, tylko chciała, aby Kot poczuł się w miarę bezpiecznie i mógł w spokoju zjeść. A głodny to On był... 
    Nasza Pani jak to Pani, natychmiast nadała Kotu imię, a było nim po prostu- Iti. Nie wiem dlaczego, Mufasa mruczał, że to podobno z powodu niby podobieństwa Bialego Futrzaka do takiego stworka z jakiegoś filmu, który dawno temu widziała. Wy pewnie wiecie, o jakim Itim, tu mruczę, ja natomiast nie mam pojęcia. Potem okaże się, że to Kotka, ale za chwilę;)
    Imię już się nadało. Trzeba było jeszcze się dowiedzieć, czy to Kot kogoś z sąsiedztwa. Pani miała przeczucie, że chyba nie, ponieważ Iti bała się przeraźliwie. Nie wyglądała zbyt obiecująco: miała brudne futro, brak obróżki, do tego dość wychudzona.  Było lato, więc drzemka na trawce okazała się dla Niej czymś przyjemnym. Pani postanowiła Ją zostawić, dać Jej czas, aby Iti jej zaufała. Dość szybko Kotka przekonała się do dobrych intencji naszych Opiekunów i jakoś po godzinie idąc po ich zapachu, stanęła w naszych drzwiach tarasowych. Weszła nawet do nas do domku, co bardzo nie spodobało się Niebieściuchowi. Jak on warczał, sam mi mruczał. Podobno bał się, że Iti zajmie jego miejsce. 

    Właściciele nasi nie mieli więc wyboru- musieli Ją wyprosić. Pani nałożyła jeszcze jedną porcję jedzonka, a Ona jadła, jakby na zapas. Nasza Właścicielka dostrzegła, że Iti nie posiada trzech kłów, co przecież dla Kota jest bardzo ważne. Zrobiło jej się smutno, a Pan postanowił wziąć Kotkę na ręce. Pozwoliła i nawet zaczęła “rozmawiać” i “opowiadać” co Jej się stało.  Tylko, że Państwo nasi nie rozumieli Jej mruczenia;( Bali się, że ktoś Ją wyrzucił z domku albo pobił, od czego straciła ząbki. Przy okazji okazało się, że to Kocia Dziewczynka rumieniec 
    Mufasie odwiedziny Iti bardzo sie nie podobały. Na szczęście Pan Filemoncii zajął się Białaską bardziej, ponieważ znalazł Jej nowy dom, a wcześniej założył Jej obróżkę “na niby” z napisem: "Czy to czyjś Kot? Jeśli  tak to proszę zadzwonić". I podał swój numer telefonu. Tylko się cieszyć. Niestety Iti musiała spędzać nocki w krzaczkach, bo ani nasz Niebieściuch, ani dwa Białasy, czyli Filucha Dama i Gładki nie życzyli sobie Jej obecności w swoich domkach. Filemoncia dała taki popis niechęci do Iti, że szkoda mruczeć. Ale na szczęście był czerwiec, to Kicia mogła spokojnie odpoczywać w ogródku. A że mamy tu taką zamkniętą strefę dla mieszkańców to nikt Jej nie przeszkadzał. Po kilku dniach zamieszkała w nowym miejscu i zapewne jest dziś szczęśliwa i kochana....

piątek, 18 kwietnia 2008

76. Dlaczego Mufasa jest Mufasą?

 Zastanawiałem się ostatnimi czasy, dlaczego Niebieściuch nosi takie imię, a nie inne. Genezę mojego imienia opowiedziałem Wam w pierwszej notatce, dlatego gdyby ktoś nie jeszcze nie wiedział, zachęcam i zapraszam do poczytania;)
    W przypadku Mufasy nie było tak spektakularnie, jak w moim. U Niego zadziałała kolejność alfabetyczna, czyli inaczej mrucząc Pani Hodowczyni, z hodowli Maskotka Carów*PL, nowourodzone Kociątka nazwała imionami rozpoczynającymi się na literkę "M". A to dlatego, że wcześniej nadała poprzednim miotom imiona na "K" i "L", a nastepnie przyszedł czas na mioty "N" i "O" itd.
    Wśród nich był Mufasa i  znana Wam już Mia. Był też Maverick, pomiędzy którym a Ruskiem nasza Pani musiała dokonać wyboru. Gdyby zdecydowała wtedy inaczej to nie wiadomo, czy dziś ze mną bawiłby się i ganiał właśnie Maverick. Stało się inaczej, Pani kierowała się jej pierwszą myślą, wskazując na Niebieściucha.
     A dlaczego imiona na literę "M"?
 Literka w miocie pozwala zachować porządek alfabetyczny. Chodzi tylko o taką jakby ewidencję, gdyż każde z Kociąt musi posiadać imię, które zwykle bywa tymczasowe. Potrzebne jest ono do rodowodu. Nowi właściciele Kociątek zabierając je do nowego domku, oczywiście mogą nazywać je, jak chcą. Hodowcy im nie zabraniają, można więc wołać do Futrzaka nowym imieniem. Ja też nazwany zostałem  początowo Bay Saylor, a potem moi Państwo zmienili mi imię na Ursus;) Zresztą, jak zapewne pamiętacie, Kot ma trzy imiona, jak nie więcej, (notatka nr 33). 

    Wracając do miotu "M" to Mufasa został tak nazwany przez  Panią Hodowczynię, czego nasi Właściciele już nie zmienili. Uznali, że te imię będzie odpowiednie dla Niebieściucha. Może chcieli mu też wynagrodzić miesięczne opóźnienie Jego odbioru? Chyba tak. Rusek musiał czekać jeszcze jeden cały miesiąc na naszych Państwa, ponieważ oni nie mogli wcześniej po Niego przyjechać. Podczas gdy Rodzeństwo Ruska już dawno rozjechało się do nowych domków, Niebieściuch mieszkał jeszcze w hodowli. Buu. Przy odbiorze Państwo zauważyli, że Mufi pięknie reaguje na swoje imię i zamiast mu je zmieniać i szukać czegoś nowego, postanowili zostać przy Mufasie;)
    Dopiero potem Pani się przypomniało, że tak miał na imię pewien Lew ze znanej Bajki pt."The Lion King" (Król Lew) i spodobało jej się. 





Fot. http://en.wikipedia.org/wiki/Mufasa

(Mufaso, tu Lew Mufasa, bądź dzielny i waleczny i nie daj się Ursusowi!)

czwartek, 17 kwietnia 2008

75. Mufasia Rodzina się powiększa



 Znowu nadeszły cudowne wiadomości... Hmm w moim kocim życiu inaczej być nie może. Otóż Mamusia Mufasy, nosząca piękne imię, jakim jest Kamelia, została kolejny raz Mamą. 14.04.2008 urodziła cztery kociątka we wspomnianej kiedyś hodowli Maskotka Carów*PL. To miła niespodzianka dla nas, bo jak wiecie już kilka dnia wcześniej Siostra Ruska, czyli Mia również urodziła małe Kociaczki. Nie trudno się domyślić, że teraz obie Kotki mają sporo pracy, w czym na pewno pomaga im Tata kociąt: Fabian.  



( Mruczę Ci Ursusie dzień dobry, jestem Fabian, kot niebieski rosyjski. Jestem Czechem. Poznałem kociobiście Waszych Państwa i byli mną oczarowani;))
Fot. http://maskotkacarow.republika.pl/index1.html



    Obydwie zakochały się w tym samym Przystojniaku, hmm nie dziwię się, choć ja nie widzę go tak, jak Dziewczyny;);):) Dla mnie to Kocur, z którym zapewne bym się ganiał albo walczył. Trudno tu mruczeć.
Hmm, a dla nowonarodzonych Kociątek kim Ja właściwie mógłbym być? Chyba takim przybranym Bratem...Jak myślicie?
    Mufasek się cieszy, ponieważ ma trzy kolejne przyrodnie Siostry i jednego przyrodniego Brata. Trzeba jeszcze odwiedzić Tatę Mufasy, bowiem to Kocur z tytułami i niejedna Kocia Panna odbarowała Go już dzieciaczkami....Muszę też zajrzeć do mojej hodowli, tam na pewno też sporo nowości;)
A oto fotka Mamusi Mufasy, czyli Kamelii i krótki liścik, jak napisała łapkami;)

(Synku, serdecznie Cię pozdrawiam i całuję w pyszczek. Mruczę Ci do uszka i głaszczę i myję Cię po grzbieciku. Bądź grzecznym i dobrym Kocurkiem. Codziennie o Tobie myślę i Twoim nowym domu;) Całusy dla Olbrzyma i Twoich Opiekunów. Mamusia)Fot. http://maskotkacarow.republika.pl/index1.html

środa, 16 kwietnia 2008

74. Pan Szaraczkiewicz, czyli po prostu Szaraczek


Dziś chciałem Wam opowiedzieć o pewnym Kocurze, którego koci pyszczek obok podobizny Filemoncii, wisi sobie na naszej ścianie, a bardziej konkretnie, jest to Jego fotografia.

    Zainteresowałem się, któż to taki i dlatego postanowiłem wypytać Mufasę. Niebieściuch ma okazję wykazać się swoją wiedzą, niech więc mruczy;)

Ursus:Nie wiesz, kto to?
Mufasa: Który ten biało-czarny?
U:No tak, Filemoncię już znam....
M:To Pan Szaraczkiewicz, zwany Szaraczkiem.
U:A skąd takie dziwne imię?
M: A bo wiesz, nasza Pani tak Go nazwała, ale potem żałowała...Chciała tylko dać Mu takie imię tymczasowe, żeby mogła go jakoś rozróżniać z Białą Damą. A imię zostało i nigdy nie nadała mu nowego.
U: To chyba Szaraczkowi też się nie podobało?
M: Nie wiem, nigdy Go nie pytałem, bo nie miałem okazji poznać go kociobiście.
U: A dlaczego?
M: Bo On wyprowadził się z naszego bloku, zanim Ja tu przyjechałem. Ba! Zanim właściwie się urodziłem.
U: To jakieś ponad 2 lata temu?
M: Na to wygląda.
U: A gdzie mieszkał?
M: W mieszaniu graniczącym z Mimi, czyli że tak jakby za ścianą...Rozumiesz?
U: Niezupełnie....
M: Kudłaczu, to tak jakby Szaraczek mieszkał po numerem 1, a Mimi pod 2.
Jasne?
U: Zajarzyłem, a Ty się nie denerwuj!
M: Wcale się nie denerwuję.
U: Dobra, dobra. I co dalej z Panem Szaraczkiewiczem?
M: Jeśli pytasz o to, skąd wziął się w naszym domku i jak poznał naszych Państwa to pomruczę Ci, że podobnie ta cała sytuacja wyglądała, jak w przypadku Filemoncii. On też sobie spacerował po naszym tzw. Szklaku Fildegrardy, a któregoś dnia wykorzystał otwarte drzwi naszego tarasiku. Wprosił się, a że nasi Ludzie serdecznie Go powitali i poczęstowali smakołykiem, to pojawiał się częściej.
U: To cwaniaczek. I co bywał u nas w domku?
M: Jak najbardziej, zaskarbił sobie miłość naszych Opiekunów, przesiadywał na naszym niebieskim kocyku, na naszym ulubionym foteliku, nawet na kolanach Pani i Pana, a przy tym mruczał donośnie.
U: Tak jak Ja?
M: Nie, takiej mocy mruczenia chyba nikt-poza Tobą- nie posiada...
U: A Jego Opiekunowie?
M: Podobno była jedna śmieszna historia. Nasi Państwo myśleli, że Szaraczek to kot bezpański, ponieważ nie miał obróżki. Zaczęli go dokarmiać, pozwalali mu spać na naszej kanapie, a raz nawet pozwolili mu przenocować. Na drugi dzień szukała go jego Właścicielka. Na szczęście nasza Pani wypuściła Pana Szaraczkiewicza na dwór wcześniej i dlatego tamta kobieta nie domyśliła się, że Koci Sąsiad spędził nockę w naszym domku. Wtedy też nasza Pani dowiedziała się i domyśliła, że Szaraczek ma dom, Państwa, jedzonko i opiekę.
U: To nieźle to sobie wymyślił. Działał na dwa fronty.
M: No właśnie, mimo że miał swój dom, uwielbiał odwiedzać naszych Ludzi. Nie chodziło mu wcale o jedzenie. Zdarzało się, że rywalizował z Filemoncią o terytorium naszego domku. Warczeli i prychali na siebie...
U: I co doszli do porozumienia?
M: Niby coś ustalili. Bywało, że jak tylko Państwo otworzyli drzwi od tarasiku, zaraz przybiegali we dwoje.
U: Czyli lubili naszych Państwa- nie dziwię się.
M: O tak, sam widzisz, jak Biała Dama kręci się czasem przy naszym parapecie. Nie wchodzi, bo my Jej nie pasujemy.
U: Wiem, ale my Jej nic nie zrobimy.
M: Może i nie, ale Ona ma swoje zdanie i wie, gdzie jest granica Jej terytorium. Mimo to Filemoncii i Panu Szaraczkiewiczowi, jestem niezmiernie wdzięczny. I nie tylko Im, bo np. Gładki też ma swój udział.
U: Za co?
M: Za rozbudzenie miłości do Kotów w naszych Opiekunach, bo wcześniej te  zwierzęta były im obojętne. Raczej nie spodziewali się, że mogą stać się miłośnikami Mruczących Futrzaków. Przebywanie z Nimi pozwoliło naszym Państwu poznać bliżej kocią naturę,  sporo czytali o nas, interesowali się coraz mocniej.  Wtedy dopiero zrozumieli, ile głupich stereotypów krąży na nasz temat. Bronią teraz nas Kotów, przekonują innych ludzi, że Koty to wspaniałe, inteligentne i tajemnicze stworzenia....
U: To piękne, co mruczysz Niebieski Szkieletorze...
M: No to żeś poleciał z tekstem..
U: A tak mi się pomruczało;)
M: Poza tym obcowanie z Filemoncią, która jest namiastką Kota Rasowego. Jej dostojny wygląd i prawie idealny charakter;), zachwyciły naszych Państwa do tego stopnia, że zdecydowali się na Koty Rasowe, jakimi My jesteśmy.
U: Oooo...To ciekawe. Rzeczywiście musimy być wdzięczni Białej Damie, Gładkiemu i Panu Szaraczkiewiczowi za to, co dla nas pośrednio zrobili. Nigdy byśmy nie mieszkali z naszymi Ludźmi, a i my sami nie spotkalibyśmy się, gdyby nie Oni.
M: Wiem, ale pomruczę Ci w sekrecie, że była jeszcze jedna Kotka, zwana Brunatniaczką. Ale o Niej opowiem Ci innym razem.

 (Tu Pan Szaraczkiewicz, niestety wyprowadziłem się z mojego starego mieszkanka i nie jestem już Kocim Sąsiadem Państwa Mufasy i Ursusa. Nie zdążyłem więc poznać Ruska i Olbrzyma. Szkoda, bo na pewno bym na nich trochę pofukał i powarczał;))

niedziela, 13 kwietnia 2008

73. Pierwsze Ursusowe imieniny


  Mruczałem kilka dni temu, że Ja Ursus Olbrzym I obchodzę dziś moje Imieniny- hmm , a konkretnie pierwsze z trzech w ciągu całego roku. Nie mogłem się zdecydować, które sobie wybrać, więc postanowiłem świętować potrójnie;) Zobaczcie, co dostałem. Mojej Pani chyba coś się pomyliło,bo co Ja mogę zrobić z tulipankami? Chyba tylko obgryźć i porozrzucać płatki po podłodze. A może właśnie taką rozrywkę Pani dla mnie przygotowała? 


- Nie marudź Kudłaczu, tylko bierz, ja też się dołączam. Mufasa.
 A tu serniczek z rodzynkami, ale nie roboty mojego Pana...dla Was;)

sobota, 12 kwietnia 2008

72. Ursus oszukany!

Chyba zostałem wczoraj wrobiony i to przez moich Państwa. Już Wam mruczę , o co chodzi. Uradowany cudowną wiadomością urodzenia się moich przybranych siostrzeńców, nie zwróciłem uwagi, że moi Opiekunowie coś knują. A Pani to już najbardziej. Zapytała Pana, czy ten ma czas, ponieważ mogliby pojechać do weterynarza po coś dla mnie. Mufasa podsłuchał tę rozmowę i przekazał mi, żebym nastawił się na najgorsze. Państwo zniknęli za drzwiami, wsiedli do samochodu i tyle ich słyszeliśmy. Kiedy wrócili, mieli ze sobą żwirek, dwa opakowania karmy, kilka puszeczek, mniam mniam oraz witaminki, które dostali w prezencie od sprzedawcy w sklepie. Widząc te kocie rzeczy, kazałem Mufasie puknąć się w łepek i oskarżyłem go o kłamstwo.Niebieściuch oddalił się i mruknął, że jeszcze się przekonam.Dałem sobie na luz i rozpocząłem obwąchiwanie zakupów. Pani po jakimś czasie wyciągnęła z torebki coś małego, zamkniętego w papierku. Jakaś witaminka? Jak się później okazało wcale nią nie była. Moje uszy nasłuchiwały, w końcu szelest papierka mnie intrygował. Potem sprytna Pani wyciągnęła kawałeczek karkóweczki własnej roboty, (przepadam za kuchnią domową, hihi) i podała mi malutką ilość, tak na spróbowanie. Nie zastanawiając się zbytnio, w ciągu kilku sekund wchłonąłem mięsko jak odkurzacz. Nie wiedziałem jednak, że coś tam w środku było i że to podstęp ze strony mojej Pani. Zgubiła mnie moja żarłoczna natura, bowiem wraz z karkóweczką skonskumowałem tabletkę na odrobaczanie! Zanim się zorientowałem było już za późno. Tabletka siedziała już sobie w moim brzuszku i za chwilę miała rozpocząć swoją "pracę". Tak naprawdę to nie domyśliłem się od razu, że połknąłem to świństwo, dopiero mój Pan, tuląc mnie do siebie oznajmił, że moje obżarstwo to czasem również zaleta. Hmm, musiałem jeszcze zwrócić honory Niebieściuchowi, ponieważ miał Chudzielec rację....

piątek, 11 kwietnia 2008

71. Mufasa został Wujkiem!

Wielka radość w domku, bo mój niesforny i zarozumiały współmieszkaniec Mufasa został  Wujkiem. Jego wspaniała Siostra o imieniu Mia 8.04.2008 urodziła pięcioro kociaczków w hodowli Maskotka Carów *PL, którą zamieszkuje. Pomyślałem sobie, że skoro, pomimo walk i zapasów z Niebieściuchem, to traktujemy się jak Bracia. Tacy adopcyjni. W końcu  nie tylko więzy krwi się liczą...Dlatego również poczuwam się do bycia Wujkiem niebieskich siostrzeńców...;)
Zobaczcie jaką Siostrę ma Rusek;)



 Podobna, co? Moi Państwo tak mówią;)




Skopiowałem z  http://maskotkacarow.republika.pl/index1.html

Pozdrawiam moich Drogich Czytelników! Ursusik.

środa, 9 kwietnia 2008

70. Rozmówki Ursusowo-Mufasowe


Ursus: Spójrz Mufaso, jakie dorodne wróbelki i gołąbki tu latają. 
Mufasa: Widzę, widzę;)
U: Chętnie bym zjadł takiego ptaszka, najlepiej w sosie własnym...
M: To sobie upoluj.
U:Nie wiesz jak? Siedzimy przecież po drugiej stronie okna, a ptaki - nie dość, że wyrabiają dzikie harce- to jeszcze my tu tacy bezradni na parapeciku. 
M: Marudzisz Olbrzymie, jakbyś chciał to byś się postarał.
U:Dobrze Ci mruczeć Mały Niebieściuchu, bo Ty sobie sam możesz wychodzić na spacerki. Ja jestem uzależniony od smyczy i naszych Państwa. Nie ufają mi, boją się o mnie, myślą, że się zgubię lub przestraszę i dlatego samego mnie nie wypuszczają.
M:To udowodnij im, że mogą Ci zaufać Kudłaczu;) Ja im pokazałem, że można się ładnie nauczyć biegać po trawce przy domku i zawsze wrócić, kiedy mnie woła Pani lub Pan.
U: To nie dla mnie chyba...Raz próbowali sprawdzić, czy dam sobie radę....
M: I co?
U:I nico. Ze strachu wskoczyłem w krzaki i nie chciałem wyjść. Miauczałem, a Pani mnie wzięła podstępem..”na tzw. piórko”. Szelest zabawki był tak kuszący, że przybiegłem do Niej natychmiast.
M: Bo Ty Mięczak jesteś....
U: A Ty to niby lepiej?
M:A żebyś wiedział...Będąc w Twoim wieku dostałem pozwolenie na samodzielne spacerki. Osiągnąłem prezycję w polowaniu na owady i ptaszki. Mogę się pochwalić trzema celnymi połowami, które szybko przyniosłem do domku. Ale ile Ty łupów już schwytałeś? He?
U:To niesprawiedliwe, ja nie mam szans na polowanko, ponieważ ogranicza mnie smycz. Nie muszę być taki jak Ty, ale bez obawy latające muszki,komarki i pajączki “sprzątnąłem” jak należy Kudłaty Chudzielcu! Poza tym ja idealnie wskakuję na drzewo, czego Ty nie możesz o sobie pomruczeć...
M: No dobra dobra, nie unoś się tak, w końcu musimy sobie pomagać, a nie stawiać kłody pod łapki....
U:Nie unoszę się, ale nie ulega wątpliwości, że pojadłbym sobie takiego prawdziwego “drobia”,  jeszcze z piórami i skrzydełkami...mniam mniam
M: Może kiedyś sam doświadczysz frajdy z upolowania ptaka...czego Ci życzę...
U: No, a swoją drogą nie wiesz, co dzisiaj na obiad?
M: A Ty ciągle o tym żarciu...Nie masz już innych tematów?
U:Może i by się znalazły, ale jedzenie to jedna z najważniejszych rzeczy na świecie, a szczególnie dla nas Kotów....W końcu należymy do grupy drapieżników;)
M: Ale nie samą pełną miską Kot żyje....
U:Jak to? Jakiś mądry człowiek powiedział, że żyje się po to, żeby jeść...a je się po to, żeby żyć. Co za piękna i logiczna sentencja.
M: Tobie już rozum odjęło! Gdybym tylko jadł i jadł nie wyglądałbym najlepiej.
U: I dlatego dla Ciebie jedzenie to środek do przeżycia, jesz wtedy, kiedy musisz. A ja wtedy, kiedy chcę, haha
M:I dlatego tak się różnimy biorąc pod uwagę nasze masy ciała....Na szczęście nie Ty decydujesz o pełnej misce, tylko nasi Opiekunowie. Gdyby karmili Cię tak, jak Ty sobie tego życzysz już dawno z Kota Ursusa przemieniłbyś się w Kota Spaślaka.
U:Nieprawda. Ja nie mam nadwagi, jestem tylko Wielkim Olbrzymim Futrzakiem, a nie taką Chudą Makrelą jak Ty....sama skóra i kości....
M: Lepiej się nie kłóć, bo stoczymy walkę...
U: Ok, ok. Zawsze musisz się wymądrzać.
M: Za dużo tłuszczu Ursusie powoduje różne choroby, a po co Ci wizyty u weterynarza?
U: Co? Ludzie w białych fartuchach mają decydować, kiedy i ile będę konsumował? Niedoczekanie...
M: Ci ludzie studiują wiele lat na trudnym kierunku, jakim jest weterynaria, a wszystko po to, żebyś Ty i inne zwierzątka w razie choroby mogły na nich liczyć. Gdyby nie oni, koci, psi i innych los stałby pod znakiem zapytania. A tak zdiagnozują chorobę, podadzą leki, które nie zawsze są smaczne...wiem. Zaszczepią,a my możemy dalej żyć. Pamiętasz, jak nieciekawe się działo, kiedy dopadło nas zapalenie spojówek? Gdyby nie kropelki to niby co byś zrobił? Po drugie: jeśli Ty Twoje pożeranie nazywasz konsumpcją to ja jestem Cesarzem.
U: Ale Ty masz gadane, a raczej mruczane.... Wiem, weterynarze są potrzebni, ale nie muszą się wtrącać do mojej miski.
M: Nie można się obżerać i tyle. Obżarstwo to zło Włochaczu. 
U: Przecież i tak nas czeka tylko Niebo i Tęczowy Most. 
M: Ale z Ciebie mądrala...
U: Chciałeś się wymądrzyć znowu, myśląc że ja Ursus Olbrzym I nie posiadam żadnej wiedzy...
M: To mi zaimponowałeś, bo myślałem, że Twoje spojrzenie na świat ogranicza się tylko do michy i jej zawartości...
U: Pozory mylą. Ale dobrze, że jeszcze tylko dwa miesiące...
M: Do czego?
U: Do przyjazdu Mamy naszej Pani...
M: A co w tym takiego nadzwyczajnego?
U: Ojej, jak Ty nie nic nie rozumiesz...Będzie dodatkowa wyżerka...
M: Co? 
U:Nie pamiętasz, jak Mama naszej Pani dawała nam po kryjomu szyneczkę i polędwiczkę? Spróbowałem też boczusia własnej roboty, ale na nasze nieszczęście zostaliśmy przyłapani przez naszych Państwa. Dali wtedy wykład Mamie naszej Pani, co by mnie nie przekarmiała i nie dawała wszystkiego, co  zobaczy w lodówce...
M: Oj pamiętam, Pan się zdenerwował, jak Mama naszej Pani podała nam też kawałeczek z pizzy...twierdząc że nam zaszkodzi..
U:Widzisz, nasi Państwo strugają takich znawców kociego tematu. Naczytali się czym nas nie karmić, co można podawać....A mnie ta ich magisterska wiedza dobija....Ja tam wolę proste mądrości Mamy naszej Pani. 
M:Tak samo cudownie miałbyś z Mamą naszego Pana. Ona też karmi należycie,a nie...jak nasi Państwo wymyślają. Ostatnio podała cudowny przepis na przesmaczną karkóweczkę i szyneczkę własnej roboty...Hmm, sam się nie mogłem odciągnąć od ich zapachu, kiedy Państwo wyciągnęli mięsko z piekarnika....
U: Zaczynasz w końcu mruczeć moim językiem;) Sam widzisz, jak ważna będzie ta wizyta...bo będzie laba, a ja już się postaram, żeby to i owo wyżebrać.
M: No to powodzenia.
U: A dziękuję, dziękuję...zresztą Ty też na tym skorzystasz.

poniedziałek, 7 kwietnia 2008

69. Ursusowe 11 miesięcy

Pozostając jeszcze w konwencji urodzinowo-imienionowej chciałem się pochwalić moim kolejnym miesiącem życia. To już 11-sty taki miesiąc, a spoglądając na suwaczek zauważyć można, że pozostało już tylko 30 dni do moich Urodzin;) Ale się cieszę, a mój szopi ogon noszę elegancko w górze, co by każdy wiedział, jaki jestem dumny. Ale zanim dojdzie do mojego Roczku to wcześniej pierwsze Imieniny;)Ze spraw przyziemnych to delektuję się spacerkami, na których bywa, że spotykam moich kocich sąsiadów. Są nimi m.in. Filemoncia, jej współmieszkaniec Gładki i Mimi. Bywa też, że spotykam takiego innego Kocura, którego moja Pani nazwała Gerwazym. Są też inni koci Kumple, bo w mojej okolicy bardzo dużo ludzi lubi Mruczące Futrzaki i można je przyuważyć na parapetach ich domków;) Niestety nie każdy z nich jest nastawiony do mnie przyjacielsko....;( Warczą, prychają, się rządzą i panoszą. Co za Koty.Są też i Psi Koledzy;) No i jestem Olbrzymim Pieszczochem, uwielbiam się tulić do moich Opiekunów, śpię z nimi pod kołderką z główką na poduszeczce. A w podzękowaniu mruczę, a brzmię wtedy jak Traktor...Ursus;););)

sobota, 5 kwietnia 2008

68. Kiedy Ursus ma imieniny?

No proszę, moja Pani była przekonana, że ja nigdy nie obchodzę imienin. Mufasa też nie chciał wierzyć, a jednak okazało się coś odwrotnego. Zobaczcie, co wczoraj znalazłem w Wikipedii.
    "Ursus – imię męskie pochodzenia łacińskiego. Wywodzi się od słowa oznaczającego "niedźwiedź". W językach skandynawskich jego odpowiednikiem jest Björn. Wśród patronów tego imienia - św. Ursus, biskup (VI wiek).Ursus imieniny obchodzi 13 kwietnia, 30 lipca i 30 września".
    Rusek teraz może mi pozazdrościć, bowiem mogę spokojnie świętować potrójne imieniny w ciągu całego roku. Do tego moje urodziny, które już niebawem;) no i nie zapominajmy też o Dniu Kota w lutym. Hehe. Zastanawiałem się, które imieniny sobie wybrać, ale postanowiłem, że nie będę sobie głowy zawracać tym tematem i stanowczo mruczę, że w kwietniu, lipcu i we wrześniu poczęstuję Was wirtualnym torcikiem albo innymi smakołykami;) W końcu jestem Kotem i to Ja sobie sam ustalę jak ma być;) Żebyście widzieli minę Mufasiska, hihi. On nie ma chyba nigdy imienin. Mimo że się z Niebieściucha śmieję to patrząc na Jego smutny i zamyślony teraz pyszczek, zrobiło mi się Go trochę żal. No ale w lutym to On jest solenizantem;)
     A wracając do mojego Ursusowego imienia, a właściwie jego pochodzenia to doczytałem moimi żółtymi oczkami, że moi Państwo również noszą imiona pochodzenia łacińskiego. Jak się cieszę;)

wtorek, 1 kwietnia 2008

67. Ursus Wielkim Podróżnikiem

   Co to się działo ostatnimi czasy w moim kocim życiu. Dużo by tu mruczeć. Tyle wrażeń mnie spotkało, a zmęczenie, które one pociągnęły za sobą, skierowało mnie tylko do posłanka, gdzie sobie smacznie spałem. Przeżyłem chwile zaskoczenia, ciekawości, ale też strachu i grozy. Wszystko to za sprawą podróży, jaką musiałem odbyć, a dodam , że nie należała ona do błahych. Tyle kilometrów i do tego ciągnęła się, w nieskończoność.    
    Kiedyś już mruczałem, że takie urządzenie ludzkie na kółkach z kierownicą, czyli samochód mimo że stoi w swoim domku, czyli garażu, bywa przez nas prawie nigdy nieużywane. My z Mufasą korzystamy z dobrodziejstw auta, wtedy kiedy musimy spotkać się z weterynarzem, czego nie znosimy oraz wtedy kiedy jedziemy w odwiedziny do Mamy naszej Pani i innych członków Rodzin naszych Opiekunów. Pierwszą podróż jaką dane było mi doświadczyć, przeżyłem w wieku 3miesięcy, kiedy to jako malutki...(no powiedzmy;)), kociaczek opuściłem dawny domek, w którym się urodziłem. I tak oto poza tą krótką przejażdżką do naszego zwierzęcego lekarza i poprzedzającą ją dłuższą podróżą z hodowli do nowego domku, kilkanaście dni temu wybrałem się w tę trzecią, najbardziej widowiskową.    
    Dzień jak dzień, nic więc nie wskazywało, że niebawem zasiądę we wnętrzu ludzkiego wozu;) Mufi zachowywał się dość dziwnie, kiedy zauważył naszych Państwa pakujących walizki i chodzących w pośpiechu. Wyczuł już, że coś się wydarzy. On nie znosi jazdy samochodem, bo jak mi wyznał, czuje się w nim jak w skrzynce,  bez możliwości ucieczki. Nasi Opiekunowe domyślają się, że Niebieściuch pokazuje fochy i marudzi za każdym razem ze strachu. Dlatego też nasza Pani wyścieliła tylne siedzenie taką narzutką, abyśmy czuli nasz zapach na niej. Obok stał transporterek z pyszną karmą, gdyby któryś z nas zapragnął albo pobycia w samotności lub skorzystania z kociego menu.     Kiedy już zostaliśmy wsadzeni do auta, obwąchałem każde miejsce i zapoznałem się z wszystkim, co zobaczyłem. Mufasisko zaczęło marudzić, więc natychmiast Pani wzięła go na kolana i zaczęła głaskać. Ale cwaniaczek z niego. A ja?
    Potem ruszyliśmy. Dojechaliśmy do takiej restauracji samochodowej, czyli stacji benzynowej, w której wozik "zjadł" wielki obiad;) w postaci oleju napędowego. Blee. Cały proces "karmienia" auta obserwowałem z tylnego siedzenia, a Pani i Pan cały czas się ze mnie śmieli. Co to ma być? Bardzo śmieszne- oburzony pomyślałem. Ponoć spodobały im się moje fajniutkie, wręcz ciekawskie minki. Mufasisko patrzyło również, ale kiedy tylko nasz Pan wsiadł do środka i przekręcił kluczyk w stacyjce, rozpoczęło swoje miaukowe lamenty. Jak mnie to drażniło! Miałem go dosyć i po chwili w celu uspokojenia Mufiego mruknąłem: "Czego tak jęczysz Rusku? Idź spać, bo mnie uszy bolą". Następnie położyłem się w transporterku i zasnąłem. Chuda Niebieska Kreatura "piała" w dalszym ciągu. Wtedy Państwo włączyli muzykę i zaczęli śpiewać po ludzku, a Mufasa w końcu się uciszył. Chyba zrobili to celowo, a jeśli myślicie, że Rusek wyluzował to się mylicie. Wpakował się na szyję naszego Pana i tam przebywał chyba z pół drogi naszej podróży. Potem przemieścił się w stronę naszej Pani i na jej kolanach nareszcie zasnął. Kiedy się przebudziłem, posmutniałem, a jednocześnie przestraszyłem się samotności na tylnym siedzeniu, ponieważ nikogo wokół mnie nie było. Od razu dałem znać o sobie głośnym miauknięciem, a wtedy Pani odwróciła się do mnie i pogłaskała mnie po pyszczku i brzuszku. Ja z radością przemieściłem się na przód samochodu, gdzie ocierając się o głowę Niebieściucha moją własną, postanowiliśmy wspólnie podrzemać. Nawet nam się mruczeć nie chciało. Po przybyciu do miejsca docelowego naszej podróży, pojadłem i rozpocząłem zwiedzanie i zapoznawanie się z nowym domkiem, w którym niegdyś mieszkała moja Pani;)