czwartek, 30 września 2021

1201. Solenizant Ursusik Olbrzymo

  Na szczęście nikt w domu nie zapomniał. Nawet Niebieściuch pamiętał! Otóż dziś 30 września obchodzę moje najprawdziwsze w kocim życiu IMIENINY! Imieniny Ursusa, którego odpowiednikiem jest Björn. Obchodzę je wraz z Wiktorem i Hieronimem! Już 14 raz, choć tak naprawdę może trzeci! Gdyby Pańcia wcześniej raczyła się zorientować i nie wylatywało jej latami z głowy, tych świętowań mogłoby być więcej. No, ale lepiej późno, niż wcale. W ogóle wrzesień to u nas miesiąc imieninowy, aż dwa razy Pańci, czyli jej dwóch imion i moje. Jako że ja również posiadam drugie imię, czyli Rysio, a więc Ryszard, które przypadkiem również jest drugim imieniem Pańcia, to wynikałoby, że obchodzimy obaj drugie imieniny razem! Tylko nie wiem jeszcze kiedy. Choć Ludzie raczej nie obchodzą imienin drugiego imienia, to od tej pory zarządziłem, że będą i to bez dyskusji. Muszą się poddać mojej kocioosobie i robić, co im każę! A co! 





Zabawa w pompon trochę się zagalopowała. Ale wybaczam Ci Ludziowato!

😎

środa, 29 września 2021

1200. NiegRzecznik


  Obok żarłoczności i łobuzowania do puli moich głównych Olbrzymowych cech kociego charakteru zdecydowanie należy dodać gadatliwość. Gadanie dla mnie to nie to samo, co mruczenie. To osobna sprawa, bez której nie byłbym tym, kim jestem. Gadam sam ze sobą, gadam z Ludźmi, gadam z Mufasą, a także innymi kotami, gdy nadarzy się okazja. Nawet pod płotem, czy karmnikiem. W każdym przypadku brzmię inaczej, a intonację mojego głosu najbardziej nauczyła się rozpoznawać Pańcia. Ale czy aby tylko ona? Nie pomijamy wszechwiedzącego Niebieściucha, domowego króla i szefa w jednym. W przeciwieństwie do mnie on rzadko się odzywa. U mnie dominuje prostota, gdy jęczę, aby dostać smakołyk, to zwyczajnie jęczę, Rusek zaś kreuje skomplikowane intrygi. Żeby je zrozumieć, trzeba być Pańcią, ewentualnie Pańciem. Do wyrażenia swoich emocji nie potrzebuje wydawania z siebie wrzasku, a raczej stosuje swoje inteligentne sztuczki. Owija zarówno Ludziowatych, jak i mnie swym hipnotyzującym wzrokiem, mrużeniem szmaragdowych oczu, niemym ruchem pyszczka, co Człowiekowate nazwali „rybką”, czy charakterystyczną pozą futrzastego ciała. Krótko mrucząc ta Szara, Cicha Eminencja zarządza nami, jak chce. Bez zbędnego gadania, a my się dajemy i poddajemy. Niebywałe! Doszło do tego, że Niebieściuch tak mnie omotał i niemal zmusił, mrucząc, że gdy nachodzi go głód, w jego imieniu mam krzyczeć przy Pani Lodówce, czy pod Panem Piekarnikiem, ile przysłowiowa fabryka dała. Z jednej strony obiecuje mi, że nie pożałuję, gdyż i moja miska zostanie napełniona, w czym się nie myli, a z drugiej szantażuje, że jeśli nie zrobię tego, o co mnie prosi, to wszelkie moje niegrzeczne wybryki mogą ujrzeć światło dzienne. I tak oto stałem się Rzecznikiem Mufiego-Mufasy, a może NiegRzecznikiem?  


Żądam w imieniu Mufiego-Mufasy i moim jedzonka!

Czekamy!


😉

poniedziałek, 20 września 2021

1199. „Żale kuwety”


  Od kiedy tylko sięgam pamięcią, toczyliśmy z Mufasą spory wszelakie. Nawet o dostęp do kuwety! Dawniej posiadaliśmy jedną, dostosowaną dla przeciętnych gabarytowo kotowatych, co dla Niebieściucha nie stanowiło problemu. Jeśli chodzi o mnie-wówczas w wieku kocięcim, gdy do końca nie wiedziano, jak duży urosnę, choć spodziewano się, że na przeciętności nie skończę, rozmiar pierwszej kociej toalety jeszcze mi pasował. Gdy z Ursusika zmieniałem się w Ursussa Olbrzymo trudno było nam się z Ruskiem pogodzić, kto i kiedy skorzysta za potrzebą.  Do tego doszły różnice w sympatyzowaniu ze żwirkiem. Ja wolałem silikonowy, Niebieściuch o wyglądzie piasku. Pojawiła się więc druga kuweta, ale i ona okazała się ciut za mała dla mojej kocioosoby. Pańcio uznał, że tamtych czas już się skończył. Przyznał, że nadeszła chwila, abym mógł wygodniej i przestrzenniej korzystać z kociej ubikacji i znalazł w internecie zdecydowanie większą. Razem z innym, ciekawym żwirkiem, który ostatecznie nas pogodził. Tzw. wewnętrzna kuweta, trafiła do schowka w domu, w którym zapewniono nam prywatność. Sądziliśmy, że ta duża nam wystarczy, ale ponownie pojawiły się między nami niesnaski. Wtedy Pańcio zaproponował, że dokupi jeszcze jeden koci szalet, tym razem dedykowany na dwór, tzw. zewnętrzny,  mimo że każdą noc spędza w domu. Łącznie z nami.

Jego przybycie to nie tylko próba zażegnania konfliktu między nami. Od kiedy w ogródku zaczęły pojawiać się „niegrzeczniuchy”, innymi słowy takie brzydkie rzeczy na trawie, bo komu chciałoby się biegać do tzw. wewnętrznej kuwety, ta zewnętrzna miała nam przypominać, gdzie poważny Kocurro powinien się załatwiać. I przez większość czasu zdawała egzamin. 

Tylko kto by się spodziewał, że zacznie się żalić? 


„Żale kuwety”


Pierwsza kuweta 

Drugiej kuwecie

z niesmakiem rzekła 

w małym sekrecie,

iż do dziwnej roli 

wynajęta została,

gdyż powodem kociego sporu się stała, 

narzekała, że ją klapa boli,

gdy zobaczy, kto przy niej broi,

że jeden futrzak i drugi 

korzysta tylko z jej usługi,

że żwirek jej hałasuje,

gdy kocia łapa coś zasypuje 

Jak to możliwe?- ubolewała,

ja tu powoli niszczeję,

z dnia na dzień się starzeję, 

tymczasem ty jak nowa,

koty cię omijają, a ty, ani słowa!

-Widocznie tak dobrze cię znają,

że tylko z twoich usług korzystają…


😉


poniedziałek, 13 września 2021

1198. Po KOTio

 


KOTio 2021 ;)


 Zanurzyłem się w moich Olbrzymowych sprawach na tyle, że omal zapomniałbym o tym, że zakończyły się kocie igrzyska w KOTio. Trzeba przyznać, iż przejdą do kociohistorii, gdyż zdobyte tam medale to również mój własny kociobisty sukces i to potrójny oraz niesamowity wyczyn moich sąsiadek, byłych i obecnych- nie zawsze pałających do siebie sympatią. Pośród wszystkich kocich krążków umknął mojej uwadze jeszcze jeden. To złoto wywalczone w kocich zapasach w stylu „jak najbardziej wolnym”, gdzie wszystkie ruchy dozwolone:) W tej dyscyplinie tryumfowała Rudka- jedna z dwóch już członkiń kociej ferajny, do której należał mój Brat Klimber. Zanim jednak przeszedł na drugą stronę TEGO Mostu, przekazał swojej Współmieszkance całą wiedzę na temat kocich zapasów i włożył wiele wysiłku, aby wytrenować ją na ponadprzeciętną zawodniczkę. Gdy go zabrakło, pałeczkę po nim przejęła moja przyrodnia Siostra Ferka. Nie dość, że wzięła na swe barki odpowiedzialność zarządzania malutką, dwukocioosobową  kocią ferajną, to także zajęła się treningiem Rudki. Zapewne umiejętności te odziedziczyła po naszym wspólnym Tatku Consulu. 


Klimber trenujący z Rudką :)


Ferka: Ursusie, już myślałam, że  całkiem zapomniałeś o medalu Rudki! Chciałam się już na Ciebie obrazić, wyrazić kociopubliczne oburzenie, czy chociaż podgryźć Cię symbolicznie w grzbiecik, a tu proszę. Przypomniałeś sobie! W przypadku Rudki o jej przygotowanie mentalne dbał nasz nieodżałowany Domowy Szef Bruno, zaś Klimber o technikę i siłę kociofizyczną. Teraz gdy zabrakło Chłopaków, cały trud spadł na mnie.

Gdyby nie nasz nadworny kronikarz, czyli Pańcio, świat nie ujrzałby naszych treningów od kuchni. Od kuchni? Hmm- Ursus wie, o co chodzi😉



Dobrze, że Ferka się nie pogniewała. Zarządzanie na ranczu, obserwacja wszelkich stworzeń z kamienia, czy zza krzaczków, do tego obowiązki trenerki i szefowej, to dla niej wielkie wyzwanie. 



 A tymczasem…Aktualnie w KOTio trwają igrzyska kocioparaolimpijskie, których ambasadorem został Pan Łapka, znany mi z naszej lecznicy weterynaryjnej. Nie zdradził nigdy swego prawdziwego imienia- to znowu wymysł Pańci. Pozbawiony lewej przedniej łapki ani myślał, aby się poddać. Nie wiem tylko, w której wystartuje dyscyplinie, ale na pewno zaskoczy koci świat sportu…

😉

poniedziałek, 6 września 2021

1197. Luna vs Newa

 Gdybym nie zobaczył, to chyba bym nie uwierzył. Zacięta walka o medal w płotkarstwie pomiędzy Czarnulką Luną a Białaską Newą, rozgrzała, jeśli nie cały koci świat sportowy, to przynajmniej sporą jego część. Rywalizacja tych dwóch zołz, ze szczególnym naciskiem na tę drugą, wprawiła nas w osłupienie do tego stopnia, że do tej pory się o tym mruczy. Ja zaś straciłem rachubę czasu. Pojedynek był tak wyrównany, że wywołał niemałą sensację. Oczekiwanie na werdykt, kto ostatecznie zwyciężył, gdyż sędziowie nie potrafili się zdecydować, trwał kilka dni! Ich system oceniania wskazywał na remis, a przecież nie planowano miejsc kocio ex aequo. W końcu zaważyły dwa detale: szybszy czas wspinania się zawodniczki po słomce na płocie i precyzja wykonania wskoku. 






Niczym białe na czarnym tytuł mistrzyni kocioolimpijskiej  w KOTio zdobyła Białaska Newa! W tych elementach zaprezentowała się lepiej. 

A może białe na białym Olbrzymie?


Czarnulka Luna musiała pogodzić się z porażką i zaakceptować jedynie srebro. Obawialiśmy się, że nadejdą ją czarne:) myśli, a jej rozczarowanie przerodzi się w coś gorszego, jak choćby zemstę. Szczęśliwie tak się nie stało. Nasza dawna Sąsiadka Luna stanęła przed jednym z najtrudniejszych zadań w jej kocim życiu- uznać wyższość rywalki. Niczym czarne na białym już zapowiedziała rewanż w KOTaryżu. Tylko czy bedą obie wtedy w formie? 



-O moją formę to Ty się Olbrzymo nie martw! Lepiej pomyśl o swojej. I nie jestem żadną zołzą. Newa tak, ale nie ja!

😉