sobota, 30 grudnia 2023

1353. Schodki już Olbrzymowe


  Domowy Król musiał chyba spisać testament, gdyż poza wszystkimi miejscówkami w domu- poza Pałacem Zimowym, oddał również w moje Olbrzymowe łapy schodki. Schodki, które nie tak dawno zbudował dla Niebieściucha nasz Pańcio. Wszystko po to, aby jego starszy kotowaty z artretyzmem nie musiał męczyć swoich stawów i  tracić tyle energii na schodzenie i wchodzenie na łóżko, czy parapet. Jako że ja przejąłem aktualnie Pałac Letni, który mieści się na parapecie, tym samym przekazano mi schodki. Mimo że potrafię wciąż sam wskoczyć i zeskoczyć, to zawczasu pomyślano, abym ja również się nie przemęczał. W ogóle odnoszę wrażenie, że stan zdrowia mojego Współmieszkańca wpłynął pozytywnie na to, jak Ludziowaci traktują mnie. Szczególnie Pańcia. Częściej mi wybaczają łobuzowanie, i pozwalają na więcej. Wiedzą, że nasz wspólny czas się kurczy i nikt nie przewidzi, co się wydarzy z naszymi kocioosobami w 2024 roku. 





  Z kolei kto by się spodziewał, że ten 2023 rok zakończy się z mieszanymi emocjami. Z jednej strony szczęśliwie dla mnie, gdyż bez żadnych bojKotów;) nie wydarłem Ruskowi żadnej miejscówki, ani schodków, a zwyczajnie wszystko dostałem. Nieszczęśliwie zaś dla Mufasy, którego starość osaczyła na tyle, że aż trudno mi to wyrazić. I wreszcie niezliczoną ilością łez Ludziowatej, może dlatego spadło tyle deszczu? Hmm

🫣🤔

piątek, 29 grudnia 2023

1352. Miejscówki



Szczęśliwie przetrwałem kolejne święta. Czy dotrwam do urodzin w lutym? Zobaczymy. W aktualnym momencie mojego kociego żywota, kiedy słabo widzę, poruszam się w zwolnionym tempie i gdy każdy przeżyty dzień to sukces, nie zamierzam już zmieniać mojej lokalizacji, jeśli chodzi o spanko.  Doskonale wiem, że pozostał mi już tylko Pałac Zimowy i to w nim spędzę resztę mojego Mufasiego życia. Wszystkie inne miejscówki, w których dawniej chętnie spędzałem czas, oddałem Olbrzymowi. Nie będę mu zabraniał i się z nim kłócił. Pomimo że nasze pojedynki o posłanka to już historia, to szacunek do mojej kocioosby i pozycji Domowego Króla  pozostał w moim Współmieszkańcu. Ursus nie zapomniał i wydaje się znać swoje miejsce w szeregu. 




Hmm, wszystkie miejscówki dla mnie, przez co czuję się ciut znudzony. Bo tak bez walki? Ani syczingu, ani warczingu? Najwyraźniej wszystko się zawsze kończy.

🥺

czwartek, 28 grudnia 2023

1351. Kalendarz adwentowy

 W tym roku gdy Pańcio przywiózł nam z wielkiego sklepu nową dostawę puszek, saszetek, smakołyków i kociego mleczka:), dostał w prezencie coś, czego nigdy nie widziałem. To kalendarz adwentowy, o którym zapomniałem wspomnieć. Temat już nieaktualny, gdyż adwent przecież się skończył. Kolorowe pudełko zawierało 24 okienka, w których ukryto smakołyki. Każde przewidziano na jeden dzień, od 1 do 24-go grudnia. Ludziowaci skrupulatnie pilnowali kolejności i ani myśleli podarować nam całą zawartość kalendarza od razu. Mufasa jak to Mufasa zjadł tyle, ile mu pasowało, czyli jak zwykle mniej, a resztę spałaszowałem ja Ursusik Olbrzymo! Zawsze to jakaś frajda i nowe doświadczenie w naszym seniorskim kocim życiu. 


😉

wtorek, 26 grudnia 2023

1350. Strażnik Szopki

 Kocioosoba Mufasy i jego dolegliwości odwracają czasem uwagę od spraw bieżących. A przecież to Święta Bożego Narodzenia, a tym samym i Szopka! W tym roku nie kłóciłem się z wołowatymi, chyba po tych wszystkich latach miałem już dość. Zostałem za to mianowany Strażnikiem Szopki! Zdrowia, radości, żadnych łez i gnuśności. Misek pełnych dla wszystkich kotowatych, psowatych, a nawet wołowatych.



😇

poniedziałek, 25 grudnia 2023

1349. Nieoczekiwana zmiana…koloru w Pałacu Zimowym

 Gdy niedawno wspomniałem o Pałacu Zimowym, nowym lokum Mufasy i Letniej Rezydencji, w której aktualnie odpoczywam, bardzo zdziwiły mnie odmienne barwy obydwu miejsc. Zastanawiała mnie dosyć ciepła kolorystyka, dominująca na kanapie u mojego Niebieskiego Współmieszkańca, a zbyt neutralna u mnie na parapeciku. Aż tu nagle zaszła nieoczekiwana zmiana koloru wnętrza Pałacu Zimowego. Zupełnie, jak mawia Pańcia- ni z gruszki, ni z pietruszki!  Wszystko za sprawą kolejnej-nowej dla Ludziowatych, dolegliwości naszego Starego Domowego Króla. Dolegliwości, która „przyczepiła się” w związku z wiekiem podeszłego wieku Mufasy. Gdy Pańcio zajrzał pod ceglasto-pomarańczowy koc, aby sprawdzić, co tam słychać u naszego Niebieściucha, zauważył coś poważnego. Kapiąca krew z pyszczka Ruska, początkowo nie była widoczna na podobnym kolorystycznie pledzie, którym się przykrywał. Załamani Ludzie ponownie się zasmucili, a Pańcia- jak zwykle przerażona, zaczęła płakać. W kuwecie również pojawił się inny kolor. Tak inny, że Pańcio zrobił mu zdjęcie, aby pokazać Pani Weterynarz, która przyjęła ich kilkanaście godzin później. Cały barwny wystrój Pałacu Zimowego został usunięty i wyprany w tzw. programie „zimnym”, ze względu na krew. Został zastąpiony na biały, od  prześcieradła po kocyk. To decyzja naszych Właścicieli, aby móc od tej pory, widzieć ewentualne czerwone plamy. W gabinecie zaś okazało się, że to nie ząb i dziąsło były przyczyną, a polip, który pękł gdzieś dalej za szczęką. Pani Weterynarz przy pomocy jakiegoś atlasu z rysunkiem kociej mordki, pokazała w którym miejscu to się stało, a że nie pojechałem do lecznicy, to trudno mi to opisać:) Wytłumaczyła też, że kolor w kuwecie to wynik sporej utraty krwi Niebieściucha. Odradziła też zabieg sprawdzający, jak polip ów wygląda, czy już pękł, czy jeszcze gdzieś pozostał, z uwagi na ryzyko, iż nasz Mufi-Mufasa mógłby już się nie obudzić. Rusek nasłuchał się tych wszystkich zdań, a wie, że jego życie wisi na włosku, i oboje Weterynarze oraz Ludzie nie mówią tego w przenośni, że od razu po powrocie do domu przestał krwawić. No prawie, bo jeszcze przez dzień coś się działo, a potem ustało. Następnie pranie i zmiana na kolejną białą scenografię. I tak oto z kolorowej dekoracji Zimowa Rezydencja stała się podobna do mojej. Cała na biało. Dla Człowiekowatych zaś nowe- choć smutne doświadczenie, związane ze starością ich kota…




Mój Współmieszkaniec zawsze lubił się zakopywać. Chciał pokazać, że jeszcze pozostały mu resztki Mufasiego charakterku i energii.



🥺

czwartek, 21 grudnia 2023

1348. W Pałacu Letnim i Zimowym

  Gdy już wylądowaliśmy tak sami w pokoju dziennym,  postanowiliśmy zrobić z tego jakiś użytek. Od tej pory Ludziowaci szli na noc do siebie, a my do siebie. My dwaj także się rozdzielaliśmy, każdy w swoją stronę, pomimo przebywania w tym samym pomieszczeniu. Niebieściuch zajął połowę kanapy, gdzie pośród kocyków i ciepłego termoforu, które pościelili mu Człowiekowaci, mógł spokojnie wypocząć. Choć to pozornie tylko sofa, szybko okazało się, że to Pałac Zimowy o dość dziwnej architekturze. Elewacja budowli pokryta była mieszanką przypominającą niebieski sztruks,  zaś fasadę zdobiły ceglasto barwne elementy pluszowo-polarowe:) i płaskorzeźby z pyszczkiem prastarego rosyjskiego niebieskiego, zwanego też kotem archangielskim. Wnętrze Pałacu charakteryzowały przesadnie kolorowe podłogi, ponoć często zmieniane i jak przystało na Niebieskiego Mieszkańca: niebieskie ściany.  Ściany te- w przeciwieństwie do np. betonowych, czy drewnianych, wypełnione były przyjemną w dotyku gąbką, co dodawało przytulności i ciepła. Podgrzewający wszystkie komnaty i aule, (niewidoczne dla człowieczych oczu), Wielki Termofor, dbał o to, aby Mufasa nie marzł. 

 Dla mojej dyspozycji pozostała reszta miejscówek w całym pokoju.  Nasz Domowy Król mógł o nich zapomnieć. Nie wydawał się specjalnie zatroskany tym faktem, prawdopodobnie zaakceptował swój los. Starość i znaczne spowolnienie jego kociego życia, uniemożliwiły mu- jak za dawnych lat, dalsze wspinanie, czy wskakiwanie. Moglem wybierać spośród takich lokalizacji jak: schodki, czyli budka w półce z książkami, wyścielona podusią, której  to budki dwie ścianki pokryto futerkiem; pięterko, położone o poziom wyżej z narzutką; koszykpółka pod Panem Telewizorem, stół, krzesło, czarna kanapka w kąciku jadalnianym i wreszcie parapecik. Przyznaję, źe najbardziej zaintrygował mnie ten ostatni. Dawniej zajmowany przez Niebieściucha parapecik, na którym każdego dnia przesiadywał na białym tronie, przysypiając w nim, a w przerwach między harówkami  od czasu do czasu obserwował świat przez okno. Poczułem, że teraz nadeszła moja kolej. Doczekałem się, by na końcówce mojego życia także doświadczyć czegoś nowego.

Zwęszyłem więc okazję, aby co nieco zdobyċ dla siebie. Tym bardziej, że to Pałac Letni, dawna rezydencja Mufasy. Czemu więc nie zawalczyċ? Leżąc tam, mieniące się promyki słońca- którym udało się przecisnąć przez deszczowe chmury,  wówczas otulały mu pysio, dostarczając dodatkowego ciepła, z którego teraz korzystam ja. Pomimo zimy. Aktualnie w końcu parapet został zwolniony w całości dla mojej kocioosoby.  Szybko polubiłem to miejsce i korzystając z uprzejmości Pana Kaloryfera, ogrzewającego spod spodu moje Olbrzymowe ciało, natychmiast się tam rozgościłem. Biały tron stał samotnie, czekając na nowego właściciela. Wiedziałem, że nim się nie stanę, ale rozważny Domowy Król Mufi-Mufasa Stary pozwolił mi dożywotnio korzystać z nowego lokum. Widok zza szyby prędko mnie zainteresował.

Szybko spostrzegłem, że w przeciwieństwie do wersji zimowej, w Pałacu Letnim o dziwo dominowała biel, przełamana zielenią roślin w królewskim ogrodzie. Wydało mi się to dziwne, gdyż biel to bardziej zimowy anturaż. Lato to kolory roślin, błękitu nieba, a tu tak neutralnie. Ostatecznie nie zawracałem sobie głowy i pędzelków kwestią  barw Letniej Rezydencji i czym prędzej zabrałem się do jak najwygodniejszego spożytkowania tego miejsca.

O ile w Pałacu Zimowym ciepło dostarczał Wielki Termofor, o tyle w Letnim grzało się tylko zimą z pomocą Pana Kaloryfera. Latem można było liczyć tylko na słońce. 


W Pałacu Letnim:






W Pałacu Zimowym😉




Ale któregoś dnia złożyłem wizytę w Pałacu Zimowym. Niewiele się działo. Mufasa w ogóle się nie wymądrzał, ani nie rządził. Niestety. Brakowało mi tych kłótni….🙄 


niedziela, 17 grudnia 2023

1347. Pożegnanie z…łóżkiem, zwanym łóżeczkiem


Gdy stało się jasne, że stan zdrowia Niebieściucha będzie się pogarszał, a przynajmniej nie wróci do tego sprzed roku, około miesiąca temu Ludziowaci podjęli trudną decyzję. Zdecydowali się znaleźć mu inne lokum. Lokum na kanapie. I to nie dlatego, że kierowało nimi ich widzimisię, a zwykły rozsądek, podyktowany dwoma powodami. Po pierwsze chodziło o bezpieczeństwo, aby już Rusek nie wspinał się po schodach. Jego znacznie pogorszony wzrok i kulejące tylne łapki mogłyby przyczynić się do tego, że po prostu by spadł. Po drugie Mufasa dopuścił się na tyle niewybaczalnego czynu, w postaci pozostawiania brzydkich rzeczy na kołdrze, prześcieradle oraz dywanikach, jakby zapomniał o istnieniu kuwety, że nie było już innego wyjścia, jak opuszczenie przez niego człowieczego łóżka na zawsze. Ludzie stracili zaufanie  do Niebieściucha w tej delikatnej,  nieładnie pachnącej sprawie i choć zrobiło im się go żal, to musieli. Zniechęceni praniem pościeli po nocach i wietrzeniem pokoju, zdali sobie sprawę, że pewien etap z życia ich starszego Futrzaka bezpowrotnie się zakończył. A przecież wszystkie posłanka, w jakich harował, czyli odpoczywał, przez całe kocie życie nigdy nie równały się do zakopywania w kołderki i kocyki ludzkiego łóżka! To tam od kociątka zasypiał i się budził. To tam najpierw osaczył Pańcię, „lepiąc ciasto” z jej włosów, niejednokrotnie tworząc jej fryzurę na tzw. kołtuna, by z biegiem lat zmienić lokalizację i oblec głowę Ludziowatego. Mufi zawłaszczył sobie na tyle poduszkę, że Pańcio lądował na prześcieradle, co nie zawsze mu się podobało. Pańcia zaś budowała twierdzę z dwóch innych poduszek, aby jej ukochany Rusek nie przeszkadzał jej podczas snu i tym samym nauczył się drzemać w innym miejscu łóżka. Ja również zostałem wyeksmitowany z pokoju spankowego, ale tylko na noce, gdyż wielokrotnie podczas snu Człowiekowatych gadałem sam ze sobą, hałasowałem i ładowałem się do Mufasiej kuwety. Ludzie nie mogli się wyspać i do tego denerwowali brzydkimi zapachami. Łza się kręci na te wspomnienia, ale wcześniej, czy później czekała nas wyprowadzka.





  Ale gdy coś się kończy, coś innego się zaczyna. Nowym rozdziałem naszej kociej przygody okazała się kanapa i pokój dzienno-telewizyjny, połączony z kuchnią, w którym zawsze po zjedzeniu sutej kolacji, poza miskami z wodą, mleczkiem i karmą, stoi kuweta, (niestety, ale to dla Domowego Króla,który nie zawsze potrafi tam trafić). Dla mnie na zewnątrz, czyli ogródku przewidziano drugą, tzw. dworską w niebieskim kolorze o nazwie Przystanek. Hmm. Aby się do niej dostać, muszę wyjść przez drzwiczki na koci świat.

I tak oto przyszło nam z Niebieściuchem dzielić nocami to samo pomieszczenie.





-Nawaliłeś Niebieściuchu! I to dosłownie! To wszystko przez Ciebie! 
-Kociompromitacja! Obyś Olbrzymie nie musiał się tak wstydzić, gdy dopadnie Cię kocia starość…
-Ja też już jestem starszym Kocurro, choć jeszcze w dość dobrej formie. Na jak długo? Nie wiem. 

😉


czwartek, 23 listopada 2023

1346. Chory na starość

 Zabroniłem Pańci płakania z mojego powodu. W miejsce zamartwiania się moim spowolnionym, seniorskim kocim życiem, nakazałem jej dużo śmiechu. Dlatego pozwoliłem jej na dworowanie sobie ze mnie, jak za dawnych czasów. Jako Domowy Król mogłem sobie na to pozwolić. Ludziowata posłuchała i przybywszy do mojego nowego lokum, jakim jest kanapa z kocykami i termoforkiem zapewniającym ciepełko moim starym kościom, przystroiła moje uszy swoimi gumkami do włosów.  Mój znacznie pogorszony wzrok, wciąż jeszcze mógł wychwycić miny mojej Pierwszej Służki i Królewny jednocześnie. Nie wiedziała, jak reagować na wieść, że w naszym królestwie- pomimo okularów na nosie i astygmatyzmu krótkowzrocznego, nie należy już do niej „zaszczyt” najsłabszego widzenia. Przegoniłem ją w tej dziedzinie. 

 Gdy podczas niedawnej wizyty w lecznicy ulubiona Pani Weterynarz Olbrzyma, w której dłoniach leczył się niejeden gryzoń, zaaplikowała mi zastrzyk na mój koci artretyzm, przyznała, że moi Ludzie zrobili wszystko, co mogli i że tak naprawdę jestem chory na starość. Koci artetyzm, w wyniku którego lekko kuleję i nie mogę już skakać, pogorszony wzrok i te ataki epilepsji od czasu do czasu, to nie to samo, co rak, który kwalifikowałby mnie do uśpienia. Dlatego tak trudno podjąć tę ostateczną decyzję. Ponoć my rosyjskie niebieskie nie chorujemy na specyficzne choroby,  cechujące naszą rasę. Wszyscy zgodzili się w gabinecie, że dopadło mnie to samo, co starego człowieka, który potrzebuje laski lub chodzika, okularów i żyje w zwolnionym tempie. Za to dopisuje mi apetyt, dużo piję kociego mleczka, mruczę na widok Ludziowatych i potrafię jeszcze zarządzać Ursusem. Co prawda nie w takim stopniu, co kiedyś, ale widzę, że pomimo jego chętki na przejęcie tronu, ustępuje mi. 





Na co dzień przebywam w Pałacu Zimowym, czyli na kanapie w kocykach z termoforem. Letniego Pałacu, czyli legowiska na parapecie prawdopodobnie już nie odwiedzę. Pomimo chwilowo w miarę dobrego samopoczucia, jeśli mój stan będzie się pogarszał i zastrzyk już nie pomoże, udam się na drugą stronę Mostu. Tylko, żeby Pańcia nie kwiliła! 

😢

wtorek, 31 października 2023

1345. Rudy 97


  Ja również mieszkam pod 97 i Ludziowata Szpieg już to wykryła. Niby przypadkiem, niby od niechcenia, ale spotkaliśmy się już kilka razy. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że współdzielę kocie życie z  Niebieściuchem o roboczym imieniu Agent 97. Także Olbrzymie możemy sobie podać łapki. Życie z Ruskiem to przygoda jakich mało. Szkoda, że nie mieszkam pod 102, wtedy byłbym Rudym 102😊

P.S. A białą muszkę to Agent 97 pożyczył ode mnie, ja zaś preferuję długie, białe skarpetki na tylnych łapkach- szczególnie późną jesienią i zimą, żeby nie marznąć, zaś szyję zdobi mi żabocik. 






-Młodziki z Was i eleganciki.  Dla mnie możesz być i Rudym 102. Nie daj się Twojemu Ruskowi, prawdopodobnie nie będzie łatwo go zdominować. Coś wiem na ten temat. Doświadczony Ursusso Olbrzymo Seniorro.  

😎

środa, 25 października 2023

1344. Agent 97

 Ostatnie ciepłe dni października przyniosły -poza pogodą, niespodziewanie dużo radości tej zasmuconej Pańci. I to dzięki mnie! Pokątne szlochanie z powodu gasnącego Mufasy, skrupulatnie ukrywane przed innymi, poza tym Pańciem, nie mogło przysłonić jej przecież codziennego życia. Dlatego uśmiechała się i żartowała, ale w głębi duszy była smutna. Widząc taki stan rzeczy, postanowiłem zrobić jej niespodziankę i sprawić, aby nasze drogi się przecięły. Nie pomruczę, ale Ludziowatą jeśli nie zamurowało, to przynajmniej oniemiała z wrażenia.

-A kto to? A co to za cudo się tu zbliża? Zapytała. Wiedziałem, że na  mój widok przypływ sprzecznych emocji ją przerośnie, ale wierzyłem, że w końcu się z nimi upora. Swoją kocioosobą stąpającaą w jej kierunku, z jednej strony przypomniałem jej najlepsze czasy z życia Mufasy, kiedy jego skoczność, gracja, elegancja, spojrzenie myśliciela, szmaragdowy kolor oczu, a nawet lekko krępa budowa ciała  należały do jednych z jego głównych cech. Z drugiej przypomniałem o kruchości życia jej Futrzastego Niebieściucha, że po młodości nadchodzi starość i że trzeba się któregoś dnia z nim pożegnać. W ułamku sekundy mignął jej wtedy przed oczyma szereg wspomnień, związanych z jej Domowym Królem. Choć wprawiłem ją w dobry humor, to po chwili dostrzegłem, że przeciera łzy z policzków. Tego już było za wiele! Natychmiast wsunąłem się na jej but, następnie wywijałem wte i wewte, pozwalając Ludziastej na wszystko. Mizianki, tulonko i co najważniejsze- mogła wziąć mnie na ręce, choć się nie znaliśmy. Może to przez tą więź z Niebiesciuchami? W każdym razie wydało się, że ja to Chłopczyk i choć początkowo pomyliła mnie z Rybą, innym Ruskiem, a przynajmniej Niebieskim, to zdradziła mnie biała plamka na szyi, że ja to ktoś inny..  Prawdopodobnie taki się urodziłem, mogłem też pożyczyć muszkę od Kolegi Żabocika. Bo może to mój krewny? 

 Nie przeszkadzało Człowiekowatej, że posiadam takie znamię. Pochwaliła mój Ruskowy wygląd i wagę, nazywając mnie pieszczotliwie Grubaskiem. Wagę, zbliżoną do młodego Mufiego, zanim schudł. Zaciekawiona Ludziowata, zaczęła rozglądać się, gdzie mógłbym mieszkać. Dla niej rosyjski niebieski na żywo to taka rzadkość, a tymczasem już dwóch spotkała. Gdy zza jednego z płotów rozlegał się dźwięk kobiecego głosu, wypowiadający jakieś imię, zareagowałem na nie. Niestety Pańcia Mufiego nie zrozumiała  i nie dosłyszała. Ale węszyła dalej, niczym jakiś szpieg. Gdy wskoczyłem na ów płot, osiatkowany tylko z przedniej strony, dyskretnie poszła sprawdzić numer mojego domu. W oknie widniała tabliczka z podobizną trzech różnych futrzastych: Rudego, Czarnego i mnie. Zapamiętała, że ten numer to 97. Zdziwiła się, gdyż Ryba przesiadywał w oknie pod nr 101. Niebywale- pomyślała. Nie dość, że jej ukochane Ruski, to  jeszcze sąsiedzi. Niewiele się zastanawiając, nadała mi po tym wszystkim robocze imię Agent 97, co zaakceptowałem. Zakazałem jej się mazać, po czym zaprezentowałem wskok na płot, taki sam, którym w przeszłości zachwycał Mufasa. I co? I wzruszyła się. 












Nie beczeć mi tu!




Ją też chcę Was spotkać. A nie tylko okno i okno. Ryba.






Podprowadziłeś mi muszkę Cwaniaczku!  Na szczęście pozostał mi żabocik i skarpetki☺️ Żabocik.


poniedziałek, 23 października 2023

1343. Mufasa ponownie w lecznicy

 W październiku nie tylko ja niespodziewanie musiałem udać się do lecznicy weterynaryjnej. Ta niedogodność spotkała również Niebieściucha! Kilka dni po moim zabiegu Król Mufasa Stary doświadczył czegoś, czego jeszcze nigdy nie zaznał  Stracił chwilowo orientację w terenie, nie wiedział, gdzie jest i do tego przestał widzieć. Chodził po pokoju, uderzając głową o takie przeszkody jak kanapa, czy krzesło. Nie potrafił trafić do miski, a żałośnie wydobywający się jęk z jego pyszczka, wskazywał na strach, z jakim Mufi wtedy się zmagał. Nic nie mógł znaleźć i chodząc wte i wewte sprawiał wrażenie, jakby uczył się pomieszczenia na nowo. Stracił na jakiś czas wzrok, pełne źrenice wypełnione czarną barwą nie reagowały na światło. Dopiero potem za jakiś czas wszystko wróci do normy. Przerażeni Ludzie podejrzewali najgorsze. Dreszcz przeszywający ciało płaczącej od pierwszej sekundy Pańci, podniósł na tyle poziom stresu w jej organizmie, że aż odezwał się jej zegarek, gromadzący jej dane zdrowotne z komunikatem, aby odpoczęła. Z kolei jej łzy to chyba przeszły w chmury, z których potem bez przerwy padał deszcz. Pańcio może nie płakał, ale na tyle to wszystko przeżył, że jego waga w ciągu doby spadła o 1 kg. O ile Pańcia nie dała rady i przysnęła, o tyle Ludziowaty czuwał przy Mufasie całą noc, by potem z rana podjechać do lecznicy i umówić Ruska na jak najszybszą wizytę. Po kilku godzinach we troje pojechali, mając w tyle głowy, że może to być ostatnia podróż Niebieściucha do gabinetu weterynaryjnego. Na miejscu przyjęła ich- mająca tamtego dnia dyżur, Pani Weterynarz, m.in od gryzoni. Moja ulubiona! Jej cudowne dłonie, którymi badała niejednego chomika, czy świnkę morską, a może i szczurka, dotknęły futrzastej kocioosoby Mufasy. ( Aż mi z wrażenia na grzbieciku zakręciły się loczki:)). Po wywiadzie z naszymi Ludźmi, sprawdzeniu stanu jego zdrowia, a także reakcji źrenic na światło, ustaliła, że nasz Domowy Król doświadczył ataku epilepsji, czy kociej padaczki. Pani Weterynarz wytłumaczyła naszym Człowiekowatym co i jak, poinformowała, co robić, przekazała, żeby w razie kolejnego ataku otoczyć Mufasę opieką i zapewnić mu bezpieczeństwo, aby np. nie spadł ze schodów. Przy okazji okazało się, iż sama jest właścicielką rosyjskiego niebieskiego, młodszego o 2 lata od Niebieściucha i że będzie teraz wiedziała, czego się spodziewać, gdyby jej domowy Rusek doświadczył ataku padaczki. Aktualnie Mufasio odpoczywa, a ja nie mogę się nadziwić, jak to się stało, że moja ulubiona Pani Weterynarz nie wybrała dla siebie kotowatego rasy Maine Coon.





-Dziadzio ze mnie, a pomyśleć, że jeszcze rok temu biegałem po schodkach i zachęcałem Ludzi do zabawy w berka. A teraz? Kocyki, podusie, odpoczynek i życie w zwolnionym tempie. I jeszcze ten atak kociej epilepsji. 





-Spokojnie, ja Olbrzymo czuwam! 

🤔

wtorek, 10 października 2023

1342. Zapalenie dziąsła


Sądziłem, że po dużym przeglądzie, któremu zostałem poddany latem, prędko moje łapki nie postaną w lecznicy dla zwierząt  Myliłem się. Moje kilkutygodniowe uporczywe zgrzytanie zębów, których dźwięk po posiłkach coraz bardziej narastał, irytując nas wszystkich, zmusił Ludzi, aby mnie ponownie umówić na wizytę. Pańcio nagrał mnie podczas pędzlowania miski, by potem video pokazać Panu Weterynarzowi, aby mu naświetlić problem i aby wiedział się ze mną dzieje. Innego wyjścia nie było, jak przywieźć mnie do gabinetu. Przybyłem w bestii, czyli wielkim, czarnym transporterku na kółkach, przeznaczonym dla psowatych, hmm, i to na czczo! Podczas zabiegu zostałem poddany narkozie , a Pan Weterynarz usunął mi narośl po lewej stronie pyszczka, utrudniającej gryzienie i spożywanie jedzonka. Próbkę opuchlizny wysłał do innych weterynarzy, aby sprawdzili, czy nie zaatakował mnie rak! Hmm. Po kilku dniach okaże się, że nie. Pozostawione szwy z czasem zniknęły, ale wciąż trudno ziewać mi jak dawniej. Na szczęście żadnych ząbków nie straciłem. Pańcio mnie zawiózł do lecznicy, czego przez kilka dni nie mogłem mu przebaczyć, gdyż ubzdurałem sobie, że naraził mnie na stres i ból. Odebrała zaś Pańcia-wybawicielka, jak to określił Ludziowaty. Żalił się jej, iż z mojej perspektywy mogło wyglądać to tak, że on to ten zły, a ona to ta dobra. Odpoczywałem i dochodziłem do siebie w pokoju zabiegowym, zwanym przez Ludzi- szpitalem. Obok mojego „łóżka” odpoczywał inny kotowaty. Wcześniej zadzwoniono do Człowiekowatej, mówiąc że już się wybudziłem, a gdy kilka godzin później usłyszałem jej głos na recepcji, od razu mi ulżyło. Pani Asystentka opowiedziała, co mi robiono i przekazała wszelkie informacje, po czym wprowadziła moją Właścicielkę do miejsca, w którym jeszcze kilka godzin wstecz spałem pod narkozą. I co? Na widok  Pańci z pozycji siedzącej, powstałem, wydobywając delikatny dźwięk z nieco brudnego od krwi pyszczka. Chciałem się przywitać. A ona? Nie potrzebowała nawet sekundy, żeby natychmiast zapłakać i to w obecności Pani Asystentki, tudzież Technik, a może Techniczki? :) Nie pomruczę, ale mały wstyd był. Zawstydzona Pańcia przeprosiła tamtą Panią, która życzliwie zareagowała, zapewniając, że rozumie zachowanie mojej Człowiekowatej. Dodała nawet, iż sama posiada swoje zwierzaki i tak samo przejmuje się i martwi o nie. Podejrzewam, że gdyby Pan Weterynarz mnie wydawał Ludziowatej, starałaby się trzymać emocje na wodzy, a dopiero potem wybuchnęłaby łzami. 










Po powrocie do domu regenerowałem się, choć początkowo wyglądałem bardzo słabo. Z czasem nabierałem siły i mogłem dostać małe ilości pożywienia… na łyżeczce, którą sterowała Pańcia. 


piątek, 29 września 2023

1341. Sznaucer

  Tzw. golasek, który niedawno zdobił mój brzusio, a który sprawił mi Pan Weterynarz na prośbę moich Ludzi, bardzo się im spodobał i jednocześnie stał przyczyną wielu żartów.  Nie wspomnę tych piosenek, nuconych przez Człowiekowatych na widok braku, jak i odrastania futerka. Do tego stałe naśmiechiwanie się ze mnie. Nie ogolono mnie jednak dla dowcipu, ale dla pozbycia się plejady mniejszych, czy większych kołtunów, niekorzystnie wpływających na mój Olbrzymowy wygląd. Gdy łysolek ustąpił miejsca nowemu futerku, kłaczki powoli się odradzały. Czesanko, którego nigdy nie lubiłem, również mnie irytowało. Pańcio znużony wycinaniem mi niechlubnych  splotów, poszedł za radą Pańci, by spróbować przystrzyć mnie całego. Trwało jeszcze lato, to był sierpień i słońce gorące :), nie groziło mi zmarznięcie, dlatego Ludzie zdecydowali się na taki krok. Nie pozwoliłem na to, ale cztery człowiecze ręce plus nożyczki wiele zwojowały. Przytrzymywany przez Ludziastą, która delikatnym głosem mnie uspokajała, niepokornie znosiłem ubytek każdego kociego włosa. Pańcio zaś w ogóle nie przejmował się moim marudzeniem, warczingiem, a nawet syczingiem!  Mogłem stosować fanaberie, strzelać fochy i przebierać łapkami, ale na nikim nie robiło to wrażenia.  Pozbawienie mnie brzydkich kołtunów i starych kudełkòw, odsłoniło dość szczupłą sylwetkę. Na nowe przezwisko nie musiałem czekać zbyt długo, ponieważ Pańcia bazując na jej skojarzeniu z moją nową prezencją, okrzyknęła mnie Sznaucerem! Od tamtej pory śmiechu w domu co nie miara,  co cierpliwie znoszę…A figle takie i dworowanie ze mnie,  że szkoda mruczeć.

Aktualnie przestałem już przypominać sznaucera, gdyż sporo futerka odrosło, co wyszło mi na dobre. Skociompromitowałbym sie, gdybym przyznał Ludziom rację, że postąpili słusznie! 









https://www.psy.pl/rasy/sznaucer-olbrzym

-Sznaucer, dobre sobie. A do olbrzyma trochę ci brakuje Cwaniaczku! Może w kocim świecie brylujesz wielkością, ale nie w naszym psim sznaucerowym. Gabarytowo i wagowo widziałbym Cię pośród miniaturek.



https://www.psy.pl/rasy/sznaucer-miniaturowy

-Wypraszam sobie! 

🤣




środa, 27 września 2023

1340. Flat White, czyli ciąg dalszy sporu o koronę w Krainie Garaży


  Nie udało mi się w końcu dowiedzieć, w czyje łapki trafi Kraina Garaży. Kto obejmie tron i włoży koronę. Po ostatniej wizycie Mochy i Cappuccino odniosłem wrażenie, iż żadna z nich nie kwapi się do rządzenia. Przepychanki słowne między nimi, często słyszane w naszym Domowym Królestwie Króla Mufasy Starego, do tego zwodzenie mnie i wykręcanie się od odpowiedzi, to już standard. Tylko, że gdzie dwie się biją, tudzież kłócą, tam trzecia korzysta, a przynajmniej próbuje. Trójkolorki o kawowych imionach widocznie są tak zajęte swoimi kociobistymi sprawami, jak choćby wylegiwaniem się na posłankach w zaciszu ich domów, szczególnie jesienią i zimą, że do gry postanowiły włączyć się Latte i Espresso. Szczególnie ta druga uparła się, aby kierować Królestwem Kawowych Dam i to zaocznie! Zapomniała o pewnym szczególe. Obydwie te Panny pochodzą z Krainy Parczku i Zarośli:), oddalonej od nas o ponad kilometr, jak nie więcej, a to że ich drogi przecięły się z naszą Pańcią, nie wystarczy na przejęcie władzy w Krainie Garaży. Latte po namyśle zrezygnowała. Espresso wręcz przeciwnie.




Espresso


-Nie wierzycie Chłopaki, że sobie poradzę? Czy te oczy mogą kłamać?Poza tym spełniam warunek: posiadam kawowo brzmiące imię. Z nadania Waszej Ludziastej zresztą. O odległość się nie martwię.



Flat White

-Biała Kawa, czyli Flat White: to wszystko pozory. Espresso próbuje Was omamić swoim urokiem- o umaszczeniu nie mrucząc, ale to zmyła. Przyznaję, że jej oczy robią wrażenie, jakby jakiś człowiekowaty patrzył i że to dość niezależna Kocia Dama, to jednak w porównaniu ze mną wypada blado. Pozwolicie, że to ja zajmę Krainę Garaży, a Espresso zdam relację z moich rządów. Dla mnie to tylko przejście przez ulicę, do tego nie wywijam przed Ludziowatą. Póki co nie zyskała jeszcze w mych oczach wystarczającego zaufania. Poza tym mam ją w garści, gdyż wyczuwam jakiś rodzaj słabości Waszej Pańci, gdy mnie widzi. Hmm, czyż nie od innej Białej Kotki wszystko się zaczęło Ludziowato?

Latte


-Blado? Spójrz na siebie. Jesteś cała biała. Co to ma wspólnego z naszymi kawowymi imionami?

Jestem Biała „płaska” Kawa- Flat White. Cwaniaro. Również spełniam warunek kawowo brzmiącego imienia, aby włożyć koronę i oprócz tego mieszkam w pobliżu.

😂🤣


Gdybyśmy tylko mogli, sami przejęlibyśmy władzę i tron w Krainie Garaży. Zapanowałby spokój i porządek. A tak? Zamiast rządzić, Kawowe Dziewczyny bedą się kłócić o te ziemie do końca świata i nawet dzień dłużej….