czwartek, 29 listopada 2018

1005. Ta sama data inne emocje

20 listopada to smutna data szczególnie w życiu Olbrzyma. O ile w tym roku wywołała przygnębienie i łzy z racji odejścia jego brata Klimbera, o tyle w poprzednim okazała się dniem ulgi i radości. Dokładnie rok temu 20 listopada zostałem odnaleziony po dziewięciodniowej tułaczce i zaginięciu. Tę datę już na zawsze zapamiętany jako przeplatałającą się, jeśli chodzi o emocje. Od skrajnie negatywnych do pozytywnych. Mufi-Mufasa.
Ursusso co prawda pędzluje miski, ale w jego myślach jest Klimber i ich Przodkowie, którzy przeszli za Tęczowy Most. Niech Olbrzym haruje sobie na podusi w spokoju. 



piątek, 23 listopada 2018

1004. Dla Klimbera [*]


20 listopada 2018 roku mój brat Klimber pożegnał się ze mną i przeszedł przez Tęczowy Most. Odszedł w miejsce, gdzie już nic nie boli, nie czyha niebezpieczeństwo, gdzie sheby rosną na drzewach, wreszcie w miejsce, gdzie spotka wszystkich moich Przodków! Jak sam pomruczał, jego kocie życie, które tak zachwycało, musiało zakończyć swój bieg. A przecież tyle się działo: kocie harówki, pełne miski do pędzlowania, przebywanie na trawce i zwiedzanie rancza, na którym wraz z jego Ludźmi i kocimi Współtowarzyszami spędzał co roku jakieś sześć miesięcy, drapanko za uszkami, ganianki, zapasy. Oprócz tego mruczanki i kocie rozmowy ze mną na blogu, nasze potajemne wirtualne spotkania w kocich klubach. Nie sposób wymienić wszystkiego. Klimber był częścią sześciokocioosobowej kociej ferajny, złożonej z dwojga Brytyjczyków i czworga Maine coonów. Kociej ferajny, z której dwoje-łącznie z nim-już odeszło. Odnalazł mnie za pośrednictwem naszego bloga w 2009 roku i od tamtej pory stale opowiadał o swoich kocich sprawach. Zatrudnił swojego Pańcia, by sprawdzał mu błędy ortograficzne i wciskał przycisk „wyślij”. Podsyłał swoje zdjęcia i jego otoczenia, wydawało się że tak zostanie na zawsze. Niestety choroba go pokonała, choć walczył do ostatnich dni. Pozostawił po sobie pustkę, zarówno w swoim rodzinnymi domu, jak w moim Olbrzymowym sercu. Nie tak całkiem dawno odszedł mój Tatko Konsul, kilka lat temu Mamusia Emilka, Siostra Panama oraz Pradziadzio Pavarotti. Być może i inni Przodkowie. To naprawdę smutne i przykre. 


Mały Klimber od lewej i Ferka- jedna z kocich towarzyszy.





Klimber mruczący do Rudki na ranczu.
Mufka i Bruno-Misio.  Brytyjczyki.


Mruczę Ci do pomruczenia drogi Klimberze... kiedyś tam...spotkaj Dusię


😪

P.S. Dziękuję za wszystkie zdjęcia Ludziom Klimbera i reszty kociej ferajny. Pańcia BUM i Ursusik.

poniedziałek, 19 listopada 2018

1003. Hak na Ursusa



   Hmm, czyżbym ja Newa, miała hak na Olbrzyma i poznała jego niewygodną tajemnicę? Bo kto by chciał być przezywany Pasibrzuchem albo Spaślakiem? :) Gdyby na osiedlu dowiedziały się o tym inne kocioosoby, pękłyby ze śmiechu, a Ursusa pożarłyby wstyd...




Gdybym dobrze wszystko przemyślała i rozegrała, mogłabym przejąć władzę nad Olbrzymem i jego Ludźmi! Taki mały szantażyk nikomu nie powinien zaszkodzić.😎Zyskam w ten sposób to, czego żądam od samego początku, czyli nieograniczonego dostępu do ich ogródka i misek oraz zahipnotyzowanie tych Człowiekowatych! Oczywiście w tajemnicy przed Niebieściuchem, na którego nigdy nie znajdę sposobu. 




Może jeszcze będzie chciała zawładnąć całym światem?  Choć spędzam wiele czasu w poduszkach i kocyku, harując ciężko😉, to bardzo dobrze orientuję się, co się dzieje na moim Dworze! Newa jest naiwna, myśląc że nie wiem o jej knuciu. Choć cechuje ją zaborczość  i wyniosłość, to nie z takimi futrzakami, tudzież Białaskami sobie radziłem...Mufi-Mufasa.



Hmm...

😉


piątek, 16 listopada 2018

1002. Pasibrzuch i Spaślaki


  Od czasu wizyty w lecznicy, podczas której zostały wypowiedziane pamiętne słowa Pani Weterynarz, jakoby miałyby nam urosnąć brzusia, Pańcio zaczął przezywać nas kotami Spaślakami, a mnie  dodatkowo Pasibrzuchem. 😉To z racji mojego nieograniczonego pędzlowania i czyszczenia misek. Kociompromitacja to najdelikatniejsze określenie jakie przychodzi mi do głowy i pędzelków! Nazwy te nie wzięły się znikąd, toż to bohaterowie kreskówek dzieciństwa Ludziowatych. Zgodnie przyznali, że dziś postaci te lubią znacznie bardziej, niż wtedy, gdy oglądali je w każdą niedzielę na dobranockę, a to za sprawą naszych kocioosób! Hmm...



( copy:internet)

Ludziowaty naoglądał się bajek i teraz się wymądrza. Prawda jest taka, że żadne kocisko nigdy nie dorówna mojej Pasibrzuchowej osobie! 



( copy: internet


Waż słowa Pasibrzuchu, wszak nie wyjada Ci kamieni! Ale owszem do Spaślaka, czyli mnie daleka droga. Jeszcze wiele tym kocurom brakuje. 

😎

niedziela, 11 listopada 2018

1001. Narodowe Święto Niepodległości i nie tylko

  Moja Ursusikowa kocioosoba nigdy nie przypuszczałaby, że przyjdzie mi żyć w czasach, które nazwałem sobie rocznicowymi. A to dlatego, że najpierw w 2016 roku świętowaliśmy 1050-lecie chrztu Polski, a dziś 11 listopada 100-lecie odzyskania Niepodległości kraju Przodków moich Ludzi! Choć w moim rodowodzie próżno szukać polskich korzeni- może z jakimś wyjątkiem, to jednak nie tylko przecież geny decydują o mojej kociotożsamości! Urodziłem się w polskiej hodowli, po czym trafiłem do moich Ludzi i od zawsze słyszę i rozumiem tylko język polski. Oczywiście pomijam miaukowy, uniwersalny i znany wszystkim kotowatym. Inaczej nie mógłbym się komunikować z Pradziadziami i innymi kocioosobami. A Mufasa niech mruczy sam za siebie, choć aktualnie przebywa pod kocykiem lub kołderką😁
( skopiowane z internetu)


A poza ważnymi świętami państwowymi u nas w domku pewne małe święto. Imieniny Pańcia. Upiekł sobie drożdżówkę, ( to ponoć jego ulubione ciasto). Pańcia zaś przygotowała sernik. A ja się pogubiłem, ponieważ nie wiem, co Pańcio bardziej woli: drożdżówkę  czy sernik? Oto jest pytanie😉




środa, 7 listopada 2018

1000. Tysiąc!

Okazuje się, że nie tylko wielkie święto 100-lecia odzyskania Niepodległości Polski czeka  nas w najbliższych dniach. U nas na blogu może nie takie spektakularne, jak te wyżej, ale choć mniejsze- to i tak nie byle jakie. O ile pierwsze zdarza się raz na sto lat, nasze zdarza się na tysiąc...postów! Dziś wyjątkowy wpis, wszak jego numer brzmi właśnie tysiąc. Nie wiemy nawet kiedy ten czas zleciał. Od 11 lat mniej lub bardziej regularnie Pańcia wciskała nam przycisk „publikuj”😉, a kto chciał ten mógł śledzić moje Ursusikowe niewyobrażalne przygody i przemyślenia. Często oderwane od jakiegokolwiej rzeczywistości, ale kto by się tym przejmował. Kogo tu nie było, gdzie ja nie byłem, z kim nie mruczałem, co nie wydziwiałem? 
Postanowiłem zebrać kilka ważniejszych, a tym samym śmieszniejszych wydarzeń z naszego kociego bloga. 

Z mojego pierwszego zdjęcia, gdy liczyłem 7 tygodni, trudno było zgadnąć,  że z takiego kociątka wyrośnie takie Olbrzymo i łobuziak!😎
P
Szybko objawiła się moja żarłoczkiewiczowa natura i talent pędzlowania misek, a skoro czyściłem miski w tempie torpedy, to też rosłem jak na drożdżach.
Nie bałem się wyzwań i jako kociątko już zaliczyłem drzewo!
W domu od zawsze towarzyszył mi Mufi-Mufasa, który początkowo nie przyjął mnie przyjaźnie. Potem nasze relacje uległy zmianie, ale to tylko dlatego że zgodziłem się ulec jego rządom absolutnym, hmm! I tak zostało do dziś.
2007 rok
Dobrych kilka lat później.
W tzw. międzyczasie próbowałem przejąć władzę w domu, poprzez pojedynki kociarate z Ruskiem, ale jedyną wygraną nic nie wskórałem.

Dorastałem i w końcu doczekałem się dowodu kociobistego i kociego prawa jazdy!
Dzięki kociemu prawu jazdy kat. W ( na wszystko😉), mogłem jeździć kociorvette z Mufasą jako pasażerem!
Miałem też epizod z kociomodą dla domu kociomody Versacze, Mufasa dla Walentino, ale zapłaciliśmy za to dużą cenę. Zostaliśmy obsmarowani w „Kocich plotkach”😉 ( ależ czasy!)
A poza tym delektowałem się przyrodą:
-podczas wiosny....

Jesienią.

Zimą.

Latem.


Nie zapominamy o tych dwóch kocich Damach: Czarnulce Lunie i Białasce Filemoncii, które wyryły na zawsze specjalne miejsce w sercach naszych Ludzi. Pomimo że mieszkały w sąsiedztwie w różnym czasie naszego kociego życia i nigdy nie były kotkami naszych Właścicieli, to oni nigdy o nich nie zapomną. Biała Filemoncia to na pewno już śmiga po drugiej stronie Tęczowego Mostu, ale to od niej wszystko się zaczęło. I miłość do kotów i chęć posiadania własnych futrzaków i wreszcie ten blog. Cóż mogę pomruczeć- muszę uszanować ich kocioosoby, mimo iż nasze drogi już dawno się rozeszły.

Masz szczęście Olbrzymie, że mruczysz to, co mruczysz! Luna.
Hmm-Filemoncia.
A poza tym jako koci modele pozowaliśmy w czapkach.


I innych strojach :)

Podróżowaliśmy do Los Mufasos i Kotonolulu. Ku mojej niechęci niektóre zdjęcia poginęły- to chyba stało się wtedy, gdy przenosiliśmy blog z onetu. 


W Kotonolulu na Kociarvardzie ukończyłem kociostudia na wydziałach żarlologii i pędzlowania misek na czas :)
Odwiedzil mnie nawet sam hrabia McSycoon!
Zagrałem w kociohokeja w Piwnicy pod Kocurrami! 
Występowałem w Klubie Szafa, śpiewając dla kocich gości!
Nawet nagrałem płytę, pt. „Śnij i śpij”. Okładka kociopłyty gdzieś mi się zagubiła.
A Rusek rządził przez cały czas i spoglądał na mnie ze swojego tronu. Wraz z jego asystentami- ponoszącymi się Miśkami!
Nie traciłem nadziei i wciąż próbowałem go obalić. Rywalizowałem o wszystko, o tron, fotel, piłeczki- bezskutecznie.
Robiłem minki.
Patrzyłem groźnie!
Dzięki blogowi odnalazł mnie mój rodzony brat Klimber wraz z jego Ludźmi! 

Wirtualnie mruczałem też z moim drugim bratem Vancouverem! 

Porady i kocie rozmowy z Pradziadziem Pavarottim, który swego czasu, zanim odszedł, stał się moim mentorem, pozostaną w mym maine coonowym sercu na zawsze! 
Potem piłeczkę kociego mentora przejął mój inny Pradziadzio- o imieniu Dream Dandy. 
Bardzo mi imponował i dlatego próbowałem go naśladować i iść w jego Olbrzymowe gabaryty! 
Mój Tatko Consul również zostanie w moim Ursusikowym sercu. 
Z okazji tysięcznego posta sernik z pierwszymi literami naszych imion.
Kolega widzi to co ja? -Widzę, widzę... Kociska świętują tysięczny post- świat oszalał...
Oj tam nie przesadzajcie koledzy gołębie...Tym bardziej, że dwutysięcznego raczej nie doczekają...
😉😂