Zgodnie z przewidywaniami po złowieszczych tulipanach zostało już tylko wspomnienie. Nie pomruczę, urok i prezencja u nich pierwszorzędna, ale ich zadziorny charakterek to inna historia. Że też podczas ich krótkiego żywota chciało im się ze mną zadzierać i tracić czas na knucie przeciwko mnie! O ile tulipany zniknęły, zwalniając miejsce innym roślinom, o tyle pozostali inni, nie pałający do mnie sympatią. To przedstawiciele, a właściwie przedstawicielki rodziny wołowatych, których futrzastość znacznie przewyższa moją. Owce, bo o nich mowa, do tej pory nie mogą mi wybaczyć i boczą się od grudnia za odrzucenie ich prośby odnośnie zaproszenia do naszych szopek Bożonarodzeniowych. Tłumaczenia, że ich za duże gabaryty nie pomieściłyby się w tak małym domku, nic nie wskórały. Uparły się i tyle. Do tego ubzdurały sobie, jakobym twierdził, iż przewyższam je pięknem i ponadprzeciętnością. Hmm, co prawda wołowaty to nie kotowaty, ale to już sprawa między mną a mną:)
W grudniu meczały trzy zarośnięte owce, a w kwietniu ukazał się nam taki obrazek.
Nie dość, że już ogolone, to jeszcze dwie z nich musiały zostać matkami. Potomstwo wzbudziło nasz uśmiech, ze względu na kolor sierści. Zwykle kojarzyliśmy białe, a tu takie śliczne czarnuszki. Pańcia nigdy na żywo takiego nie widziała! Ja tym bardziej. A jakiej płci? Wzrok Człowiekowatej tak głęboko nie sięgał:) Gdy tamtędy przejeżdżała, musiała na chwilę stanąć i popatrzeć. Jagnięta w ciągu miesiąca sporo urosły. Ale co się dziwić: mleko ich matek owiec, jakaś pasza i trawka. Żyć, nie umierać. A baran, tatko tej gromadki, beczał z oddali, zza innego płotu, aż Ludziowatej przeszedł dreszcz po plecach.
-Sam zarosłeś nieokrzesany Kocurze!
-Mama, ale ja nie jestem czarną owcą naszej rodziny?
-Nie, przecież masz biały pyszczek...
-Co za ulga.
😆
Hmm, a u nas Mufasa w końcu wyszedł z Bambosza do ogródka i też się pasie...
Nie kociompromituj się Olbrzymie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz