Trudno pomruczeć mi coś o pogodzie, może tyle, że jest zmienna. Ale kiedy dopisuje, moja kocioosoba delektuje się przebywaniem w ogródku. A co można w nim robić? Nie za wielki trawnik i kilkanaście roślin, które z czasem swego rozkwitu, spraszają do siebie owady oraz dwa drzewka zachęcające do różnych aktywności. Z punktu widzenia Ludziowatych niby nic się nie dzieje, ale nasz koci to już zupełnie inna historia...
Najpierw trzeba się wsłuchać i rozejrzeć dookoła. Jak nie owady i przelatujące ptaki, to podejrzane odgłosy kocich łap na dachu garażu...
I już wiadomo, Newa węszy....
Newa: Niech sobie Olbrzym daruje te opowieści, nikogo nie śledzę i nie węszę ;)
Jako że nie trzeba cały cały czas spoglądać w kierunku zołzowatej sąsiadki, można delektować się inną trawką- kostrzewią siną...
W domkach u pszczół też się dzieje, niebawem wyleci nowy "nabytek". Inne owady też "działają".
A tymczasem obecność Mufasy prowokuje mnie do kolejnej rywalizacji. O tzw. piłeczkę tenisową, którą Niebieściuch sobie przywłaszczył...
Zapomnij Olbrzymie!
Czyżby? Udaję, że nie zwracam uwagi, a tymczasem wysyłam wyzwanie do mojego Współmieszkańca za pomocą moich maine coonowych pędzelków.
Rusek nie wytrzymuje....
To co się potem dzieje, wymyka się spod kontroli i przybiera różne figury....😆
Figury nie do opisania, jakby nie wiadomo. gdzie się zaczynały, a gdzie kończyły...😆
I pomyśleć, że to wszystko przez piłeczkę tenisową...
Tyle że Ursusie nic nie wskórałeś...no cóż przykro mi. No powiedzmy. Piłeczka była, jest i będzie zawsze moja!😆
😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz