wtorek, 31 października 2023

1345. Rudy 97


  Ja również mieszkam pod 97 i Ludziowata Szpieg już to wykryła. Niby przypadkiem, niby od niechcenia, ale spotkaliśmy się już kilka razy. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że współdzielę kocie życie z  Niebieściuchem o roboczym imieniu Agent 97. Także Olbrzymie możemy sobie podać łapki. Życie z Ruskiem to przygoda jakich mało. Szkoda, że nie mieszkam pod 102, wtedy byłbym Rudym 102😊

P.S. A białą muszkę to Agent 97 pożyczył ode mnie, ja zaś preferuję długie, białe skarpetki na tylnych łapkach- szczególnie późną jesienią i zimą, żeby nie marznąć, zaś szyję zdobi mi żabocik. 






-Młodziki z Was i eleganciki.  Dla mnie możesz być i Rudym 102. Nie daj się Twojemu Ruskowi, prawdopodobnie nie będzie łatwo go zdominować. Coś wiem na ten temat. Doświadczony Ursusso Olbrzymo Seniorro.  

😎

środa, 25 października 2023

1344. Agent 97

 Ostatnie ciepłe dni października przyniosły -poza pogodą, niespodziewanie dużo radości tej zasmuconej Pańci. I to dzięki mnie! Pokątne szlochanie z powodu gasnącego Mufasy, skrupulatnie ukrywane przed innymi, poza tym Pańciem, nie mogło przysłonić jej przecież codziennego życia. Dlatego uśmiechała się i żartowała, ale w głębi duszy była smutna. Widząc taki stan rzeczy, postanowiłem zrobić jej niespodziankę i sprawić, aby nasze drogi się przecięły. Nie pomruczę, ale Ludziowatą jeśli nie zamurowało, to przynajmniej oniemiała z wrażenia.

-A kto to? A co to za cudo się tu zbliża? Zapytała. Wiedziałem, że na  mój widok przypływ sprzecznych emocji ją przerośnie, ale wierzyłem, że w końcu się z nimi upora. Swoją kocioosobą stąpającaą w jej kierunku, z jednej strony przypomniałem jej najlepsze czasy z życia Mufasy, kiedy jego skoczność, gracja, elegancja, spojrzenie myśliciela, szmaragdowy kolor oczu, a nawet lekko krępa budowa ciała  należały do jednych z jego głównych cech. Z drugiej przypomniałem o kruchości życia jej Futrzastego Niebieściucha, że po młodości nadchodzi starość i że trzeba się któregoś dnia z nim pożegnać. W ułamku sekundy mignął jej wtedy przed oczyma szereg wspomnień, związanych z jej Domowym Królem. Choć wprawiłem ją w dobry humor, to po chwili dostrzegłem, że przeciera łzy z policzków. Tego już było za wiele! Natychmiast wsunąłem się na jej but, następnie wywijałem wte i wewte, pozwalając Ludziastej na wszystko. Mizianki, tulonko i co najważniejsze- mogła wziąć mnie na ręce, choć się nie znaliśmy. Może to przez tą więź z Niebiesciuchami? W każdym razie wydało się, że ja to Chłopczyk i choć początkowo pomyliła mnie z Rybą, innym Ruskiem, a przynajmniej Niebieskim, to zdradziła mnie biała plamka na szyi, że ja to ktoś inny..  Prawdopodobnie taki się urodziłem, mogłem też pożyczyć muszkę od Kolegi Żabocika. Bo może to mój krewny? 

 Nie przeszkadzało Człowiekowatej, że posiadam takie znamię. Pochwaliła mój Ruskowy wygląd i wagę, nazywając mnie pieszczotliwie Grubaskiem. Wagę, zbliżoną do młodego Mufiego, zanim schudł. Zaciekawiona Ludziowata, zaczęła rozglądać się, gdzie mógłbym mieszkać. Dla niej rosyjski niebieski na żywo to taka rzadkość, a tymczasem już dwóch spotkała. Gdy zza jednego z płotów rozlegał się dźwięk kobiecego głosu, wypowiadający jakieś imię, zareagowałem na nie. Niestety Pańcia Mufiego nie zrozumiała  i nie dosłyszała. Ale węszyła dalej, niczym jakiś szpieg. Gdy wskoczyłem na ów płot, osiatkowany tylko z przedniej strony, dyskretnie poszła sprawdzić numer mojego domu. W oknie widniała tabliczka z podobizną trzech różnych futrzastych: Rudego, Czarnego i mnie. Zapamiętała, że ten numer to 97. Zdziwiła się, gdyż Ryba przesiadywał w oknie pod nr 101. Niebywale- pomyślała. Nie dość, że jej ukochane Ruski, to  jeszcze sąsiedzi. Niewiele się zastanawiając, nadała mi po tym wszystkim robocze imię Agent 97, co zaakceptowałem. Zakazałem jej się mazać, po czym zaprezentowałem wskok na płot, taki sam, którym w przeszłości zachwycał Mufasa. I co? I wzruszyła się. 












Nie beczeć mi tu!




Ją też chcę Was spotkać. A nie tylko okno i okno. Ryba.






Podprowadziłeś mi muszkę Cwaniaczku!  Na szczęście pozostał mi żabocik i skarpetki☺️ Żabocik.


poniedziałek, 23 października 2023

1343. Mufasa ponownie w lecznicy

 W październiku nie tylko ja niespodziewanie musiałem udać się do lecznicy weterynaryjnej. Ta niedogodność spotkała również Niebieściucha! Kilka dni po moim zabiegu Król Mufasa Stary doświadczył czegoś, czego jeszcze nigdy nie zaznał  Stracił chwilowo orientację w terenie, nie wiedział, gdzie jest i do tego przestał widzieć. Chodził po pokoju, uderzając głową o takie przeszkody jak kanapa, czy krzesło. Nie potrafił trafić do miski, a żałośnie wydobywający się jęk z jego pyszczka, wskazywał na strach, z jakim Mufi wtedy się zmagał. Nic nie mógł znaleźć i chodząc wte i wewte sprawiał wrażenie, jakby uczył się pomieszczenia na nowo. Stracił na jakiś czas wzrok, pełne źrenice wypełnione czarną barwą nie reagowały na światło. Dopiero potem za jakiś czas wszystko wróci do normy. Przerażeni Ludzie podejrzewali najgorsze. Dreszcz przeszywający ciało płaczącej od pierwszej sekundy Pańci, podniósł na tyle poziom stresu w jej organizmie, że aż odezwał się jej zegarek, gromadzący jej dane zdrowotne z komunikatem, aby odpoczęła. Z kolei jej łzy to chyba przeszły w chmury, z których potem bez przerwy padał deszcz. Pańcio może nie płakał, ale na tyle to wszystko przeżył, że jego waga w ciągu doby spadła o 1 kg. O ile Pańcia nie dała rady i przysnęła, o tyle Ludziowaty czuwał przy Mufasie całą noc, by potem z rana podjechać do lecznicy i umówić Ruska na jak najszybszą wizytę. Po kilku godzinach we troje pojechali, mając w tyle głowy, że może to być ostatnia podróż Niebieściucha do gabinetu weterynaryjnego. Na miejscu przyjęła ich- mająca tamtego dnia dyżur, Pani Weterynarz, m.in od gryzoni. Moja ulubiona! Jej cudowne dłonie, którymi badała niejednego chomika, czy świnkę morską, a może i szczurka, dotknęły futrzastej kocioosoby Mufasy. ( Aż mi z wrażenia na grzbieciku zakręciły się loczki:)). Po wywiadzie z naszymi Ludźmi, sprawdzeniu stanu jego zdrowia, a także reakcji źrenic na światło, ustaliła, że nasz Domowy Król doświadczył ataku epilepsji, czy kociej padaczki. Pani Weterynarz wytłumaczyła naszym Człowiekowatym co i jak, poinformowała, co robić, przekazała, żeby w razie kolejnego ataku otoczyć Mufasę opieką i zapewnić mu bezpieczeństwo, aby np. nie spadł ze schodów. Przy okazji okazało się, iż sama jest właścicielką rosyjskiego niebieskiego, młodszego o 2 lata od Niebieściucha i że będzie teraz wiedziała, czego się spodziewać, gdyby jej domowy Rusek doświadczył ataku padaczki. Aktualnie Mufasio odpoczywa, a ja nie mogę się nadziwić, jak to się stało, że moja ulubiona Pani Weterynarz nie wybrała dla siebie kotowatego rasy Maine Coon.





-Dziadzio ze mnie, a pomyśleć, że jeszcze rok temu biegałem po schodkach i zachęcałem Ludzi do zabawy w berka. A teraz? Kocyki, podusie, odpoczynek i życie w zwolnionym tempie. I jeszcze ten atak kociej epilepsji. 





-Spokojnie, ja Olbrzymo czuwam! 

🤔

wtorek, 10 października 2023

1342. Zapalenie dziąsła


Sądziłem, że po dużym przeglądzie, któremu zostałem poddany latem, prędko moje łapki nie postaną w lecznicy dla zwierząt  Myliłem się. Moje kilkutygodniowe uporczywe zgrzytanie zębów, których dźwięk po posiłkach coraz bardziej narastał, irytując nas wszystkich, zmusił Ludzi, aby mnie ponownie umówić na wizytę. Pańcio nagrał mnie podczas pędzlowania miski, by potem video pokazać Panu Weterynarzowi, aby mu naświetlić problem i aby wiedział się ze mną dzieje. Innego wyjścia nie było, jak przywieźć mnie do gabinetu. Przybyłem w bestii, czyli wielkim, czarnym transporterku na kółkach, przeznaczonym dla psowatych, hmm, i to na czczo! Podczas zabiegu zostałem poddany narkozie , a Pan Weterynarz usunął mi narośl po lewej stronie pyszczka, utrudniającej gryzienie i spożywanie jedzonka. Próbkę opuchlizny wysłał do innych weterynarzy, aby sprawdzili, czy nie zaatakował mnie rak! Hmm. Po kilku dniach okaże się, że nie. Pozostawione szwy z czasem zniknęły, ale wciąż trudno ziewać mi jak dawniej. Na szczęście żadnych ząbków nie straciłem. Pańcio mnie zawiózł do lecznicy, czego przez kilka dni nie mogłem mu przebaczyć, gdyż ubzdurałem sobie, że naraził mnie na stres i ból. Odebrała zaś Pańcia-wybawicielka, jak to określił Ludziowaty. Żalił się jej, iż z mojej perspektywy mogło wyglądać to tak, że on to ten zły, a ona to ta dobra. Odpoczywałem i dochodziłem do siebie w pokoju zabiegowym, zwanym przez Ludzi- szpitalem. Obok mojego „łóżka” odpoczywał inny kotowaty. Wcześniej zadzwoniono do Człowiekowatej, mówiąc że już się wybudziłem, a gdy kilka godzin później usłyszałem jej głos na recepcji, od razu mi ulżyło. Pani Asystentka opowiedziała, co mi robiono i przekazała wszelkie informacje, po czym wprowadziła moją Właścicielkę do miejsca, w którym jeszcze kilka godzin wstecz spałem pod narkozą. I co? Na widok  Pańci z pozycji siedzącej, powstałem, wydobywając delikatny dźwięk z nieco brudnego od krwi pyszczka. Chciałem się przywitać. A ona? Nie potrzebowała nawet sekundy, żeby natychmiast zapłakać i to w obecności Pani Asystentki, tudzież Technik, a może Techniczki? :) Nie pomruczę, ale mały wstyd był. Zawstydzona Pańcia przeprosiła tamtą Panią, która życzliwie zareagowała, zapewniając, że rozumie zachowanie mojej Człowiekowatej. Dodała nawet, iż sama posiada swoje zwierzaki i tak samo przejmuje się i martwi o nie. Podejrzewam, że gdyby Pan Weterynarz mnie wydawał Ludziowatej, starałaby się trzymać emocje na wodzy, a dopiero potem wybuchnęłaby łzami. 










Po powrocie do domu regenerowałem się, choć początkowo wyglądałem bardzo słabo. Z czasem nabierałem siły i mogłem dostać małe ilości pożywienia… na łyżeczce, którą sterowała Pańcia.