Podpatruję wpisy Białej panoszącej się Filemoncii, Pana Szaraczkiewicza, Gładkiego, Brunatniaczki, Miśka, Rudolfa i Suma, po czym postanowiłem, że ja również chciałbym dodać coś od siebie. Imię i ludziowatych posiadałem, a bezdomnośćbyła mi obca. Natomiast Państwo tego amerykańskiego Kudłacza i tego mikroskopijnego Ruska nazwali mnie po prostu Gerwazym. Hmm, żebym ja wiedział, dlaczego? No cóż, nie zawsze pomysły homo sapiens są zbieżne z naszymi: kocimi. Bywało, że podczas samotnych wędrówek zachodziłem w TE progi domowe, o których mruczała cała kocia podwórkowa ferajna. No prawie cała, bo wszystkich nie znałem. Słyszałem, że ciężko bylo się dostać do TEGO domku, gdyż przemądrzałe kotowate z sąsiedztwa zarezerwowały sobie do niego dostęp. Sprytnie osaczyly Panią i Pana tego Olbrzyma i tego małego Niebieściucha, a harówka tronowa stała się wręcz niemożliwa do wykonania. Tak więc poza miłym przywitaniem i głaskaniem po grzbieciku ze strony Ludzi Ursusa i Mufasy, nic więcej na mnie nie czekało. Wiem, że te ludziowate chciały mnie zaprosić do środka i poczęstować jakimś kocim smakołykiem, ale kiedy Białaska z tym Czarno-Białym lub Biało-Czarnym Stworem zajęli sobie fotel i kocyk, musiałem zadowolić się jedynie murkiem. Ale nawet dłuższe przesiadywanie w tym miejscu nie gwarantowało spokoju, ani nie należało do bezpiecznych, gdyż obserwujący mnie Jegomość Szaraczkiewicz podchodzil mnie zza krzaczka. Niejeden raz doszło do stoczenia pojedynku pomiędzy nami na warczing i syczing.
A czasem wyczekiwaliśmy na powrót tych Ludzi w krzakach pomimo naszych porachunków i rywalizacji...
10 łapek (comments) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz