poniedziałek, 28 marca 2011

388. Wiersz "Kot w ogrodzie"


  Drodzy Czytelnicy, wczoraj Ktoś przysłał nam tajemniczy wiersz, ale my i tak wiemy, że to nasza Pańcia, która co jakiś czas podpatruje nasze ogródkowe poczynania. luzak 

Kot w ogrodzie

Kot w ogrodzie
przybiera postać łowcy,
 bo zarówno kocie dziewczyny,
jak i koci chłopcy
zmieniają się
z potulnej, mruczącej kuleczki,
łapiącej beztrosko piłeczki
  w drapieżnika bojowego i groźnego,
łapczywego i głodnego,
bezwględnego i nieobliczalnego
strachu nieznającego.

Kot w ogrodzie
w podejrzany sposób
okazuje resztki gościnności,
kiedy kusząc ziarnem
i okruchami chleba
sprasza latających ptasich gości.
Wśród zaproszonych nie brakuje też
gryzoniowatych jegomości,
a i nawet zawitał tu
niedostępny Pan Jeż!
Wszystkich gospodarz-kot
obserwuje z pewnej odległości.
Jakie ma zamiary?
nie łudźmy się-
to z pewnością nie przypływ nagłej miłości!

Kot w ogrodzie
czasu nie trwoni,
prezycyjnie oblicza dystans
do swej ofiary, którą
bezszelestnie goni.
Ciało trzyma gotowe do ataku,
czołga się i skrada.
Uciekaj myszko, zmykaj ptaku
taka moja dla was rada,
bo gospodarz-kot nie zna litości,
a was nie traktuje jako prawdziwych gości!

 hehe 

Kot_Ursus
13 łapek (comments)

piątek, 18 marca 2011

387. Sekret Mufasy


  Drodzy Czytelnicy! Tu Mufi-Mufasa. Muszę Wam się przyznać, że historia z Filemoncią Białą wcale do prostych nie należy. Pomruczę nawet więcej, ja też skrywam mały sekret. Choć może brzmi to poważnie, nigdy nic mnie nie łączyło z Białaską, poza przywiązaniem do naszych Ludzi i harówką w fotelu. Nie mogę jednak zaprzeczyć, żeby jej kocioosoba nie wpłynęła na moją i co więcej, choć sam w to nie wierzę, wiele się od niej nauczyłem.
  Otóż, kiedy przybyłem do naszego domku, w którym dziś zarządzam i króluję z mojego tronu haha , liczyłem niespełna 4 miesiące. W każdym zakamarku czułem jej zapach, niewyczuwalny dla mojej Pańci i Pańcia, każdy przedmiot zanim go oznaczyłem noskiem, wcześniej został przez nią zajęty. Niekiedy dostrzegłem pozostawione resztki jej futra na kocyku, czy człowieczych ubraniach. Nawet sami nasi Ludzie byli przesiąknięci Filemoncią, choć o tym nie wiedzieli. Czując i widząc, co się dzieje, jako kociątko uznałem, że tak ma być, czyli że skoro wszędzie wokół unosi się jej woń, oznacza to, że Białaska mieszka z nami, a ja będę miał starszą współlokatorkę. Dlatego też, kiedy ją poznałem, ani razu na nią nie warknąłem, nie syknąłem, a wszelkie jej kocie fanaberie i pokazy złośliwości i zazdrości bagatelizowałem, sądząc że to jej niebawem minie. Nawet obdarzyłem ją pewnego rodzaju szacunkiem oraz bardzo zależało mi na dobrych relacjach między nami. Chodziłem za nią, zaczepiałem, nawet zapraszałem na podwieczorek, ale nic z tego!   
luzak 







Bardzo szybko okazało się, że ma swój domek, pana i kociego współmieszkańca, a mnie zwyczajnie nienawidzi.  Okazywała mi swą niechęć na każdym kroku, obrażała się i panoszyła. Nie wiedziałem, że wykładała syczing i warczing na Kociavardzie i że to taka specjalistka w tej trudnej dziedzinie. Postanowiłem więc jak najwięcej czerpać z tego niezwykłego kontaktu, pomimo że nie studiowałem tego przedmiotu. (Moja kocioczelnia to Uniwersytet Kociarchangielski, gdzie przyjmowane są tylko Ruski luzak ). W końcu nie każdy kotowaty ma szansę poznać tak nietuzinkową kociobistość jak ona. Jej ponadprzeciętne umiejętności postanowiłem jak najszybciej opanować, dlatego też przeczytałem kilka jej publikacji i książek, a praktyki wspominam jako męczące, ale warte poznania. luzak  Bez dwóch zdań Filemocnia Biała okazała się moją mentorką, dzięki której wdrożyłem w kociożycie skomplikowane techniki warczingowo-syczingowe, pojąłem, czym jest zarządzanie zasobami kocimi, a także nauczyłem się w w jaki sposób i jak szybko przejąć władzę w domku, zarówno nad Ludźmi, jak i później przybyłym Ursusem.  Miałem te szczęście, że uczyłem się od najlepszych, co zresztą widać...

Czyż nie jest profesjonalna? luzak 



 hehe  hehe 
P.S. Tymczasem znikam, bo podpadłem moich Ludziom, a nawet Olbrzymowi! Udało mi się wykopać dołek pod płotem i wymknąłem się na parę godzin. Miałem sprawy do załatwienia na mieście luzak , a Pańcia i Pańcio zamiast zrozumienia to podnieśli wrzawę, zdenerwowali się i wielkie mi halo!
Kot_Ursus
20 łapek (comments)

poniedziałek, 7 marca 2011

386. Zakazany owoc


  Od poznania tajemnicy i smutnej, miłosnej opowieści, którą wyjawił mi mój Pradziadzio Pavarotti, nie mogę spokojnie harować w koszyku.  luzak Krzątam się z miejsca na miejsce, walczę z kłaczkiem na ogonie i zaczepiam Mufasę. 
-”Zakazany owoc podobno smakuje lepiej”, tak pomruczał mi Pradziadzio podczas naszej ostatniej rozmowy w “Zielonym Wiadrze”, której nigdy nie zapomnę. Wydaje się, że Filemoncia Biała chyba by się z nim zgodziła... 

 
Phi!

 luzak  hehe 
Kot_Ursus
29 łapek (comments)

środa, 2 marca 2011

385. Tajemnica Pradziadzia Pavarottiego, cz.2


 Kiedy tak siedzieliśmy przy stoliku w “Zielonym Wiadrze” luzak  nie mogłem się nadziwić jak to możliwe, by z tak żwawego i wesołego na co dzień Pradziadzia Pavarottiego, nagle przeobrazić się w kocioosobę przygaszoną, skrytą i zamkniętą w sobie. Do tego Pradziadzio sprawiał wrażenie smutnego i lekko zestresowanego. Poprawił pędzelki na uszach, zaczesał futerko na głowie i spoglądając mi w oczy, zaczął swą opowieść...

-W czasach, kiedy byłem młodym, dobrze zapowiadającym się kocim studentem Kociarvardu, niczym Ty teraz Ursusiku, światem, w którym żyłem, rządziły kociokonwenanse i określone zasady. Każdy z nas: maine coonów, musiał się im podporządkować, a każdy sprzeciw natychmiast tłumiono. 

-Co masz masz na myśli Pradziadziu?

-Po dostaniu się na Wydział Filologii Kociowłoskiej, w skrócie Kocioitalianistyki luzak , z uwagi na moje bardzo dobre wyniki w kocionauce, poproszono mnie na ostanim roku, abym został przewodniczącym Koła Kocionaukowego. To wielkie wyróżnienie i zaszczyt, więc natychmiast się zgodziłem. Koło te zrzeszało najlepszych studentów każdego wydziału Kociarvardu. Nie zapomnę tamtego dnia, kiedy na drugich zajęciach pojawiła się Ona. Najpiekniejsza Kocia Dama jaką moje oczy widziały!  

 Tu Pradziadzio przerwał, po czym węstchnął. Przetarł łapką swoje futerko na głowie i kontynuował... haha 

- Była najlepszą kocią studentką na Wydziale Syczingu i Warczingu luzak , zdolną i inteligentną, oprócz tego niezwykle skromną, delikatną, o niebywałej urodzie. O takiej Kociej Pannie marzył wręcz każdy Kocurro! Obawiałem się o moje maine coonowe serce i to wcale nie z powodu tlącego się ryzyka przerostu mięśnia sercowego w przyszłości, ale z powodu szybkości, z jaką mi biło, kiedy na Nią spoglądałem. Bardzo szybko odzwajemniła moje uczucia i co tu dużo mruczeć, zakochaliśmy się w sobie do szaleństwa. Nie przeszadzało mi nawet to, że nie słyszy i ma klapnięte ucho. Któregoś dnia spotkanie Koła Kocionaukowego odbyło się na zewnątrz w Kociokampusie Studenckim. Wtedy też zrobiłem Jej zdjęcie, które potem zamknąłem w tajnej szkatułce na klucz i zachowałem dla siebie na zawsze. 

 Wtedy to Pradziadzio wydobył ze swej torby małe pudełeczko z niewielką kłódką, które natychmiast otworzył. Po podniesieniu wieczka, na samym dnie leżało stare czarno-białe zdjęcie, lekko podniszczone przez upływający czas, przedstawiające jego wybrankę serca. 


 Widząc, kto nią był, poczułem jak dreszcz przeszywa moje Olbrzymowe ciało, a pędzelki opadają na uszy. Bynajmniej nie ze szczęścia! Od razu rozpoznałem widniejącą na nim podobiznę, po czym patrząc na tę tajemniczą fotografię, zapytałem lekko skrzywiony:

-Pradziadziu, chcesz mi pomruczeć, że Twoja pierwsza miłość to ta sama prof. Filemoncia Biała, która dziś pełni funkcję Kociorektora Kociarvardu? Ta ta sama wyniosła i nie znosząca mnie Damulka Białaska?  luzak 

-Tak Prawnusiu, to prawda, z tym, że Ona w latach swej młodości nie przypominała tej dzisiejszej z charakteru. To niestety poniekąd po trochu moja wina i ciężko mi się z tym pogodzić...

-Pradziadziu, co masz na myśli?

-Wspominałem Ci już o kociokonwenansach w latach mojej  młodości. Dziś wszystko wydaje się takie proste, ale nie wtedy. Kiedy pewny swego, iż to z Filemoncią chcę spędzić resztę mojego kociego życia, oświadczyłem się Jej, a Ona się zgodziła, postanowiłem przedstawić Ją mojej Rodzinie. Liczyłem, iż zaakceptują nasz związek i przyjmą moją Narzeczoną z otwartymi łapkami. Niestety pomyliłem się i zamiast życzyć nam szczęścia, oni, a szczególności moja Babcia, a TwojaPrapraprababcia Whitney Houston nie wyobrażała sobie, abym poślubił nierodowodową Kotkę, do tego niesłyszącą, z defektem urody w postaci klapniętego ucha, podczas gdy ja odznaczałem się słuchem absolutnym i ponadprzeciętnymi umiejętnościami śpiewaczymi. Babcia oczekiwała, iż zamiast ożenku, będę kontynuował moje kociostudia w Kotserwatorium w Kotonolulu, gdzie miałem już zapewnione miejsce po ukończeniu Kociarvardu. Wiedziała, że marzyłem o studiowaniu w klasie śpiewu, ale zagroziła, że jeśli nie zastosuję się do jej zaleceń, moje miejsce w Kotserwatorium zajmie inna kocioosoba, a ona nie pokryje kosztów mojej kocioedukacji. To był dla mnie cios w samo serce Prawnusiu! Nie umiałem się sprzeciwić presji otoczenia i postawić na swoim, czego zawsze będę już żałował.

-Pradzadziu, to straszne! Jak Prapraprababcia mogła tak pomruczeć?
Przecież rodowód o niczym nie świadczy? Ale przecież Ty wziąłeś koci ślub z moją Prababcią, czyż nie?


-To prawda Prawnusiu. Moje życie zaplanowano do tego stopnia, iż wybrano mi już Żonę, z która ożeniłem się z tzw. rozsądku, zaraz po ukończeniu Kotserwatorium w Kotonolulu. Co prawda Dreamlike, czyli Twoja Prababcia należała do równie pięknych i zacnych Kocich Dam, którą na swój sposób kochałem i szanowałem, ale moje serce biło mocniej tylko dla Filemoncii.

http://www.chat-mainecoon.com/pages/reproducteurs/pedigrees/parentsDream.htm

Co więcej ta niespełniona miłość i rozdzielenie mnie z Filemoncią, przyczyniło się do tego, iż na zawsze zmieniła swój stosunek do wszystkich, w szczególności Kocurów. Poświęciła się karierze kocionaukowej, zrobiła kociodoktorat, opublikowała wiele ciekawych artykułów i wydała sporo ksiażek, ale stała się wredna i obrała drogę samotnika. Nigdy już nie chciała ze mną mruczeć, ani mnie widzieć. Potem Jej losy potoczyły się tak, iż poznała Twoich Ludzi, co tylko świadczy o tym, jaki ten świat mały. haha  A kiedy już im zaufała, pojawiliście się Wy i ponownie obraziła się na cały świat.


-Pradziadziu, to teraz rozumiem, skąd jej niechęć do mnie! 
-Przepraszam Cię Ursusiku za to, ale dopóki masz wiedzę, Ona Cię nie obleje. Dasz radę.
-Pradziadziu, a jak Ty sobie dziś radzisz z tą całą sytuacją?
-Prawnusiu, pogodziłem się i staram się czerpać z kociożycia, co najlepsze. Doradzam Tobie, spędzam czas w Piwnicy pod Kocurrami, gdzie choćby jestem członkiem Olbrzymowej Ligi w Kociohokeja
Ale wiedz jedno, nawet jeśli Twoja Narzeczona nie posiada pisemnego rodowodu, nie wolno Ci z Nią zrywać!   
-Wiem o tym! Rodowód nic nie znaczy w naszym kocim życiu i nie może stanowić przeszkody do bycia razem! 

Drodzy Czytelnicy, po wysłuchaniu opowieści Pradziadzia Pavarottiego nie potrafiłem już skupić się na zajęciach. Pomyślałem sobie, że gdyby nie ówczesne kociokonwenanse Białaska byłaby moją Prababcią! Hmm.... nie powiem 


 hehe 
Kot_Ursus
25 łapek (comments)

wtorek, 1 marca 2011

384. Tajemnnica Pradziadzia Pavarottiego, cz.1


  Po kocich feriach powróciłem na moje kociostudia. Kiedy Ludziowate spały, po cichutku przecisnąłem się moim olbrzymowym ciałem przez Klub Szafa, by po kilkunastu minutach drogi dojść do Kociarvardu.  luzak Musiałem złożyć mój koci indeks z wszystkimi zaliczeniami, aby uzyskać oficjalne pozwolenie na drugi semestr“Żarłologii stosowanej”. Musiałem też uważać, aby czasem nie wejść w drogę prof. Filemoncii Białej. Chciałem nawet złożyć na nią skargę i na jej niesprawiedliwy sposób oceniania mnie podczas niedawnego egzaminu, ale szybko zrezygnowałem z tego zamiaru. 
  Przemierzając korytarzem w kierunku sali kociowykładowej, powitałem moich kocich kolegów i koleżanki z roku, a potem wszyscy udaliśmy się na wykład z podstaw łapczingu. luzak  Wykład bardzo mnie nudził, gdyż wszystko to, co na nim omawiano już wiedziałem, więc doczekawszy przerwy, postanowiłem udać się na małe co nieco do klubu kociostudenckiego Zielone Wiadro”. Zanim doszedłem do tego miejsca, minąłem sporej wielkości gablotę z kocimi absolwentami Kociarvardu. Wcześniej jej nie zauważałem, ale tym razem, korzystając z wolnego czasu, przyjrzałem się z czystej ciekawości dokładniej wszystkim pyszczkom. Wśród fotografii dostrzegłem mojego Tatkę Consula, Mamę Emilię, a także Dziadka Dream-Dandy. W wyniku nieopisanej dumy i radości z powodu zobaczenia ich kocioosób w tym zaszczytnym miejscu, moje futerko nagle napuszyło się na grzbieciku i ogonie, zwiększając swą objętość. Wodziłem moim żółtymi oczami do coraz niższych roczników i jakie było moje zdziwienie, kiedy dostrzegłem znajomy wyraz pyszczka i charaterystyczne ułożenie pędzelków na uszach. To nikt inny jakPradziadzio Pavarotti- szepnąłem do siebie. Mój zacny Przodek wyglądał na wiele smutniejszego i skrytego, aniżeli dzisiaj i oczywiście dostrzegłem, że wyglądał na zdecydowanie dużo młodszego. Nic dziwnego. Poczułem pewnego rodzaju zażenowanie, gdyż Pradziadzio nigdy nie wspominał, iż ukończył tę kociouczelnię. Wiem, że tu studiował, ale od zawsze wspominał, że z uwagi na jego kociomuzyczny talent wokalno-śpiewaczy i słuch absolutny, niczym mój węch, ukończył Kotserwatorium w Kotonolulu! luzak 
  Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, zadzwoniłem do niego z mojego telefonu komórkowego. 


-Halo, Pradziadzio?
-Tak Prawnusiu, witaj, co u Ciebie?
-Wszystko dobrze, ale dzwonię do Ciebie w bardzo poważnej sprawie...
-Oczywiście Ursusiku, mrucz o co chodzi?
-Widziałem własnie Pradziadziu Twoje zdjęcie w gablocie kocich absolwentów Kociarvardu i nie rozumiem, dlaczego nigdy nie pomruczałeś mi, że też tu ukończyłeś kociostudia i zdobyłeś dyplom kociomagisterski?
-Och Prawnusiu, to bardzo smutna i zawiła historia. Wiem, że powinienem był Ci pomruczeć prawdę, ale to nie takie proste...
-Pradziadziu, sam mruczałeś, że kłamstwo ma krótke łapki i nie popłaca! Co to za tajemnica?
-Ursusiku masz rację, postąpiłem bardzo nie w porządku wobec Ciebie. Możemy się gdzieś spotkać, abym mógł Ci to wszystko wyjaśnić?
-Będę czekał na Ciebie Pradziadziu w klubie kociostudenckim “Zielone Wiadro”.
-Dobrze, to do zobaczenia.


Po niedługim czasie w Zielonym Wiadrze pojawił się skruszony Pradziadzio Pavarotti. Usiadł naprzeciwko mnie przy stoliku. Zamówił sobie muchy na miękko, a potem zaczął opowiadać...Drodzy Czytelnicy, nie wiedziałem, co za chwilę usłyszę... 

cdn...;-)  hehe 
Kot_Ursus
15 łapek (comments)