Przez ostatnie astronomiczne kocie odkrycia, dostępne tylko dla kocich oczu, które zaprezentowała mi dawna Sąsiadka Luna, nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Trudno mi było skupić się na drzemce, a nawet pędzlowaniu miski! Sam fakt, że Luna tak długo skrywała tajemnicę, iż ona to Księżyc, dosłownie, a nie w przenośni, sprawiła, że nocami stałem pod płotem i wpatrywałem się w niebo. Zarówno na Ursusa Majora, jak i w tego naturalnego satelitę Ziemi. Gdy usłyszałem o Drodze Mlecznej, moje myśli przywiodły pełne miski mleczka dla kotów, którym codziennie obaj z Mufasą się delektujemy. Dotarło do mnie, że koci i ten człowieczy wszechświat to niewyobrażalna sprawa, tak odległa ode mnie i trudna do ogarnięcia. Mnogość gwiazd, galaktyk i innych zjawisk astronomicznych przerosły mój Ursusikowy umysł i… pędzelki. Przerosły także moją czujność, gdyż natychmiast ściągnięto mnie na ziemię. I to w z prędkością światła. Zostałem umieszczony w bestii, czyli w czarnym i dużym transporterku, dostosowanym do moich gabarytów, w którym Ludzie zawieźli mnie do Pana Weterynarza. Pojechałem na czczo i do tego niezadowolny. Nie wolno mi było skosztować choćby kęsa, tak nakazał mój zwierzęcy lekarz. Udałem się na zabieg, który Pańcia nazwała dużym przeglądem. Musiałem zapaść w sen, a gdy to się już stało, Pan Weterynarz zrobił mi usg i sprawdził moje serce i inne narządy. Okazało się, że poza jakimś małym zapaleniem w wątrobie, wszystko było w porządku. Krew także. Dostałem tabletki, które muszę zażywać do końca życia. Hmm, takie na wątrobę, po których wzmaga się mój apetyt. Ale do końca życia? Jak to dziwnie zabrzmiało. Po powrocie z lecznicy, z której odebrał mnie Pańcio, natychmiast zażądałem napełnienia miski, gdyż po tylu godzinach pozostania bez jedzonka, burczało mi w brzuchu. Pomimo wieku, pokazałem też siłę kociofizyczną. Prędko się zregenerowałem i jeszcze tego samego letniego dnia wraz Pańcią, udałem się w nagrodę do Krainy Garaży. A tam napotkałem na niejakiego ślaza piżmowego. Najprawdopodniej. Cwaniaczek panoszył się na mój widok, ale pohamowałem jego zapędy. Poskromiony- poddał się.
-Dobre sobie! Kocisko jeszcze nie zeszło na ziemię
😀🤣
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz