Przybyła. Ona! Czyli Pani Choinka. Tym razem mniejsza, niż w poprzednich latach. Jednak gdy stanęła już w pełnej krasie, niewiele jej brakowało do większych kuzynek. Swoim zapachem roztoczyła nietuzinkową atmosferę, wprowadzając do domu namiastkę lasu. Szkoda tylko, że nie z Maine. O ile zeszłoroczna choinka ładowała mi się gałązkami do koszyka i zabierała miejsce, o tyle tegoroczna dotyka i nieco blokuje schodki do mojej budki i na wyższy poziom naszej półki 2 w 1. Skłamałbym mrucząc, że całkowicie, ponieważ przejść wciąż możemy. Dzięki jej bliskości z półką, utworzyła się mini norka, do której chętnie się wczołgujemy i chowamy, a która jednocześnie wiedzie do naszego tunelu. Trudno narzekać, ale poobserwuję ją z pięterka Mufasy, czyli jego biura i będę miał choinkę na Olbrzymowym oku, gdyby planowała coś niespodziewanego! Nie chciałbym mieć z nią na pieńku!😉
Zanim została umieszczona w stojaku i rozpostarła gałązki, nie mogło obejść się bez naszej kontroli. Bardzo się zaangażowaliśmy, szczególnie ja. 😎Obwąchanie drzewka i zbadanie całej sprawy to poważne kocie przedsięwzięcie. Gdy zatwierdziliśmy, że choinka nie zagraża naszemu bezpieczeństwu i po uzyskaniu naszej zgody, że może u nas zostać, Pańcio rozpakował ją, a Pańcia przyozdobiła.
Choinka- Phi. Ale poniżenie! Kociska mnie obwąchują wbrew mej woli, zastanawiając się, czy mam zostać, czy nie. Wreszcie wielka, kudłata głowa z pędzelkami będzie mi się przyglądać i narzekać, że gdzieś zahaczyłam gałązkami. Gorzej być nie mogło. Dobrze, że chociaż im pachnę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz