Najbliższy lot na trasie Kotonolulu-Domek mieliśmy już za 15 minut, zdążyłem więc przeczyścić futerko i oczka oraz wyczesać pędzelki na uszkach i wyprostować wąsiki. W końcu ze mnie jest don kocurro i muszę imponująco wyglądać! W domku Ludzie nas powitali, wytulili, wycałowali i wygłaskali. Mało ze szczęścia nie oszaleli, ale ja przyznam szczerze, że też za nimi mocno tęskniłem. Odwdzięczyłem się mruczanką. Poza tym pomizgaliśmy się z Nimi noskami i przeszliśmy do bardziej kulinarnej części spotkania , czyli do rybek. A teraz po posiłku ponowanie wróciliśmy do naszych starych zajęć, czyli do 12-godzinnej harówki łóżeczkowej. Kto to widział! Nawet nie zdążyliśmy się przebrać....
27 łapek (comments) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz