Co to się działo w domku Drodzy Czytelnicy! Najpierw pojawiły się Panie Róże w wazonie, potem Pan Tort ze świeczkami, a wszystko to dla naszej Pańci z okazji jej urodzin sprzed kilkunastu dni.
Pomimo że od czasu do czasu zdarza jej się trochę popanoszyć i powymądrzać, na temat choćby kociego żywienia, czy kołtunów na moich futerku, to jednak nie możemy pomruczeć, żeby o nas nie dbała. Dotyczy to też zawartości naszych misek, głaskanek za uszkiem i masażyku po grzbieciku.
Wpadliśmy na pomysł, aby również podarować Pańci piękny prezent od nas i uzgodniliśmy, że wręczymy jej kociobiście różową orchideę, za którą nasza Właścicielka przepada. Sytuacja jednak wymknęła się spod kontroli, gdyż nie mogliśmy dojść do porozumienia, który z nas poda Pańci kwiat, wskutek czego nie zauważyliśmy, że w którymś momencie wszystko- wraz z doniczką i ziemią- spadło na podłogę, rozstrzaskując się na małe kawałki. Zamiast uzgodnić i ustalić, który z nas jak na Kocurro przystało, złoży naszej Opiekunce mruczące życzenia i da roślinkę, to my pokłóciliśmy się. Co więcej w obecności Pani Orchidei doszło na parapecie do pojedynku kociarate w naszym wykonaniu. Wstyd! Ludzi w tym czasie nie było w domku, ale po powrocie szybko się zorientowali, że coś jest nie tak. Pierwsza poszlaka dała Pańci do myślenia, a należała do niej: stłuczona doniczka i wysypana ziemia na podłodze. Szczęśliwie kwiat ocalał.
Tu Pani Orchidea: No nie powiem, żebym tryskała radością w wyniku zaistniałej sytuacji...
Druga poszlaka: my ukryci pod kołderką. Ludziowate połączyły fakty i domyśliły się, że na pewno mamy coś wspólnego z bałaganem przy oknie. Drodzy Czytelnicy, kociompromitacja przed całym światem! Jak mogliśmy postąpić tak nieodpowiedzialnie? Dziś Pani Orchidea stoi już w innym miejscu, w nowej doniczce, a na wspomnienie tamtego dnia, Pańcia i Pańcio tylko się uśmiechają. Następne urodziny w lutym. Będzie je obchodził Mufasa, mam nadzieję, że tym razem bez większych ekscesów.
Pomimo że od czasu do czasu zdarza jej się trochę popanoszyć i powymądrzać, na temat choćby kociego żywienia, czy kołtunów na moich futerku, to jednak nie możemy pomruczeć, żeby o nas nie dbała. Dotyczy to też zawartości naszych misek, głaskanek za uszkiem i masażyku po grzbieciku.
Wpadliśmy na pomysł, aby również podarować Pańci piękny prezent od nas i uzgodniliśmy, że wręczymy jej kociobiście różową orchideę, za którą nasza Właścicielka przepada. Sytuacja jednak wymknęła się spod kontroli, gdyż nie mogliśmy dojść do porozumienia, który z nas poda Pańci kwiat, wskutek czego nie zauważyliśmy, że w którymś momencie wszystko- wraz z doniczką i ziemią- spadło na podłogę, rozstrzaskując się na małe kawałki. Zamiast uzgodnić i ustalić, który z nas jak na Kocurro przystało, złoży naszej Opiekunce mruczące życzenia i da roślinkę, to my pokłóciliśmy się. Co więcej w obecności Pani Orchidei doszło na parapecie do pojedynku kociarate w naszym wykonaniu. Wstyd! Ludzi w tym czasie nie było w domku, ale po powrocie szybko się zorientowali, że coś jest nie tak. Pierwsza poszlaka dała Pańci do myślenia, a należała do niej: stłuczona doniczka i wysypana ziemia na podłodze. Szczęśliwie kwiat ocalał.
Tu Pani Orchidea: No nie powiem, żebym tryskała radością w wyniku zaistniałej sytuacji...
19 łapek (comments) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz