sobota, 31 lipca 2021

1190. Gęgawy i nie tylko gęgają


  A to się Żółwica nawymądrzała! Szkoda tylko, że Kocur nie zamruczał w tej kwestii ani słowa! Zniknął, przepadł gdzieś, ale podobno to, przez wzmożoną aktywność, mającą związek ze szczurami. Tymczasem Żółtolica wspomniała coś o większym gabarycie u żółwich dziewczyn, w porównaniu z żółwimi chłopakami. Co prawda u nas gęsi, sprawa wygląda podobnie, jak u większości gatunków, ale jak rozróżnić nas pod względem płci, to dla Ludziowatej zagwostka! Tym bardziej dla Olbrzyma! Dlatego możemy ich rolować! Niech sobie pozgadują. 




A jeśli chodzi o ścisłość- w przeciwieństwie do prawie większości, łączymy się w pary na zawsze! Żółwie, kotowate, nie gęgając o wielu człowiekowatych, nie mogą się z nami równać. Zresztą, o czym tu dyskutować z gadem, który nie posiada choćby porządnego upierzenia! Choćby lotki! 


Co wy Gęgawo i Biała nie pogęgacie? 





To skandal, że Ludziowata odwiedziła nas po takiej przerwie. Od lutego ani widu, ani słychu. Gdyby nie wizyta u okulisty w pobliżu, to dalej trzeba by było na nią czekać. Ostatnio zawitała do parku, gdy zamarzł staw! Także kompromitacja!




-Berniklo, kompromitację i kociompromitację popełniła z Kociskami i Ludziem, gdy skosztowali pasztet z gęsi!

-Niemożliwe,  coś Ci się pomyliło to chodzi o pasztet z zająca!:)



-A może to ta uciekinierka Trzecia Żyrafa jadła? 

-Nie, gdzie tam, przecież wcina liście. Jak w tym swoim czterokomorowym żołądku przetrawiłaby pasztet?

-A w ogóle to gdzie ona jest?

-A bo ja wiem….

😂😆

czwartek, 29 lipca 2021

1189 Żółwik żółtolicy (chyba)





Phi! Żeby tęsknić za starym i zużytym piekarnikiem, kiedy nowy już czeka na swój dzień otwarcia, to tego jeszcze nie grali :) Oby tylko takie problemy. Niech się Kocur cieszy, że nie musi dźwigać całego swojego domu na swoim futrzastym grzbiecie. Wtedy by dopiero lamentował. 






Ja bryknęłam sobie na chwilkę poza moje włości i zrobiłam przerwę od właścicieli, a tu masz ci pech, a może szczęście, gdyż moje drogi skrzyżowały się z Ludziowatą! Ona ciągle kogoś spotyka. Jak nie owce i barany, to kozice, jak nie kozice, to krowy, a nawet dzikie gęsi. A ponoć i żyrafę widziała. Ciekawe, czy tamtą trzecią, czyli obieżyświatkę- też? Może Olbrzymo coś wie. Na podstawie swej skromnej wiedzy oceniła, że jestem żółwiczką, a więc dziewczyną, a to z racji mniejszego ogonka, pazurków, a przede wszystkim mojego większego gabarytu, w porównaniu z żółwiami chłopakami. Jaka jest prawda, to zostawię dla siebie, hmm. Co ciekawe, u człowiekowatych jak i kotowatych, a także większości gatunków, to panowie zwykle bywają więksi i masywniejsi. U nas w rodzinie żółwi błotnych- to my babki dominujemy! Gdzieś przecież trzeba pomieścić jaja z młodymi. Tymczasem na mnie już czas. Przewietrzę plastron, pokręcę się, może popływam i do terrarium. Wyszłabym ze skorupy, ale nie mogę. 


 

Nie grali jeszcze tego, żeby jakiś gad wymądrzał się na blogu Ursusa. Z drugiej strony Kocisko gdzieś przepadło- tylko szczury mu w głowie i na pędzelkach…ale ja też nam sporo roboty…


😆😂

wtorek, 27 lipca 2021

1188. Smutek, który zamienił się w radość

 Trwający od kilku miesięcy remont naszej kuchni, który- mimo różnego tempa, z dnia na dzień przybliża nas do efektu końcowego, choć zanim to się stanie, to trochę jeszcze minie, w zeszłym tygodniu przyprawił mnie o smutek. Pańcio m.in. wywiózł na śmietnik stare szafki i mój ukochany piekarnik. Piekarnik, który podarował mi tyle pięknych i niezapomnianych smaków i zapachów. Tyle wspomnień związanych z piekącym się mięskiem i rybkami, a nawet ciastami, których nie jadałem. Aktualnie pozostała po nim pustka, a moja tęskniąca za nim kocioosoba, prawie uroniła łzę. Gdy domownicy dostrzegli moje przygnębienie, natychmiast domyślili się, że ma ono związek z piekarnikiem. Niebieściuch wskazał mi, że tam w dużym kartonie czeka już następca dawnego piekarnika, dużo nowocześniejszy i lepszy. Dodał, że ten stary dotrwał do końca swej eksploatacji i w pełni zasłużył na odejście. Dokąd? Tego nie pomruczał. Chyba na piekarnikową emeryturę. Podobnie stało się z byłą Panią Lodówką. Nowe wyparło stare, taka kolej rzeczy. Postanowiłem pożegnać moich najlepszych kuchennych przyjaciół, akceptując że zrobili swoje i muszą odejść. Tym bardziej, że większość swego żywota nie spędzili z nami, a z człowieczymi poprzednikami i jeszcze poprzednikami poprzedników. Jak nie dalej. Pogodziłem się z sytuacją, a smutek, związany z odjazdem drogich memu Olbrzymowemu sercu sprzętów, dzięki słowom Mufasy, zamienił się w radość. Nowa Pani Lodówka już dla nas pracuje, a nowy piekarnik niebawem zacznie. Jaką symfonię smaków dla mnie wyczaruje? Zobaczymy.


Żegnaj…


Gdzie jesteś?


😉

środa, 21 lipca 2021

1187. Wieczorową porą


    Gdzieś tam ktoś poszukuje Trzeciej Żyrafy i ma szczęście, że póki co- nie orientuję się, co tu się wyprawia. Ja zaś niestrudzenie czekam na powrót Trzeciego zagubionego szczurka! Czy w końcu się uda? Lato, to taki czas, kiedy więcej czasu spędzam w ogródku. Gdyby nie Ludzie i ich nakaz, abym wracał do domu, chyba bym tam nocował. Ale pewnego dnia, kiedy jeszcze nikt z nas nie spał, Pańcia wieczorową porą postanowiła mi potowarzyszyć. Dosiadła się obok mnie, zajmując drugie krzesło ogródkowe, sącząc swoją herbatę. Wzdychała, zamyślała się, zerkając, a to na mnie, a to na niebo i gwiazdy. Oboje trwaliśmy w błogiej, jak na miasto i sąsiadów dookoła, ciszy. Gdzieś z oddali rozległ się dźwięk jadącego samochodu, czy przejeżdzających rowerzystów. Lekko zaszumiały nasze drzewka. Dwie robinie akacjowe. I gdy już wraz z Pańcią zatopiliśmy się w nocnej scenerii, nagle naszą sielankę przerwał podejrzany hałas. To dwa szczury spotkały się za naszym płotem, staczając ze sobą jakąś walkę. Prawdopodobnie o dostęp do karmnika lub małego gniazda nad nim. Przez chwilę piszczały, po czym milkły.

-Ursusiczku, słyszałeś to?-zapytała Ludziowata, jakby sądziła, że zbagatelizowałem sprawę. Pomimo że leżałem na krześle, w pozycji zwiastującej sen, pędzelki i uszka doskonale mnie informowały, co dzieje się za słomką. 

  Pańcia nie widząc żadnej reakcji z mojej strony, powróciła do picia herbaty i relaksowania się. Przestała do mnie mówić i myślała o swoich człowieczych sprawach. Jednak na krótko, gdyż ku jej zdziwieniu, przed jej oczyma, przemknął gryzoń. Najpierw pobiegł przez płot, potem wskoczył na dach garażu i czmychnął dalej w nieznanym kierunku. Być może do drzewka, czyli robini akacjowej, choć niekoniecznie. Brak zainteresowania z mojej strony, wywołał w Człowiekowatej konsternację. 

-Panie Kocie! Panie Olbrzymo! Tego już za wiele! Pomimo mojego astygmatyzmu krótkowzrocznego i nocy, gdzie moje możliwości widzenia drastycznie spadają, w porównaniu z Twoimi, idealnie widziałam szczura. Ty jako Wielki Łowczy Polny nie pomruczysz mi, że nic nie słyszałeś i nie widziałeś! 

  Podnosząc głowę, uszka i pędzelki, dałem jej do zrozumienia, że wszystko w swoim czasie. Regulacja populacji szczurów wymaga przemyślenia i wdrożenia mojej tajnej strategii. Tak- na przysłowiową pałę, czy ad hoc, się nie da. Spojrzałem w jej oczy i mruknąłem, licząc że pojmie: -Spokojnie Ludziowato. Jak śpiewano w pewnej piosence: „mamy czas, czas nie goni nas”. :)

Chyba zrozumiała mój przekaz. Musiała zwrócić honor mojej kocioosobie, gdyż doskonale wiedziałem, co robię. Kolejnego dnia problem został rozwiązany. Trzeci, zaległy szczur, został znaleziony w trawie przez Pańcia. Przedstawiciel wyregulowanej populacji gryzoni, został zapakowany do woreczka, a następnie do śmietnika. A ja kolejnego wieczoru zająłem krzesło, aby nazbierać siły na nadchodzący dzień czuwania, wszak pozostał jeszcze jeden, kręcący się tu i ówdzie, mały delikwent. Tym razem cierpliwie trwałem pod drzewkiem…Z czasem się doczekam, wszak lew poczeka…to znaczy lewcio…



-Ursusie trzymam Cię za futrzaste słowo! Nie chcę, aby w moich gałęziach buszowały szczury. Ptaki w porządku, ale nie gryzonie. Zajmiesz się tym?

-Ależ Pani Robinio akacjowa! Spokojna Pani  liściasta…Problem zostanie rozwiązany w mig!

-Liściasta? Zachwycam bujnością gałązek i listków, a tu takie określenia. Hmm…niech Ci będzie. Ale tylko po starej znajomości.


Tylko zbiorę siły….


🤣

czwartek, 15 lipca 2021

1186 Gdzie podziała się Trzecia Żyrafa?


Pierwsza Żyrafa: To niewiarygodne, żeby Kocur wiódł ciekawsze życie od naszego żyrafiego.

Druga Żyrafa: Jak to ciekawsze? Chyba za mało Koleżanka przeżuła listków  i gałązek

 -O właśnie, przeżuwanie. Ile można o tym rozmawiać?  Czy my się jeszcze czymś innym zajmujemy?

-Czy ja wiem? Po kilkunastu godzinach przeżuwania, pasamy się, a potem śpimy?

-No właśnie! A Kocur w tym czasie czynnie reguluje populację szczurów, gdzie najnowszy łup pochodzi z wczoraj. Za swoje wybitne osiągnięcia został nawet odznaczony tytułem Wielkiego Łowczego Polnego! Do tego Futrzak czyści miski, tzn. pędzluje i to z prędkością torpedy, a nie jak my, poświęcając tyle czasu na przeżuwanie. Poza tym skończył kociostudia na Kociarvardzie. Napisał „Minitraktat o śniadaniu”, który ponoć czytają wołowate, dodatkowo wydał książkę o „Jesieni kociożycia” dawniej występował w Klubie Szafa, działał w kociomodzie, latał do Kotonolulu i w ogóle gdzie on nie bywał i z kim nie mruczał, a my w tym zoo, to co? Jesteśmy obiektem obserwacji gatunku ludzkiego i tyle.

-Ale za to wiedziemy spokojne życie, a co Ty chciałabyś studiować? 

-Jeszcze nie wiem.

-A może wolałabyś kursy? Jak się nie wywyższać, czy jak nie wybijać się z tłumu?  Albo jak przejść przez życie niezauważoną? A może jak czyścić plamy! 😆

-Nie żartuj sobie ze mnie. Moje plamy to akurat moja duma! A co trzecia Koleżanka o tym wszystkim sądzi?

-Nie ma jej! Zniknęła.

-Przecież przeżuwałyśmy we trzy listki? Gdzie podziała się Trzecia?


Tymczasem Trzecia Żyrafa postanowiła wyruszyć w świat. Zmierzała w nieznane, delektując się listkami. Dokąd i po co szła, tego nikt nie wiedział…



😂







czwartek, 8 lipca 2021

1185 Czteroetapowe i czterokomorowe

  Gdyby nie tajemnicza umiejetność, dana tylko Pańci, czyli wciskania przycisku „publikuj” na blogu, nikt nigdy nie dowiedziałby się o moim kociożyciowym sensie istnienia. Niejednokrotnie już wspominałem, a zliczyć trudno, ile to już razy, że pojawiłem się na świecie w konkretnym celu. Celu, aby spożywać pokarmy- szczególnie te przeznaczone z myślą o kotowatych, choć nie tylko. Nie przesadzę, gdy podkreślę, że istotą mojego kociojestewstwa było, jest i będzie żarłoczkiewiczowanie. Albo po prostu pędzlowanie misek. Osiągnąłem perfekcję w konsumpcji do tego stopnia, że pozwoliłem sobie nadać pierwszemu posiłkowi dnia, czyli śniadaniu, specjalne znaczenie, a całość mych Olbrzymowych myśli zawarłem w styczniu w „Minitraktacie o śniadaniu”. Ku mojemu zdziwieniu, gdyż sądziłem, iż każdy z domowników zapoznał się z moimi wywodami, o dziwo okazało się, że zostały one przeoczone przez samego Pańcia! Jak to możliwe? Sprawa wyszła na jaw, gdy któregoś dnia, wstając wcześnie z rana, Człowiekowaty napełnił nasze miski jeszcze przed Ludziowatą. Kiedy Pańcia później pojawiła się w kuchni, aby podać nam jedzonko, usłyszała że Chłopaki-czyli my, zjedli już śniadanie. Na dźwięk słowa „śniadanie” delikatnie westchnęła, unosząc kąciki ust, jakby chciała się szyderczo uśmiechnąć, po czym dodatkowo opierając brodę na palcach swej prawej ręki, zamyśliła się nad „złożonością” tego, co zaraz przekaże Pańciowi. Po chwili przemówiła, a ilość wypowiedzianych przez nią partykuł „nie” aż wzburzyła moje uszka i pędzelki. 

-Pańcio, nie, nie, nie, nie, to nie tak. Nie rozumiesz. Może Mufasio jest po śniadaniu, ale z pewnością nie Ursusik. Nie wiem, czy czytałeś, choć chyba raczej nie… Ale gdybyś zapoznał się z lekturą „Minitraktatu o śniadaniu”, autorstwa Olbrzyma, wiedziałbyś, iż w słowniku naszego Futrzaka nie istnieje takie coś, jak śniadanie samo przez się. Śniadanie dla niego to pewna filozofia, cel sam w sobie, coś dla nas niewyobrażalnego. Nic banalnego. To śniadanie właściwe, bo tak je określił, na które składają się cztery mniejsze, jakby etapy. Po ich skonsumowaniu można uznać, że Rysio nasycił się i zjadł śniadanie- ale właściwe, czteroetapowe!  A nie jakieś tam jednorazowe wyczyszczenie miski. To, co mu dałeś, to na razie pierwsza faza śniadania właściwego, czyli śniadanie przedwstępne, zwane także preśniadaniem, ProMiską, czy ostatecznie preludium.


Oniemiałego z wrażenia Pańcia obleciał zimny pot i poczucie kompromitacji. Wydawało się, że nadążał za tokiem mówienia Pańci i w mig pojął ten skomplikowany śniadaniowy temat. Aczkolwiek odniosłem wrażenie, że dyskretny wybuch jego śmiechu wisiał już na włosku. Czy czegoś się nauczył? Zobaczymy.



-Dobre sobie! Czteroetapowe śniadanie, a my przeżuwacze możemy pochwalić się czterokomorowym żołądkiem! Czymś, czego ten Kocur nigdy mieć nie będzie! Buhaha. Wtedy to by dopiero pędzlował! Ciekawe z ilu etapów wówczas składałoby się jego śniadanie? I jak by je określił?



-Niech się Koleżanka tak nie rajcuje, inaczej  taka zbytnia egzaltacja może się przyczynić, że księgi nie zaczną mi pracować. 


-A mnie trawieniec! 


-Zaraz, trawieniec to właściwy żołądek, a czteroetapowe śniadanie Kocura też nazywa się właściwe? To już lekka przesada!


Co ja się mam z tym Babińcem! A może poczytałbym ten „Minitraktat o śniadaniu”?Zawsze czegoś nowego bym się dowiedział! W końcu Kocur od czasu do czasu też przeżuwa trawę. Inaczej, niż ja, ale zawsze. 

😉😆