Wspominałem czasem o moich Ursexitach i o tym, że to takie przyjemne doświadczenie móc wymknąć się i zażyć wolności! Tyle że o ile moja druga Olbrzymowa ucieczka trwała 8, czy 9 godzin, która i tak wywołała wiele nerwów u Ludzi, tak nasz mały Rusek zniknął bez śladu na całe 9 dni i 9 nocy! Długich dni i nocy, przeplatającymi się łzami, tęsknotą i złością, a także niesprzyjającą pogodą. Wszystko stało się wtedy, kiedy do Pańci przyszła paczka, którą pod nieobecność Ludziowatej, odebrał Pańcio. Otworzył drzwi, podpisał się, pożegnał listonosza i zamknął drzwi. W tym właśnie momencie nie wiedzieć kiedy, niczym w ułamku sekundy- Mufasa jakimś cudem czmychnął na zewnątrz. Kiedy Pańcia wróciła do domu, wraz z Pańciem ogóle nie zauważyli nieobecności mojego kociego Towarzysza. A to dlatego, że zwykle o tej porze roku śpi w swoim Bamboszu, tudzież pod kołdrą i nic go nie interesuje. Najwyraźniej nic bardziej mylnego. Ludziowaci dopiero idąc spać, zorientowali się, że go nie ma i wtedy się zaczęło. Zaczęły się poszukiwania trwające ponad tydzień. Ogłoszenia wydrukowane w setkach i rozrzucane po jak największej ilości skrzynek pocztowych innych sąsiednich ludzi, rozklejane po lampach, supermarketach, a Pańcio nawet pożyczył urządzenie, namierzające inne stworzenia po temperaturze ciała. Kamera działała tylko nocą, tyle że namierzala króliki w parku, myszy, jeże i wiewiórki. Nawet inne kotowate, tylko nie Mufasę. Ludziowaci zabierali mnie ze sobą na nocne przechadzki, w nadziei że coś wyczuję i zamiauczę. Owszem doprowadziłem ich do dwóch kotów, ale nie do mojego Współmieszkańca. Nawoływali, szeleścili smakołykami, ale bez rezultatu. Ludzie nie dosypiali, a ich losem przejęło się kilkanaście osób. Pańcia popłakiwała w łazience, po czym brała się w garść, przecież musiała. Pańcio przeżywał to też na swój sposób. Obawiał się najgorszego. To znaczy, ze Mufi gdzieś leży martwy i że ktoś go wyrzucił do śmietnika. Co więcej nasi Ludzie uruchomili całe Niebo, prosząc Opatrzność, żeby Mufasio się odnalazł. Z każdym dniem tracili nadzieję, wszak pogoda nie sprzyjała. W końcu w dziewiątym dniu zadzwoniła do naszego Pańcia pewna kobieta, która rozpoznała Niebieściucha z ogłoszenia z supermarketu i powiedziała, że kocur siedzi u niej pod domem. Pańcio powiadomił Pańcię. Okazało się, że to całe 1.5 km od nas! Ludziowata nie zważając, że wiało, padało i co tam jeszcze, wsiadła na rower i ile sił w nogach, pojechała tam. Przy domu stało małżeństwo z parasolami, które śpieszyło się do szpitala. Bali się chwycić Ruska, jak sami przyznali, obawiali się, że ich ugryzie. A tak by się nie stało, choć nigdy nie wiadomo. Pańcia włączyła swój dziecięco brzmiący głos, tzn. weszła na jeszcze wyższy sopran, niż ten na co dzień. To dlatego, że wyczytała w jednym artykule, iż zaginione koty bardziej reagują na głos kobiecy, aniżeli męski. Wraz z tamtymi ludźmi otoczyła ogródek, tak by Mufi nie mógł uciec. A trzeba wiedzieć, że kot ze strachu potrafi nie reagować w takich sytuacjach nawet na głos swojego właściciela! Boi się, że jego schronienie zostanie namierzone. I co ciekawe, że niby kierujemy się na północ! Nie wiem w tym prawdy, ale w przypadku Mufasy wszystko się potwierdziło. Rusek nie odpowiadał na nawoływanie Pańci, próbował się ukryć i szedł w północnym kierunku od domu! W każdym razie Pańcia jeszcze dopytała tamtych Państwa, czy to na pewno taki mały, szary kot. Odpowiedzieli, że tak. I wtedy Pańcia nie zważając już na to, co sobie o niej pomyślą, wysokim sopranem wolała go przez łzy, odgarniając krzak po krzaku, by w końcu na tarasie zobaczyć przestraszonego, wychudzonego Mufasia. Widząc go takim, natychmiast „pękła” i chwytając go na ręce, a ze strachu próbował się jeszcze schować, całowała jego futerko, płacząc jednocześnie. Szybko przyjrzała się Ruskowi, poza chudością, widocznymi kosteczkami kręgosłupa i jękiem wydobywającym się z jego pyszczka, nic mu nie było. Zapach jego futerka bardzo jej się podobał, później przyznała, że przypomnal trudną do opisania słodkość i do tego niebywałą świeżość. Mili Państwo zaproponowali im podwiezienie, rower Pańcia odebrała potem. W międzyczasie zadzwonił Pańcio i kiedy usłyszał głos Niebieściucha, bardzo się wzruszył. W domu obwąchałem Mufasę i no cóż powarkiwałem na niego- to przez te nieznane zapachy, które przyniósł. Z głodu pędzlował miski i odpoczywał. Ludzie w czasie jego nieobecności nie zapominali o mnie, pomimo smutku wiedzieli, że nie mogą mnie zaniedbać.
Te niepostrzeżone wymknięcie się Mufiego z domu, pomimo bambusa w ogródku i oczu dookoła człowieczej głowy, wcale nie daly pewności, że nie znajdziemy sobie innej drogi do wyjścia. To też nie koniec mojej opowieści. To nie koniec nerwów, łez i zatroskania. To co się później zdarzyło pomruczę w następnej części.
o matko, zastygłam z wrażenia!! jakie szczęście, że się znalazł! i pewnie bez weterynarza się nie obyło? oby już się wszystko wyprostowało! nasz Szaruś senior też kiedyś przepadł w wieku 15 lat, ale po 2 dobach sroka go pod dom przypędziła ;) ale co przeżyliśmy to możesz się domyślać, a to tylko 2 doby były! ogromnie Wam współczuję i czekam na cd opowieści
OdpowiedzUsuńElaju, ach wiem, co czułaś, gdy zaginął Szaruś, nie wiem, jak te koty to robią, że tak sprytnie uciekają. Nie mają pojęcia, ile nam dostarczają zmartwień i stresu. Zaraz opublikuję kolejną część. Dużo tego będzie :)
Usuń