Przyszła jesień, a wraz z nią zaczęły spadać kolorowe liście z drzew. Część przywędrowała z pobliskiego drzewa sąsiada, a część spadła z naszej antiknidy ostrolistnej, przyczepiając się do mojego futra. Moi Ludzie nie mieli z tym nic wspólnego, po prostu przesiadując w ogródku na trawce, jak przysłowiowy rzep, liście przykleiły mi się do grzbietu i w okolicach tylnich łap oraz ogona. Kociompromitacja. Nie zwróciłbym na nie uwagi, gdyby nie Pańcia i Pańcio regularnie wyjmujący coś z mojego futra i zwracający mi uwagę na porozrzucane liście po domu. Hmm, nie zamierzałem niczego sprzątać, ani się otrzepywać z jesiennych atrybutów! Pańcia zaś oznajmiła Ludziowatemu, że oto ich domowy Olbrzym stał się kotem rasy półdługowłosej liściastej.:)
I znowu mieli śmiechu co niemiara...
faktycznie ostrolistne te Wasze drzewko, takie rzepowate ;) cudnie Uesus taki ustrojony wygląda :) i ona z tym do domu wraca?
OdpowiedzUsuńWraca, a my tylko zbieramy liście z podłogi albo wyjmujemy z jego futra:) Złości się wtedy haha. Nie wiem, dlaczego czepiają się tylko Ursusa, Mufaska nic nie przynosi.
UsuńTe listki rzeczywiście takie trochę rzepowate hehe