Któregoś jesiennego dnia udaliśmy się z ludziowatymi na krótki spacerek. Wtedy przypadkiem spotkaliśmy pewną Panią, która zauroczona naszymi kocioosobami, przez chwilę zaczęła rozmawiać z moimi Właścicielami. Powiedziała, że również ma dwa koty, tyle że rasy Ragdoll. Pańcia szybko sobie przypomniała, że kręciła się ze mną pod oknem pewnej Ragdolki, która spoglądała na mnie i obserwowała moje maine coonie wybryki. Szybko podwychciła to moja Ludziowata, nazywając nas po cichu narzeczoną parą. Hmm. -Oboje puchaci, ten sam kraj Przodków, macie wiele wspólnego- mówiła. Kilka dni później ta sama Pani, zapukała do nas z prośbą, czy nasz Pańcio nie pomógłby jej w przeniesieniu jakiejś dużej szafy. To znaczy nie jej bezpośrednio, bo nie byłaby w stanie, ale innemu panu, który po mebel przyjedzie. Pańcio oczywiście zgodził się, a tamta Pani zaprosiła naszych Ludzi na herbatę. Chciała, abyśmy i my Futrzaki przyszli, ale moi Właściciele woleli poczekać z tym pomysłem. A kiedy już wybrali się do tamtego domku, czekały na nich inne kocie wrażenia.
Na kanapie przesiadywała pewna niebieskooka Biała Dama, jakże przypominająca im Filemoncię. Nasi Ludzie z trudem mogli powstrzymać się od wzdychania do niej. Jak dobrze, że Pańcia wzięła telefon i mogła uwiecznić białaski na zawsze. Przy Czarnulce Lunie-Umci-Consueli to jakaś odmiana. I dobrze, że w końcu od jesieni mogą pokazać u nas na blogu swoje kocioosoby.
Co to za jedni?
Nie jestem żadną Filemoncią, ani niczyją Narzeczoną, a moje imię to Iris. Że niby przesiadywałam? Hmm, prowadzę bardzo stresujące życie, gdyż codziennie harując na poduszce, muszę zachować równowagę, aby z niej nie spaść!!! A do tego od czasu do czasu sypiam na górze kanapy z rozłożonymi łapami na dwie strony. To dopiero wyczyn.
Szybko zorientowałam się, o czym myślą te ludziowate. Nawet przechwyciłam ich myśli. Pańcia BUM na mój widok z trudem powstrzymywała się, aby mnie nie zagłaskać, a Pańcio BUM, bo już nie wiem, jak ich nazywać, dawał jej wzrokiem znaki, aby się zachowywała, bo nie są w u siebie i nikt nie zrozumie ich "kotomanii". Po czym chyba sam zapomniał, co mówił i jak w tym przysłowiu "przyganiał kocioł garnkowi"- natychmiast usiadł koło mnie, a potem wziął na ręce. Nie zważał na spojrzenie Pańci Niebieściuchów, informujące go, żeby się uspokoił. Dobrze, że moja Właścicielka przygotowywała herbatę i dzwoniła do kogoś w sprawie szafy.
Nasi Ludzie to prawdziwi seniorzy, nasz Pan jedździ na wózku, a Pani delikatnie kuleje, mimo to są pełni wigoru. Z przyczyn oczywistych to nasza Właścicielka ma wszystko na głowie, jednak siły już nie te. Ale żeby mnie tak unieść, to nie marzyłabym nawet. Z Pańciem Ursusa i Mufasy utworzyłam coś, co ich Pańcia nazwała "Biało-Czerwoni". Hmm, no nie wiem.
A ja jestem Bobo. Kiedy tylko ci Ludzie pojawili się w naszym domu, harowałem w mojej kryjówce w innym pokoju. Usłyszałem, jak moja Właścicielka opowiada im o mnie i mówi, że właściwie nigdy nie przychodzę, kiedy są nowi, nieznami mi ludzie. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale po kilku minutach pobiegłem zobaczyć z czystej ciekawości, co to za jedni. Obwąchałem ich, pomruczałem i zająłem moją poduszkę na drugiej kanapie, patrząc na Pańcię BUM. Ludzie znowu wymienili się wzrokiem, w którym poinformawali się, że miło, że dla nich zmieniłem zasady i że cieszą się z mojego przybycia, choć podobno tego nie robię.
Bobo z lewej do Iris z prawej:
Nie dość, że jesteś dla mnie jak Mufasa dla Ursusa, rządzisz się i myślisz, że jesteś Królową, to jeszcze blokujesz przejście na poduszkę!
Iris- masz swoją.
Nie taki człowiek straszny, jak go malują- pomyślałem patrząc na Ludzi BUM i przeszedłem w stan harówki poduszkowej.