czwartek, 31 lipca 2008

109. Drugie Ursusikowe imieniny

Całkiem zapomniałem zapisać na blogu, że 30 lipca obchodziłem moje drugie imieniny. Kiedyś wspominałem, że nie będę sobie głowy zawracał, kiedy świętować moje imieniny i uczczę wszystkie trzy w całym roku. Nie będę się rozdrabinał, czy obchodzić je tylko jeden raz. I co może jeszcze wybierać, która data mi najbardziej pasuje?...O nie...Następne 30 września;) Torcika nie mogę Wam zaserwować, bo nie mam jak wstawić obrazka. Nie ten system i oboje z Panią ubolewamy. Może potem, jak się dopcham do Windowsa;-)Póki co to żar tropików mamy, nie wychodzę na spacerki po zmroku, tylko chłodzę futro na podłodze i piję dużo wody...

wtorek, 29 lipca 2008

108. Akcja "ćma, komar i mucha"

Się działo- pomruczę Wam. Wczoraj niepostrzeżenie do pokoju wleciały kolejno: trzepiocąca skrzydełkami ćma, po niej duży komar, a właściwie chyba komarzyca, a kolejkę zamknęła duża, brzęcząca mucha. W tym czasie spałem sobie smacznie na kocyku w koszyku, a Mufaska podchrapywał na ulubionej kapce w foteliku. Kiedy usłyszeliśmy trzech "gości", zerwaliśmy się na równe łapki i czym prędzej postanowiliśmy zająć się i poznać "bliżej";-) dorodne, owadzie towarzystwo. Rozdzieliliśmy się, Rusek pobiegł za ćmą, a ja za muchą. Komar schował się skubaniec jeden, ale w efekcie potem i tak dałem sobie z nim radę. Muszę przyznać, że mój koci współmieszkaniec wykazał się refleksem i złapanie tej soczystej "ciemki", hihi było tylko krótką chwilą...Ja na początku wczołgałem się pod stolik, żeby muszyska nie spłoszyć, kiedy te siedziało sobie na kanapie. Pani i Pan nawet nie drgnęli- obserwowali nas i wiecie co? Obgadywali nas... Kiedy się dyskretnie wyczołgałem, jak nie machnę łapką, jak nie uderzę energicznie muchę i już ją upolowałem...Oj, działo się. Podczas gdy Mufasa delektował się ćmą, ja wcinałem czarne, skrzydlate brzęczące owadzisko. Pozostał jeszcze ten komar- schował się do lampy i tutaj mogliśmy liczyć tylko na Pani pomoc. Nasza Właścicielka szturchnęła delikatnie lampę i olbrzymi komar wyleciał. Rzuciłem się za nim, jak głupi, jednak on ukrył się ponownie. Pani wtedy strąciła go gazetą na podłogę, a wtem podbiegłem i rozprawiłem się z nim do końca. Hmm, Niebieściuch mi ustąpił, bo ile On będzie jeść? Ja jestem większy i potrzebuję więcej;-) Hmm

niedziela, 27 lipca 2008

107. Przychodzi Mufasa do weterynarza...

Przez te całe zamieszanie z moimi pchłami i polowankiem Mufasy na ptaki,  zapomniałem Wam pomruczeć, że Niebieściuch jakiś miesiąc temu odwiedził weterynarza. Nic mu się nie stało- jedynie musiał zostać zaszczepiony i zbadany pod kątem ogólnym. Naśmiewałem się z Ruska, ponieważ bojąca z Niego kreatura i kiedy ma zostać włożony do transporterka, a potem samochodziku, od razu jęczy i marudzi. Mało powiedziane, Mufi wydobywa z siebie żalosne jęki, jakby Go ktoś maltretował. A Ja tam się nie boję żadnych budek do przewożenia kotów, ani ludzkich aut. No może na początku, kiedy nie wiem, dokąd Państwo mnie niosą. Potem przystosowuję się i odprężam na tylnym siedzeniu pojazdu czterokołowego. 
   A wracając do wizyty u weterynarza to podsłuchałem, że Mufasa został zaszczepiony i zważony. Wyobrażacie sobie, że Rusek przez cały rok przybrał na wadze tylko 1gram? Moja Pani dziwiła się, jak to możliwe, ponieważ spodziewała się, że będzie trochę więcej. Ja tyle to tyję po drzemce, a On przez całe 12 miesięcy? Hmm, Mufasisko ważył ok. 4,242 kg. Co to za waga? Ja chyba jako kociak ważyłem więcej luzakRusek nie należy do obżartuchów (no i dobrze), przez co moi Państwo często żartują, że Mufi "chodzi" na gaz albo powietrze... Według lekarza wagę ma prawidłową. Ciekawe co to będzie, jak Ja pojawię się w gabinecie weterynaryjnym? Hmm...  
   Oprócz ważenia i szczepienia pani weterynarz zajrzała Niebieściuchowi do uszysków i oczu. Powiedziała naszemu Państwu, że Mufasa pięknie wygląda i jest zdrowy. Bardzo się cieszę, bo to jednak mój koci Towarzysz i jak miałbym się z Nim bawić i ganiać, jeśli nie jest zdrowy i dobrze wygląda?

środa, 23 lipca 2008

106. Pchły zażegnane!

 Myślę, że już tych wrednych pasożytów-czyli pcheł nie ma w mojej sierści. Jaki wstyd przeżyłem, nawet nie macie pojęcia. Pani mówi, że ten preparat będzie mnie chronił przed jędzami jeszcze z może 3 tygodnie. Póki co Pan przejrzał moje futro i nic żywego nie znalazł. Jedynie jedną pchłę-martwą i wyschniętą, która na bezczelniaka utkwiła w moim ogonie.
   Jestem już radośniejszy, mam apetyt i ciągle myślę o jedzeniu i spacerkach. Wczoraj moi Państwo zrealizowali moje marzenie i oto ubrany w szeleczki wyruszyłem na świeże powietrze i trawkę. Pewnie pchły kombinują, jak tu znowu się do mnie dobrać, ale już teraz się nie dam. A na spacerku powąchałem każdy krzaczek, pojadłem jakieś zieleniaki, przyglądałem się ptakom. Nawet miałem w planie spróbować zapolować na coś, ale Pani mnie powstrzymała, tłumacząc że po wyczynach Mufasy już wystarczy Jej wrażeń...
   Zapomniałem Wam pokazać jeden z łupów Niebieściucha, z czasów kiedy jeszcze przynosił je do domku w prezencie dla naszych Opiekunów. Dziś już tak nie robi, a wręcz przeciwnie- nie dzieli się i chowa z upolowanym ptakiem w zarośla... 






niedziela, 20 lipca 2008

105. Ursusikowa kwarantanna

Dziś , według instrukcji, zostałem trzeci raz zaaplikowany środkiem przeciwpchelnym. A w domku działo się! Państwo rozsunęli meble i wyczyścili nagromadzone za nimi brudy. Pan wyjął materac z łóźka i odkurzył go. Podnióśł też łózko do góry, tak aby Pani mogła pod nm pozbierać nasze strare piłeczki i zabawki, a na końcu odkurzyć. Potem umyła podłogę. Pan opróżnił zawartość Pana Odkurzacza i z obawy przed rozmnożeniem się ewentualnych pcheł w kurzu, zaniósł worek na śmietnik. Pani w tym czasie zmieniła pościel na nową, a starą wrzuciła do Pani Pralki, celem uprania i zabicia w wysokiej temperautrze niedobitków tych okropnych owadów. O ile siedziały w pościeli. Wszystkie te czynności obserwowałem z Mufasą uważnie, podziwiając szybkość z jaką sobie radzili nasi Opiekunowie. Odkurzony domek, umyte podłogi, poprane moje kocyki i pościel. Teraz w domku jest czyściutko, a Państwo mają nadzieję, że pcheł też już nie ma. Do tego byłem bardzo smutny, ponieważ te skaczące potwory zaatakowały moje futerko i zauważyłem, że łysieję. Pani i Pan na przemian wyciągali mi martwe i wysuszone pchły z sierści, a ja nie marudziłem i ufałem moim Właścicielom. Nawet Mufasa, który śmiał się ze mnie, okazał się być solidarny. Wyczyścił mi główkę i towarzyszył w czyszczeniu mojego futerka. Jestem już weselszy,przez wczorajszy polecony post za który dziękuję i choć na razie nie wychodzę na spacerki to myślę, że już niebawem będę mógł bawić się i ganiać Niebieściucha. P.S. Moi Państwo sprzątali w sobotę, a nie w niedzielę. Zapomniałem pomruczeć!

piątek, 18 lipca 2008

104. Pchełkoterapia

Moja Pani obejrzała dziś program Zwierzowiec, dotyczący hipoterapii. Potem rozmawiała z Panem i tłumaczyła mu na czym ona polega. Pan słuchał z zainteresowaniem, po czym wziął mnie na rączki, tulił i całował. Mój Pan ma hopla na punkcie mojej włochatej sierści i jak tylko może przegląda mi ją, wycinając tworzące się kołtuny. Pani za to mnie wyczesuje, jak tylko wpadnie jej szczotka w ręce, co dzieje się bardzo często. Mimo tych zabiegów nie udało mi się uchronić od nieproszonych gości, które mnie nawiedziły, a które zwą się pchłami. Panika wybuchła w domu, bo jak to tak, żeby taki piękny Kocur jak Ja w swojej sierści "ugaszczał" intruzów. Państwo wczoraj przejrzeli mi futro, zabijając kilka pcheł. Reszta gdzieś się pochowała, ale Pani dziś je wytępiła. Poszła do sklepu zoologicznego, który na szczęście mieści się jakieś 300 metrów od naszego domku i zakupiła jakiś preparat. Teraz mnie obserwuje, czy czasem się nie drapię i przegląda mi futerko. Pewnie czeka mnie jeszcze szczotkowanie i ogólny przegląd pod ognkiem. Co za Ludzie! Ciągle te obłędne dbanie o mój wygląd. Ile można?! Mój Pan powiedział, że tak jak dzieci i dorośli korzystają z usług hipoterapii dzięki konikom, tak ja po części skorzystałem z pcheł o dziwo...A wiecie czemu? Bo przez ich obecność w mojej sierści, zmniejszyły się moje spore ilości kołtunów. Jednak moich Państwa nie przekonuje taka "terapia" i mnie też... Za to Mufasisko się nabija. A Pani już odkurzyła nasz drapak, moje posłanko i kapkę, na której lubię siedzieć. Obawia się jednak, że będzie jeszcze musiała dokupić środek przeciwpchelny w aerozolu, aby spryskać miejsca, w których sobie przesiaduję i drzemię...I kto by pomyślał, że mnie spotka taka pchełkoterapia... Ja tam za nią dziękuję, blee

czwartek, 17 lipca 2008

103. Niegrzeczny Mufasa

Nie pisałem, ponieważ ostatnimi czasy nasi Państwo zajęli komputery i nawet moje miauczenie nie pomogło, tak prosiłem. W końcu Pani sobie o mnie przypomniała i dzięki temu jestem znowu już w blogowym świecie. Do tego mój Współmieszkaniec Mufasa pozwala sobie na wiele. Cieszę się, że Pan Antypolityk i Fuczka czekają na moje notatki, na moje przygody, przemyślenia, smutki i radości. Pozdrawiam Was serdecznie!A dziś opowiem Wam, jak zachowuje się Mufasa. Pamiętacie, jak pisałem o polowaniu na Panią Kosową? Kilka dni potem Niebieściuch bez żadnego wyrzutu sumienia, upolował kolejnego ptaka. Był jeszcze większy, niż kos i do tego wielkością dorównywał gołębiowi. Jak się później okazało to był gołąb i to pocztowy!!! Państwo, kiedy zauważyli przeze okno Ruska biegnącego z żyjącym ptakiem w pyszczku, a jednocześnie wyrywającym się i piszczącym, wybiegli na zewnątrz, celem złapania Mufiego i uratowania ptaka. Pan Sąsiad mieszkający po mojej przekątnej- właściciel Cwaniaka- tego głupiego psa, co szczeka na mnie, wskazał szybko ręką ze swojego balkonu, dokąd pobiegł Rusek. Państwo się rozdzielili, a ja obserwowałem całe zdarzenie na poduszeczce na parapecie w domku. Pani nawoływała Niebieściucha, a Pan z drugiej strony. Nagle Mufasa puścił gołębia i przybiegł do Pani, tarzając się na ziemi i odsłaniając brzuchol, czym dawał znak naszej Właścicielce, że czas na pieszczoty. Pani pogłaskała Go, ale to był podstęp w Jej wykonaniu i wtedy podczas dotykania Mufasy, szybko chwyciła Go w ramiona, po czym prędko udała się do domku. Po wstawieniu Mufiego do pokoju, wyszła jeszcze raz do naszego Pana, który już oglądał gołębia. Ptak mógł chodzić i prawdopodobnie jego życiu nic nie groziło. Mój niebieski Towarzysz nie uszkodził go, jak Państwo wcześniej podejrzewali. Jedyne co było nie tak, to prawe skrzydełko. Gołąb nie mógł wbić się w górę i bał się naszych Ludzi, kiedy wzięli go w ręce. Jestem wstrząśnięty zachowaniem Ruska, ale Ja pewnie też bym lubił łowić skrzydlate i latające łupy...Mufasa chyba chciał postąpić humanitarnie- tzn. tak, aby wilk był syty i owca cała. Tak, aby i On popolował sobie, a gołąb mimo to żył dalej...Tylko że ptak ucierpiał bardziej i wcale się naszym Opiekunom nie podobało postępowanie Niebieściucha. Wywnioskowali, że to gołąb pocztowy, ponieważ na jednej z nóżek dostrzegli numer i chyba identyfikator fruwającego stworzenia. Nie chcieli go tak zostawić bezbronnego i z pewnością cierpiącego, dlatego też Pani przyniosła kartonik, a Pan zapakował gołębia do jego środka. Przez chwilę pudełko stało na stole, a ptak się trząsł ze strachu. Zaciekawił mnie ten nowy gość, ale Pani odsunęła mnie i Mufasę, po czym zawieźli go do weterynarza. Tam inna Pani powiedziała, że zajmą się gołębiem i powiadomią kogo trzeba, ponieważ ptak do kogoś należy....Mam nadzieję, że z nim już wszystko w porządku, choć niesmak pozostał....😉

czwartek, 10 lipca 2008

niedziela, 6 lipca 2008

101. Ursusowy szok!


   To, co się wydarzyło kilka dni w naszej zamkniętej strefie trawnikowo-krzaczkowej przechodzi moje kocie Ursusowe pojęcie. Jestem jeszcze ciągle otumaniony tym, co zobaczyłem. Otóż jakieś trzy dni temu, kiedy nasze miasto nawiedził żar tropików, a słońce świeciło i grzało niemiłosiernie, Mufasa jak zwykle prosił naszych Państwa o spacerek, wpartrując się w klamkę. Państwo wiedzą, jak my lubimy przechadzki, zabawy i ganianki na trawce, tak więc bez problemu otworzyli drzwi tarasowe. Mnie, Pani ubrała w szelki, a Pan oddalił się z Niebieściuchem. Rusek wcale nie złościł się, kiedy widział mnie na dworze- w towarzystwie naszej Pani. Chyba mu się nudziło i wyszedł z założenia, że lepiej ze mną się bić i ganiać, niż beze mnie bezczynnie trwać w zaroślach. Wtedy przybiegł do mnie, a potem prowokował i zaczepiał do różnych form zabawy.
 Podczas, gdy gryźliśmy się po głowach i łapkach, szturchając się nawzajem, w pobliskie krzaki wleciały ptaszki. Niebieściuch przerwał "nękanie" mnie i nie zważając, że nasi Właściciele patrzą, wskoczył energicznie w zieloną gęstwinę. Roślina zadrżała, a po kilku sekundach usłyszałem jakiś pisk i wylot Ruska z ptakiem w pyszczku! Zadrżałem, a moi Państwo nie wiedzieli, co zrobić. Mufasa gnał przed siebie, niczym strzała. Ptak jeszcze żył i głośno skrzeczał. Nad Niebieściuchem i Jego ofiarą leciały inne ptaki, które nawoływały ostrzegawczo chyba, aby mój Współmieszkaniec oddał swój łup. Mufasa, ani myślał oddać, dlatego też wsunął ptaka głęboko w gęstwinę zarośli i tam pozostał. Nasza Pani i Pan przerazili się, że mają w domu mordercę, a Ja zdruzgotany nie potrafiłem się ruszyć z miejsca.W końcu łupem mojego polowanka są muszki, pajączki i ćmy, a nie ogromne, skrzydlate latające zwierzęta...Miauczałem i wpatrywałem się w donośnie piszczące ptaki, które okrążyły zarośla, a w których ukrył się Rusek z ofiarą...
W końcu mojej Pani udało się wyjąć Mufasę z tego gąszcza, po czym nasz Pan zaniósł Go do domku. Pani trzymała mnie w tym czasie na smyczy, a Ja nieruchomo obserwowałem co się dzieje. Nasz Właściciel pojawił się po chwili, po czym skierował się do krzaków, a w nich znalazł jeszcze żyjącego ptaka.  Tym ptakiem okazał się być kos, a konkretniej Pani Kosowa. Oto zdjęcie, które skopiowałem z Wikipedii.

samica
 Jej ubarwienie różni się od samców- Panów Kosów. Samiec jest czarny.
Też skopiowałem z Wikipedii.

Pan zauważył, że Pani Kosowa ma trochę nadszarpnięte jedno skrzydełko. Kiedy mój Opiekun próbował jej pomóc, ze strachu chyba wymsknęła mu się z rąk i uciekła, odlatując... 
Jeszcze mam dreszcze, kiedy sobie przypomnę tamten dzień... 

sobota, 5 lipca 2008

100. Ursusowe video: wspólne mycie z Mufasą

Dość długo się nie odzywałem, ale poprawię się. Miałem dużo zajęć- polowanie na muchy, zapasy z Mufim, spacerki po trawce, czyszczenie futra i spanko, a do tego Państwo przeżywali meczyki i skandynawską wycieczkę. Uszy mnie bolą od ich gadanek.
Z okazji setnego wpisu na moim blogu, dziś dołączę filmik, na którym mam dopiero 3 miesiące i jestem jeszcze taki malutki... Mufaska mnie myje, ale pedant z Niego...Zresztą popatrzcie sami...
Pozdrawiam Pana Antypolityka i Fuczkę!


P.S. Jakość video może być słabsza, bo moja Pani nagrała za długi filmik i go nie podzieliła..Hmm