Zanim Ludziowate się pochorowały, mogłem korzystać z przyjemności wychodzenia na spacerki. Wtedy na jednej z ostatnich przechadzek pomiędzy obwąchiwaniem listków i murków, na mojej drodze stanął niedawno wspominany Rudasek! A właściwie to ja na jego! Po wyprowadzce Czarnulki Luny nowa kocia postać to zawsze nowa przygoda i odskocznia od codziennych harówek w koszyku, tudzież fotelu ;)
Czułem obecność Rudaska zaraz po wyjściu z domu i podążałem w kierunku zapachu jego kocioosoby. Kiedy zbliżyliśmy się z Pańcią do sporej wielkości nieznanego mi krzaka oddalonego o jakieś sto metrów od nas, rudy kolega wystawił głowę i wpatrywał się we mnie. Sprawiał wrażenie, jakby go zaskoczył mój Olbrzymowy gabaryt. Zaciekawił się, ale jednocześnie wydawał się trochę zdystansowany i lekko przestraszony. Stopniowo podchodził do mnie, ale gdy uznał, że zbliżam się ku niemu, wycofywał się i czmychał pod jeden z mechanicznych potworów, czyli pod samochód. Stamtąd bacznie mnie obserwował. Ja zaś nie zamierzałem się go bać, przecież co niektóre psowate na widok mojego uniesionego grzbiecika okazują mi przychylność, to co mógłby mi zrobić taki mały Rudasek? W ogóle się nie przejmowałem i że niby stopniowo przestawałem zwracać na niego uwagę. Za to on interesował się mną, ale z pewnej odległości. Kiedy nieco się do mnie przekonał, etapami podchodził coraz bliżej i dziwił się, że chodzę na smyczy. Wtedy z okna jego domu zobaczyli nas jego Ludzie i ich dzieci. Wszyscy wyszli na zewnątrz i byli mną tak zafascynowani, że trudno opisać ich podziw. Mniejsze ludziowate mnie delikatnie osaczyły, głaskały, dotykały, przytulały, a ja obwąchałem im dłonie, na których wyraźnie czułem wcześniej konsumowany obiadek;) i ich dziecięce czupryny. Jednak bardziej interesowali mnie kotowaci dalsi sąsiedzi, o imionach jak się potem okazało Tomi (Rudasek) i Lula- jego siostra. (Dobrze, że nie Luna, bo Pańcia jeszcze by się rozpłakała hmm). W przeciwieństwie do brata- Lula powitała mnie syczingiem i warcingiem, po czym uciekła w zarośla!
Tomi: Jak to możliwe, że Ursus na smyczy w szelkach, a ja biegam bez niczego?
Jak ten mały Niebieściuch to robi, że rządzi takim wielkim Ursusem? ;)
Lula: Co to za jeden?
Syknę na niego, żeby wiedział, że ze mną nie ma żartów!
Daruj sobie siora, on się nas nie boi, ale raczej się z nim zaprzyjaźnię...