piątek, 28 lipca 2017

929. Ursusik Chińczyk, Pańcia z Maine

  Niemal każde moje wyjście na spacerek to wielka niewiadoma. Nigdy nie wiemy z Pańcią, która zwykła żartować, kogo dziś spotkamy i co nam ten ktoś powie lub o co zapyta. Oczywiście w sensie pozytywnym. Zdążyłem już przywyknąć, że wielu ludzi na mój widok często jakby na moment zapomina o świecie, a może nawet o swoich problemach, co więcej niektórzy z nich wydają się bardziej otwarci i wygadani. Czasem ktoś wspomni jakiegoś kotowatego z ich przeszłości, pomyli mnie z psowatym albo Norwegiem, ( norweskim leśnym), a i pomiesza nasze rasy, nazywając mnie amerykańskim leśnym! Hmm. Ile to już razy moje uszka i pędzelki podsłuchały różnych zwierzęcych historii? Ile to razy mój grzbiecik i pyszczek głaskała człowiecza dłoń? To nie do wiary, żeby moja kocioosoba tak oddziaływała na człowiekowatych! Przecież ja nic szczególnego nie zrobiłem. Myślę jednak, że spośród moich spacerkowo-parkowych przygód do najśmieszniejszych należy ta, kiedy dwoje przechadzających się ludzi, ( zapewne małżeństwo seniorów), widząc mnie nasłuchującego królików przy krzaczku, zapytało moją Pańcię, czy jestem kotem, czy psem. Gdy usłyszeli w odpowiedzi, że kotem, to zapytali o moją rasę. A kiedy dowiedzieli się, że to maine coon, okazało się, że pierwsze słyszą taką nazwę. Ów Pan Senior zapytał więc: a to jakiś chiński kot, bo brzmi po chińsku? Zaskoczona i lekko zdezorientowana Pańcia, ale z uśmiechem na twarzy, postanowiła im wyjaśnić, że należę do amerykańskiej rasy, a Maine to jeden ze stanów w kraju moich Przodków, od którego wywodzi się nazwa mojej rasy. Pani Seniorka tak samo zaskoczona, jak jej mąż zapytała, czy to oznacza że przybyłem aż z Ameryki do Europy? Moja Pańcia z kolei coraz bardziej rozbawiona, oznajmiła że nie, że już tu się urodziłem. Dodała że maine coony żyją na całym świecie i nie ma potrzeby ich sprowadzać aż z USA. Podczas człowieczej pogawędki odniosłem wrażenie, że moja Właścicielka dobrze się bawi, ale nie przewidziała ostatniego pytania Pani Seniorki:
- On nie jest chińskim kotem, to ty może jesteś z tego Maine? :) 
No cóż Pańcia nie powstrzymała już śmiechu i odpowiedziała, że nie pochodzi ze stanu moich Przodków. Państwo Seniorzy chyba nie chwycili do końca poczucia humoru mojej Ludziowatej, ale przynajmniej się czegoś dowiedzieli o kotach i geografii świata. Pańcia zaś 
po powrocie do domu opowiedziała Pańciowi historyjkę, z parczku pt: "Ursusik Chińczyk, Pańcia z Maine" i tradycyjnie było wesoło. Mnie zaś dręczyła myśl: ale jak to tak- Ursusik Chińczyk? 



😅😆

piątek, 21 lipca 2017

928. Trawka, zarośla i ławeczka

  Podczas lata mam mniej futerka. Choć tego nie widać, to bardzo czuć, kiedy Ludziowaci mnie głaszczą po grzbieciku i za uszkiem. Nazywają mnie wtedy Chudzielcem. W gorętsze dni ani myślę o spacerkach, czy nawet o gonitwach za Mufasą. Wtedy wolę zaszyć się w domku i harować na kanapie, tudzież podłodze. Ale kiedy trochę się ochładza, Pańcia zabiera mnie na przechadzki do parczku, a tam nigdy nie wiadomo co się wydarzy. I tak poza zachwytami moją kocioosobą i spojrzeniami innych Ludzi w moim kierunku, psimi wybrykami albo skikającymi królikami, tym razem spacerek ni stąd ni zowąd podzielił się na trzy etapy: trawkę, zarośla i ławeczkę.

Trawka. Bardzo chciałem sobie posiedzieć na niej i wsłuchiwać w ptasie rozmowy. Pańcia dobrze wiedziała, że czekamy na naszą domową trawkę. Położyła więc koło mnie smycz i pozwoliła mi się wylegiwać tak długo, jak będę chciał. Już niedługo w końcu nasz ogródek nabierze uroku, ale jeszcze muszę poczekać...

Zarośla. Po trawce skierowaliśmy się ku zaroślom, w których nie dość, że skubnąłem co nieco, to jeszcze poobserwowałem ptactwo. Się działo!
Sytuacja nabierała powagi...😊

Ławeczka. Z zarośli dróżką doszliśmy do pobliskiej i mojej ulubionej ławeczki, z której jak zwykle nasłuchiwałem i węszyłem i na której mogłem także przemyśleć moje skomplikowane Ursusikowe sprawy. 😉
Psowate spoglądały na mnie, ale ja się nie bałem.
A potem piękne, tajemnicze promienie światła ozdobiły moje futerko!
😆😀

czwartek, 13 lipca 2017

927. Na czerwono-pomarańczowo-beżowo-seledynowym dywaniku :)

 Prezydent kraju moich Przodków już dawno odleciał do siebie, choć ciekawi mnie, czy przelatywał tym widowiskowym samolotem lub był gdzieś w pobliżu stanu Maine. Moja Kocioosoba aż się rozmarzyła- domyślam się, że szanse na zobaczenie miejsca mojego pochodzenia i moich futrzastych Kocioprzodków są bliskie zeru, a właściwie nie istnieją. Pradziadzio Pavarotti pomruczałby, że nigdy nie mrucz nigdy i nie wiadomo, co kociożycie przyniesie, ale ja tam swoje wiem. Ludziowaci widząc moje przygnębienie, postanowili zrobić mi niespodziankę. Skoro Prezydentowi kraju moich Przodków rozwinięto czerwony dywan, oni postanowili rozłożyć przed moimi łapkami i Olbrzymowatością niewielki dywanik w kolorach: czerwono-pomarańczowo-beżowo-seledynowym. Och jak bardzo poprawili mi humor!:) Nawet Niebieściuch   towarzyszył mi podczas tzw. dywanikowania. 
Mufi-Mufasa: Nie przejmuj się Olbrzymie! Ja też nie zobaczę Archangielska- mimo że przecież bliżej...
- Ale Ludziowaci byli w St.Petersburgu.
- No tak, ale po pierwsze St.Petersburg to St. Petersburg i stamtąd do Archangielska jeszcze kawałek drogi. A po drugie to oni tam pojechali, a nie ja...

- Hmm, chyba że pożyczymy sobie ten Air Force 1 i polecimy sami? 
-Ursusie, lepiej zamknij oczy i pomarzmy sobie...

😀😅

środa, 5 lipca 2017

926. Ursusik czeka

 Ja również oczekuję na Prezydenta kraju moich Przodków. Niebieściuch mi nie zabroni! A co! Trochę wstyd, ale całkiem zapomniałem o wczorajszym amerykańskim Święcie Niepodległości- to wszystko przez Mufasę! Hmm. No cóż moi Ludzie nie obchodzą tego Dnia, ich bardziej interesuje polski 11-ty listopada. A że tyle spraw na mojej Olbrzymowej głowie, to też rzadko pamiętam. Moja kocioosoba przygotowała się na przylot Prezydenta od łapek do pędzelków. W koszyku wszystko przygotowane, flaga jest, futerko wyczesane, mogę oglądać...:) A Niebieściuch do Bambosza!


Masz szczęście Olbrzymie, że mam dobry nastrój! 
:)