Prezydent kraju moich Przodków już dawno odleciał do siebie, choć ciekawi mnie, czy przelatywał tym widowiskowym samolotem lub był gdzieś w pobliżu stanu Maine. Moja Kocioosoba aż się rozmarzyła- domyślam się, że szanse na zobaczenie miejsca mojego pochodzenia i moich futrzastych Kocioprzodków są bliskie zeru, a właściwie nie istnieją. Pradziadzio Pavarotti pomruczałby, że nigdy nie mrucz nigdy i nie wiadomo, co kociożycie przyniesie, ale ja tam swoje wiem. Ludziowaci widząc moje przygnębienie, postanowili zrobić mi niespodziankę. Skoro Prezydentowi kraju moich Przodków rozwinięto czerwony dywan, oni postanowili rozłożyć przed moimi łapkami i Olbrzymowatością niewielki dywanik w kolorach: czerwono-pomarańczowo-beżowo-seledynowym. Och jak bardzo poprawili mi humor!:) Nawet Niebieściuch towarzyszył mi podczas tzw. dywanikowania.
Mufi-Mufasa: Nie przejmuj się Olbrzymie! Ja też nie zobaczę Archangielska- mimo że przecież bliżej...
- Ale Ludziowaci byli w St.Petersburgu.
- No tak, ale po pierwsze St.Petersburg to St. Petersburg i stamtąd do Archangielska jeszcze kawałek drogi. A po drugie to oni tam pojechali, a nie ja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz