Już nie jeden raz chwaliliśmy się naszymi kociomedycznymi umiejętnościami i mrucząco- futrzaście pozytywnym wpływem na naszych Ludzi. Tym razem problem dotyczył wyżynającego się zęba mądrości Pańci. Dziwna sprawa, bo żeby w jej wieku jeszcze jej rosły zęby? A jednak. Tak bardzo się męczyła, że nie miała innego wyboru, jak pójść do dentysty. Noc przed wizytą-kiedy bardzo ją bolało- ułożyliśmy się futrami wokół jej policzków, w celu ukojenia bólu. Kiedy obudziła się następnego dnia, nie mogła ruszać głową, bo obaj wręcz ją ścisnęliśmy z obu stron. Spojrzała tylko w prawo i lewo, następnie w lewo i prawo, potem na sufit i uśmiechnęła się. Wiedzieliśmy dlaczego i ona wiedziała, że my wiemy. Z obawy przed zemdleniem w gabinecie zabrała ze sobą Pańcia, a z kolei Pan stomatolog polecił wyrwanie zęba, pomimo że wcale nie był popsuty. Kilka godzin później Pańcia w końcu wróciła do równowagi, a my mogliśmy spokojnie harować w fotelu i kocim tunelu.
;)
;)