środa, 26 października 2016

872. Oczko

  Trochę z opóźnieniem zamieszczam zdjęcie Niebieściuchowego oka, które równo 4 tygodnie zajęło mu wyleczenie się. Właściwie nic nie robił, samo się zrobiło ;) Uff, wszystkim nam ulżyło, jeden kłopot z głowy. Mogę znowu urządzać z Ruskiem kocie zapasy- ale tylko wtedy, gdy Ludzi nie ma w domu. A to dlatego, że gdy tylko zaczynamy małe przepychanki, natychmiast zostajemy rozdzieleni lub słyszmy "nie wolno". Kociompromitacja!


aktualnie



A tak sprawy się miały 16 września...



No cóż, a Pańcia pod wpływem Mufasiego oka zadała kolejną zagadkę naszemu Pańciowi, a brzmiała ona tak:

-Zgadnij, jak jest ulubiona gra Miciusiego (tzn. Mufasia)?
- W oczko! 

Pańcio zaśmiał się i przyznał, że nigdy nie wymyśliłby takiej zagadki, a my wyczuliśmy leciutką ironię ;) Wszak i nasz Ludziowaty posiada poczucie humoru i też potrafi. Dobrze, że nie chodziło o rosyjską ruletkę...
 

środa, 19 października 2016

871. Doniczka jak ta lala...

   Oto co można robić podczas kurowania się pod kołdrą, kiedy weźmie się dwie aspiryny. Pańcia nudziła się po jakimś czasie, bo ile można harować w łóżku;), (a my to musimy!), więc zaczęła sobie szyć- jej hobby z lat przed i nastoletnich....Nie musi być idealnie, ważny jest sam proces wymyślania, to jej słowa. Dobrze, że Luna Czarnulka nic nie wie, ponieważ zaraz skłonna byłaby obrazić się na naszą Ludziowatą za brak strojów dla naszej byłej Sąsiadki..

(nawet stary, połamany parasol się przydał, a właściwie jego materiał ;))

Wszystko widzę i wszystko słyszę!!! Luna-Umcia ze snu!



Za to jednym z hobby Pańcia jest tzw.grzebanie w drewnie, w wolnej chwili zrobił już dwie doniczki. Dla naszej Pachiry i Draceny wonnej- badyle czekają już na nowe lokum.

-Tylko nie badyle Kocurze! (Pachira i Dracena) ;)


wtorek, 18 października 2016

870. Mufasio Wampir

   Równo miesiąc temu Niebieściuchowe oko zaatakował zespół Hornera. Przyszedł nie wiadomo skąd i narobił sporego zamieszania w naszym życiu. W końcu mamy dobrą wiadomość. Oko od piątku wyglądało coraz lepiej, a dziś zaprezentowało się się już, jak dawniej. 
Na razie mamy zdjęcie z piątku 14 października, bardziej aktualne dołożymy potem. 
14.10

  Ale nic nie stało się ot tak sobie. Można pomruczeć, że dmuchaliśmy i chuchaliśmy- tzn. Ludziowaci, ja byłem zbyt zajęty harówką spankową:) na Mufasę, zapewniając mu wręcz cieplarniane warunki. Aby zmniejszyć jego stres do minimum, Pańcia nie związywała włosów przez cztery tygodnie. Nosiła rozpuszczone, a wszystko po to, by Rusek zawsze miał do nich dostęp, a ściślej mrucząc by mógł w nich zanurzać łapki, co uwielbia od kociątka, a nocą owijał się wokół jej głowy. Miał nawet przygotowane miejsce na poduszce, na której swoją kocioosobą odgrodził ludziastych od siebie. Widząc taką sytuację, któregoś wieczoru Pańcia tylko westchnęła, że kółko na palcu łączy ją z Pańciem, a nie z Mufasą. Pańcio wtedy śmiał się, a Niebieściuch wręcz przeciwnie! Co się nie robi, by pomóc mu się wyleczyć? Hmm. 
Te ciągłe stawianie Niebieściucha na piedestale, sprawiło, że w końcu nasza Właścicielka zaniemogła! Osłabiona, z gorączką 38 stopni C, po powrocie do domu w piątek właśnie, ten sam piątek, w którym oko Mufasy zdecydowanie się poprawiło, natychmiast po zażyciu aspiryny przeleżała resztę dnia w łóżku. Co więcej na sobotę musiała wyzdrowieć, gdyż wraz z Pańciem miała zaśpiewać na czyimś dniu kółka. Można było odwołać, ale Ludzie nie chcieli zostawić tamtych ludziowatych w dniu ich ślubu. Wszystko się pokomplikowało, ale szczęśliwie jej głos nie został zaatakowany. Po dreszczach i poceniu się, z Ruskiem otoczonym wokół Pańci głowy, z nutami w ręku i siedzącym obok Pańciem przeprowadzili próbę. Niebieściuch nie odstępował naszej Właścicielki ani na krok, prawdopodobnie spodobało mu się, że ich temperatury ciała były do siebie bardzo zbliżone, w przeciwieństwie do człowiekowatej. Krytyczna noc nastała, podczas której usłyszałem, jak Pańcia szepcze do ucha Mufasy: - wyssałeś ze mnie całą energię, niczym wampir jakiś, zapewne pomogło Ci to wyzdrowieć, ale za to ja opadłam z sił, więc Mufasiu oddaj mi co nieco, gdyż jutro muszę być zdrowa. Nie mam czasu chorować! Pańcia wiedziała, że nie może liczyć na nic od Ruska, tym bardziej, że jeszcze tyle spraw w sobotę ludziowatych czekało, więc skierowała swoje prośby do Stwórcy. Jakimś cudem temperatura spadła do 37.2 C  i następnego dnia trochę mniej osłabiona Pańcia zaśpiewała, co miała zaśpiewać z Pańciem i jeszcze kimś innym, po czym po powrocie do domu znowu czekało na nią łóżeczko i leki. A w niedzielę już tylko 36 stopni C i bez problemu mogła wstać podziękować Stwórcy za takie ekspresowe wyleczenie :) 

piątek, 14 października 2016

869. Półdługowłosy liściasty

  Przyszła jesień, a wraz z nią zaczęły spadać kolorowe liście z drzew. Część przywędrowała z pobliskiego drzewa sąsiada, a część spadła z naszej antiknidy ostrolistnej, przyczepiając się do mojego futra. Moi Ludzie nie mieli z tym nic wspólnego, po prostu przesiadując w ogródku na trawce, jak przysłowiowy rzep, liście przykleiły mi się do grzbietu i w okolicach tylnich łap oraz ogona. Kociompromitacja. Nie zwróciłbym na nie uwagi, gdyby nie Pańcia i Pańcio regularnie wyjmujący coś z mojego futra i zwracający mi uwagę na porozrzucane liście po domu. Hmm, nie zamierzałem niczego sprzątać, ani się otrzepywać z jesiennych atrybutów! Pańcia zaś oznajmiła Ludziowatemu, że oto ich domowy Olbrzym stał się kotem rasy półdługowłosej liściastej.:)
I znowu mieli śmiechu co niemiara...




:)

środa, 12 października 2016

868. Wilku ;)

 Wydawałoby się, że po tylu latach spędzonych pod jednym dachem z moimi Ludźmi, nadawane mi przez nich przezwiska odejdą w zapomnienie i że w końcu przestanę dostawać nowe ksywki. A jednak stało się inaczej. Niektóre wprawdzie przeszły do lamusa, jak Misio-Rysio, czy Piesek, ale takie jak: Grzbiecik, Olbrzymo, Ssss, od których bolą mnie już pędzelki i uszka, gdyż na każde reaguję, jak najbardziej są na topie!  Wszystko za sprawą mojej kocioosoby, która niezmienne dostarcza Ludziowatym inspiracji. Inspiracji wynikającej, jak sami to określają, z mojego wyglądu, zachowania, wybryków i innych takich. Tym razem autorem mojego nowego pseudonimu, czyli Wilku- w przeciwieństwie do poprzednich- okazał się być Pańcio. Jedno jest pewne. Ursus to moje pierwsze i niezmienialne imię, ale co dzieje się dalej, to niekończąca się opowieść Zanim kryptonim Wilku okazał się być faktem, fazowo przechodził z jednej formy do tej właściwej. 
 Wszystko zaczęło się od dnia, w którym wyszliśmy z moim Właścicielem na spacerek. W trakcie przechadzki poczułem niespodziewane krople deszczu, które po kilku minutach zwilżyły całe moje futro. Natychmiast wróciliśmy do domu, gdzie Pańcio z uśmiechem na twarzy odparł, że upodobniłem się do psowatego, a konkretniej do młodego wilczura! (czy tam owczarka niemieckiego). W niedługim czasie słyszałem, jak wraz z Pańcią po cichu mówią o mnie wilczurzasty albo wilczur, jednak Ludziowatego nie satysfakcjonowała taka nazwa, czegoś mu brakowało. Następnie zwykłem przesiadywać w ogródku nocą i jakby to pomruczeć- zwyczajnie wyłem pod płotem, hmm (kociompromitacja), budząc tym samym na zmianę moich Właścicieli. Kazali mi natychmiast wracać na fotel lub do koszyka, więc musiałem się słuchać. Obrażony robiłem tzw. wilcze miny w ich kierunku, miny które nie należały do pozytywnych i strzelałem kociego focha. Pańcio uznał potem, że moje nocne przesiadywanie i miauczenie pod płotem po zachodzie słońca, przypomina wycie wilka, a moja frustracja rodzi się z braku swobodnego szwędania się po krzakach i innych zaułkach osiedla. Kiedy prosiłem pod głównymi drzwiami o wyjście, oczywiście tylko na smyczy, bo jak inaczej, Ludziowaty stwierdzał, że ciągnie wilka do lasu. A kiedy wracałem przez drzwiczki na koci świata z ogródka do domu, słyszałem jak mój Właściciel na mój widok szepcze dziwne słowa do Pańci, jak: "Powrót wilczycy, a w tym przypadku wilczura". Co więcej wydało się, że lubię, kiedy rzuca mi się surowe mięso na trawę, a nie do miski, gdyż na zewnątrz jest przygoda! Wszystkie te wydarzenia doprowadziły do tego, że Pańcio -jakby olśniony- nazwał mnie Wilku, nie Wilk, nie Wilczur, ale tak jakoś niestandardowo, bo w wołaczu i wiedział wtedy, że to jest to! Pańcia zaś nauczyła mnie reagować na moje nowe przezwisko i mam podejrzenie, że zostanie ono ze mną już do końca moich Ursusikowych dni. 




https://pl.wikipedia.org/wiki/Owczarek_niemiecki
Że niby jestem podobny do tego kocura? Jego człowiekowate powinny zaopatrzyć się w lepsze okulary w przypadku tej człowiekowatej, a ten ludziasty niech idzie do okulisty!
 Ten Kocur ma być Wilku? Koń by się uśmiał! Auuu

 Że niby co? Wypraszam sobie!

wtorek, 4 października 2016

867. Pojawiam się i znikam...

  Powieka Mufasy okazuje się być tematem zagadką. Zachowuje się tak, jakby chciała powiedzieć: "pojawiam się i znikam", Raz jest, a raz jej nie ma. No prawie. Ludziowate co prawda nie żyją tylko okiem Niebieściucha, ponieważ człowieczy świat to świat wielu spraw, ale po codziennych obserwacjach Ruskowego oka doszli do wniosku, że zaraz po tym, jak Mufasio się obudzi, jego prawy narząd wzroku wygląda lepiej, a wraz ze zmieniającą się porą dnia pogarsza się i wraca prawie do punktu wyjściowego sprzed snu. Co prawda poprawiło się w porównaniu z tym, co było w pierwszym dniu, więc najważniejsze, że Niebieściuch walczy z zespołem Hornera. Zawile, dziwnie, ale mogłoby już wszystko wrócić do normy, ponieważ wszyscy się niecierpliwimy, a blog staje się monotematyczny. 


Pańcia w dodatku nuci sobie pod nosem pewną piosenkę, chyba z przedszkola, tylko słowa zmieniła, jakby to Mufasa do mnie mruczał: (kociompromitacja)

Pojawiam się i znikam i znikam i znikam,
I na Olbrzyma kicham i kicham i kicham,
Jak siedzi pod lodówką, lodówką, lodówką,
I jak marudzi w kółko, w kółko, w kółko
więc 
Olbrzymie na kanapę wracaj
I głowy nie zawracaj...


Hmm, żeby powieka Niebieściucha była inspiracją do takiej "twórczości"?  To jakiś żart. A w ogóle to kto to widział!
,

sobota, 1 października 2016

866. Niebieściuchowe oko po dwóch tygodniach

  To już dwa tygodnie, kiedy Ruska nawiedził zespół Hornera. Oko Niebieściucha raczej się nie zmieniło, chociaż na pierwszym zdjęciu wygląda o wiele lepiej do tego, co było dwa tygodnie temu. Ale już kolejne ujęcie poprawy nie potwierdza. Powodem takiej różnicy jest to, że Mufasa zainteresowany tym, co się dzieje wokół, kręci oczyma na wszystkie strony, odwraca głowę w tę i tamtą i trudno złapać go, kiedy patrzy bezpośrednio- w tym przypadku- w telefon Pańci. Ale znajdziemy na niego sposób...aparatem, a nie telefonem :)