piątek, 31 lipca 2015

743. Pod aktinidią

Olbrzymo siedzi przy wierzbie i pod sikorkami, a ja pracowicie :) spędzam czas pod aktinidią ostrolistną. Robię użytek z jej gałęzi i w ogóle...Tylko Pańcia jakoś nie wymyśliła żadnego wierszyka i nic dla mnie o mnie nie nuci. Kto to widział! Mufi-Mufasa.
A tyle się dzieje...




Można zadzwonić gałązkowym dzwonkiem po służbę, czyli moich Ludzi :)

Można sobie kły podostrzyć :)



czwartek, 30 lipca 2015

742. "Pod sikorkami"

Wierzba japońska to nie tylko takie tam drzewko. Okazuje się, że skrywa więcej tajemnic, niż bym przypuszczał. To miejsce zlatywania się sikorek, które stale zajmują najwyższe partie rośliny. Nie dane mi jest przyczynić się do podregulowania ich populacji, z uwagi na niestabilne gałązki, na które trudno wskoczyć i niestety pozostaje mi tylko się wsłuchiwać w ćwierkanie ptaków. Można by zapytać, o czym szumi wierzba japońska, podczas mojej drzemki, ano o tym że poniźej pośród gąszczu gałązek i liści mieści się tajny klub zwany "Pod sikorkami". :) Nazwa taka, gdyż powyżej urzędują właśnie sikorki. Wraz z Niebieściuchem już odwiedzaliśmy ten klub, ale nie mogę się doczekać, aby pomruczeć o nim mojemu bratu Klimberowi. Tylko on- poza naszymi dziadkami i pradziadkami- na całym świecie rozumie moje potrzeby konsumowania.

A Pańcia widząc mnie przy wierzbie, zaczęła nucić jakąś znaną piosenkę "Pod papugami", tylko słowa pozmieniała. Na razie więcej nie wymyśliła, choć ostatni wers podpowiedział jej Pańcio. Kto to widział. 
Pod sikorkami 
leżę sobie tutaj cały dzień,
Pod sikorkami
Wypatruję choćby ptaszka cień.
Pod sikorkami
grzeję futro sobie cały dzień
Pod sikorkami
może w końcu sobie ptaszka zjem!

:-)

środa, 29 lipca 2015

741. Meteorolodzy "Kociometeo"

   
  W świecie ludziowatych informacje o pogodzie czerpane bywają z telewizji, internetu, czy jak od jakiegoś czasu z pewnej aplikacji w telefonie. Zarówno Pańcia i Pańcio korzystają z niej i sprawdzają dane na temat temperatury, deszczu, jak i innych zjawisk atmosferycznych na bieżący dzień i następne. Patrzą, kiedy dokładnie będzie burza i z jaką siłą będzie wiał wiatr. W zależności od pogody planują czy dokądś pojadą, czy nie, jak się ubiorą i w ogóle można oszaleć! My zaś nie rozumiemy, po co tyle zachodu z tym kontrolowaniem temperatur itp, skoro już dawno odkryliśmy w sobie dar przepowiadania pogody, a właściwie przeczuwania. Szkoda, że ludziowate nie zorientowały się wcześniej, ale na szczęście nasza Właścicielka zauważyła, że dzięki mojej i Niebieściucha kocioosobie, nie potrzebuje więcej żadnych informacji meteorologicznych, ponieważ wystarczy jej spojrzeć na nas. No zobaczymy! Prawda jest taka, że nasz zespół, czyli "Kociometeo" wyróżnił cztery stopnie pogodowe w skali Miciusiego (od pieszczotliwego nazywania Mufasy). I tak:


 Pierwszy stopień, czyli upalny. Charakteryzuje się tym, że można błogo leżeć brzuchem do góry i niczym się nie przejmować. Nie ma żadnego zagrożenia, jeśli chodzi o deszcze i silne wiatry.





Drugi stopień, czyli umiarkowany. Ani upalnie, ani zimno. W sam raz, charakteryzuje się tym, że podczas jego trwania leży się na boku, nigdy brzuchem do góry! Ten stopień dzieli się na dwie podkategorie: słoneczną i w cieniu. Dla nie lubiących ciągłego słońca, można częściowo korzystać z cienia.


Albo słońca...




Trzeci stopień, czyli chłodny. Charakteryzuje się tym, że w ogóle nie wychodzi się z domu. Niska temperatura i deszcz sprawiają, że nie ma mowy o jakichkolwiek pozycjach spankowych na trawie! Przebywa się w ciepłych pomieszczeniach, na kanapie, fotelu, budce, czy łóżku i unika drzwi wejściowych od domu.


Trzeci stopień: chłodny.
 
Czwarty stopień, czyli bardzo zimno- nie wychodź!  Ten stopień charakteryzuje się bardzo chłodnym wiatrem, mrozami, burzami śnieżnymi i w związku z tym całkowitym odizolowaniem od otoczenia, leży się przykrytym kołdrą lub kocem, czy schowanym w budce lub w kocim tunelu. Prawie całe ciało jest zakryte! I tak przez prawie cały dzień. 
Czwarty stopień: bardzo zimno-nie wychodź.

sobota, 25 lipca 2015

740. Aktinidia ostrolistna?

  Po wierzbie japońskiej nadszedł czas rozszyfrowania, jaką nazwę nosi kolejna roślina, która samoistnie zakwitła w ogródku. W jakiś przedziwny sposób oplotła się wokół płotu, pnąc się coraz bardziej w górę. Przedostała się od innego sąsiada, trochę dalszego, tego samego który kiedyś był bardzo niemiły dla naszych Ludzi z powodu odwiedzin jego ogródka przez nasze kocioosoby. Pańcia nawet zażartowała, że roślina miała tamtego człowieka dość i "przyszła" do nas. Co więcej tylko do nas, bo nikt dookoła jej nie ma. Nasi Ludzie wciąż się dziwią, jak to możliwe, ale cieszą się, bo chyba są na tym świecie rzeczy niewytłumaczalne...

  Ale wracając do nazwy. Pańcia bardzo chciała wiedzieć, co to za pnącze i postanowiła poszukać odpowiedzi w internecie. Bardzo szybko ją uzyskała, bowiem z poradników ogrodniczych wynikałoby, że to AKTINIDIA OSTROLISTNA i dalej nie wiemy, jaka to odmiana. Czy to kiwi, czy issai, czy jeszcze może inaczej. W każdym razie odkryliśmy, że aktinidia owocuje czymś podobnym do kiwi!!! Mina ludziowatych bezcenna. W ogródku rośnie jedzenie i to takie egzotyczne, ale oni trwali w niewiedzy. Do tej pory nie odważyli się zjeść tych owoców, trochę się obawiają, ale zobaczymy.
 A dla nas aktinidia stanowi z kolei schronienie przed słońcem i w ogóle tak sielsko pod nią. Nasze ludziowate jedynie ją podcinają, ale nie za dużo, gdyż lubią jak jest tak lekko dziko i nie pod linijkę.
(Szkoda, że dziś okropna pogoda!)


Moja kocioosoba wie dobrze, gdzie się ulokować.




Jeśli się mylimy, a ktoś wie, co to za roślina, prosimy, aby nas poprawić.


piątek, 10 lipca 2015

739. Polowanie na kosy


Dzięki podpowiedzi Pani Elai wiemy już, że nasza tajna baza to wierzba japońska. Kto by pomyślał? Żeby chociaż amerykańska, to czułbym się przy niej bardziej swojsko. Mufasa wolałby zapewne rosyjską, ale jednak nie nazwa drzewka jest tu najważniejsza, a to, co ono daje nam w praktyce. A daje i to sporo! Ukryci we dwóch pod jej gałązkami, pośród gąszczu odrośniętej już po koszeniu trawy, w bezruchu i ciszy obserwujemy ptactwo, planujemy skomplikowaną regulację ich populacji, po czym wykonujemy założone zadania taktyczne. Czasem się nie udaje, gdyż ptaki to nie takie ptasie móżdżki, jak w tym powiedzeniu, a niestety dla nas- dość inteligentne stworzenia. Uczą się. Ale i bywają dni tryumfu! Jednym z takich dni okazał się ten, kiedy w nasze łapy i w któryś z naszych pyszczków wpadła Pani Kosowa. Chcieliśmy podarować ją w prezencie naszym Ludziom i zachęcić ich na nowe śniadaniowe menu, ale sytuacja wymknęła się nieco spod kontroli, gdyż ptak uwolnił się w ich pokoju sypialnianym i ukrył się za stojącą ramką ze zdjęciem naszych Właścicieli. Operacja "Kos" miała miejsce bardzo wcześnie z rana, o jakiejś 4:30, kiedy nasi Ludzie jeszcze spali, to też niczego nieświadomi nic nie usłyszeli. Dobrze wiemy, w jakich porach najlepiej zajmować miejscówkę w bazie "Wierzba japońska", wtedy kiedy ptactwo się budzi. Potem za dnia przecież odpoczniemy w fotelu, czy na kanapie. I tak próbując wydostać Panią Kosową zza ramki, narobiliśmy hałasu, co obudziło naszego Pańcia. Domyślił się od razu, po czym obudził Pańcię. A wtedy się zaczęło. Pańcia na prośbę Pańcia zamknęła nas w drugim pokoju- skandal, po czym nasz Właściciel odchylił ramkę zdjęcia i chwycił Panią Kosową w rękę. Wystraszony ptak wyrwał mu się i przysiadł na komodzie, gdzie podobno nie czuł się zbyt komfortowo.

Pani Kosowa: Myślałam, że już jest bezpiecznie, a tu wszędzie dookoła kocie panoszące się twarze!

Druga próba schwytania ptaka udała się Pańciowi, po czym stało się coś niesamowitego dla Ludzi. Pani Kosowa poddała się i spojrzała mu w oczy, jakby chciała powiedzieć: " nie rób mi krzywdy, pozwól mi odlecieć". Pańcio to Pańcio i rzadko okazuje emocje, bo jak sam mówi, nie może sobie na to pozwolić w trudach życia, ale tym razem- już drugi raz po wyprowadzce Luny- ugiął się. O Pańci nawet nie wspominam. My zaś zamknięci w drugim pokoju szarpaliśmy drzwi i z nerwów skakałem po biurku Pańcia! A co!

Potem tylko usłyszeliśmy, jak nasz Właściciel wypuścił Panią Kosową na wolność, a ona odleciała. Nie wybaczymy tego naszych Ludziom! 



Kilka dni później Pańcia usłyszała hałas. Po przyjściu do pokoju dziennego zastała podłogę z zrzuconą doniczką z ziemią i kwiatem, zepchniętym sprayem do roślin i paroma piórami! To od Pana Kosa, którego przytargaliśmy do domu. Oj działo się, ale niestety dla nas uciekł nam. Pańci zaś ulżyło, a my powróciliśmy do bazy o nazwie "Wierzba japońska". 

 

sobota, 4 lipca 2015

738. Tajemnicze Lunowe drzewko

  Wraz z nadejściem lata, a ostatnio to tropikalnego, bywa, że chłodzę futro pod drzewkiem. Nazywamy je tajemniczym, gdyż z niewiadomych przyczyn po naszej stronie ogródka jest go więcej, niż po tej, na której zostało zasadzone. Co więcej to drzewko po Lunie, które posadziły jej ludziowate! Nie wiemy, ale może po jej wyprowadzce roślina postanowiła przedostać się przez płot, by u nas zagościć? Podobnie inna roślina innego sąsiada rozpostarła u nas swoje gałęzie, tworząc z drzewkiem mały gaj. Pańci i Pańciowi- choć trochę nie rozumieją, jak to się stało- bardzo pasuje taki stan rzeczy, nam zresztą też. A drzewko to nie tylko takie tam wiszące gałązki i listki. To baza, z której prowadzimy obserwację przylatującego ptactwa i przygotowujemy skomplikowaną strategię regulacji populacji ptaków. luzak  


Zanim odkryłem tajną funkcję rośliny, wcześniej niczego nieświadomy, przysnąłem przy nim po popołudnowym pędzlowaniu miski. W śnie przemówiło do mnie Lunowe drzewko, szepcząc: 

-Ursusie, kiedy wślizgniesz się pod moje gałązki i pozwolisz, abym otoczyło Cię moimi listkami, odkryją się przed Tobą nowe nieznane możliwości, a Twoje Olbrzymowe życie nie będzie już takie same...


Po przebudzeniu natychmiast zrobiłem tak, jak szumiało drzewko...Ukryłem się pod nim, skąd rzeczywiście mam inne spojrzenie na świat...Tak inne, że nawet Pańcię wystraszyłem, gdyż nie spodziewała się mnie w takiej odsłonie. Tak inne, że nie potrafię tego opisać.luzak  


P.S. Oby tylko Ludziowate nie skosiły trawy, bo efekt Olbrzymowej grozy się popsuje.