niedziela, 6 lutego 2011

380. Ursusik po kociosesji


  Drodzy Czytelnicy! Bardzo uradował mnie fakt, iż podczas mojej nieobecności na blogu, spowodowanej moją pierwszą kociosesją, starał się umilić Wam czas mój nietuzinkowy Pradziadzio Pavarotti. Co więcej moi Siostrzeńcy również nas odwiedzili! Cóż to za wspaniałe młode Kocurra! Siostrzenice też niczego sobie! To podwójna radość, chociaż nie zawaham się pomruczeć, że potrójna! Potrójna, ponieważ zaliczyłem kociosesję w pierwszym terminie! Moje naprostowane pędzelki na uszkach oraz ogromny czupurek na grzbieciku, zdobiący moją kocioosbę, tylko potwierdzają, jak bardzo jestem zadowolony i szczęśliwy.  luzak 
   Może nie wszystko przebiegało, jak należy, szczególnie jeśli wezmę pod uwagę egzamin z Warczingu i syczingu u prof. Filemoncii Białej, która przemaglowała mnie na wszelkie, możliwe sposoby, ale najważniejsze, że mnie nie oblała. I wcale nie chodzi o Panią Wodę! hehe  Zamiast skupić się na pytaniach opartych na tematach omawianych w jej książce, pt. "Praktyczne zastosowanie warczingu", o której już Wam wspominałem, ona zaczęła wypytywać mnie o historię warczingu i syczingu, sięgając aż do kociohistorii! Nie wiedziała jednak, że w wolnych chwilach podczytuję dalsze losy królów Kociopolski i nie sądziła, że będę wiedział,  który kociowładca wynalazł i wprowadził w życie metodę warczingowo-syczingową.  Przygotowałem się solidnie, opanowując materiał wręcz do kocioperfekcji. Białaska nie kryła zdziwienia i oburzenia z powodu mojej ponadprzeciętnej wiedzy, a w jej niebieskich oczyskach od czasu do czasu pojawiał się tik nerwowy. Co więcej, kiedy objaśniłem jej, że to król Filemon Zaborczy, luzak  swoją drogą jej ulubiony kociowładca, co mnie wcale nie zdziwiło, stoczył walkę na warczing i syczing z królem Ursusem Wąsatym, zwanym Wielkim, którą niestety ten ostatni przegrał, w wyniku czego musiał oddać kilka zdobytych wcześniej połaci ziemskich, nie potrafiła już zamaskować swojej złości. Z niewyobrażalną wściekłością wpisała mi zaliczenie do kocioindeksu, warknęła coś pod wąsem i natychmiast wyprosiła mnie z gabinetu. Drodzy Czytelnicy, poczułem, że tak nie może być! Wzburzony i podirytowany zadzwoniłem do Pradziadzia Pavarottiego, aby jednocześnie pochwalić się zdanym egzaminem, ale także trochę mu się wyżalić. Wspierała mnie też moja Narzeczona Pusia.
  Z kociołowiectwa zdawałem egzamin praktyczny. Polegał on na zaprezentowaniu jak najlepszej techniki łowczej, umożliwiającej zdobycie owada, tzw. metodą z pierwszego tłuczenialuzak  Na tym polu zaprezentowałem się również wybitnie. Moimi umiejętnościami zaskoczyłem pozytywnie kociowykładowcę i bez problemu uzyskałem zaliczenie.
   Natomiast na KAWK-u kociosesja poszła mi szybko i sprawnie, nawet z kotelektryki dałem sobie radę, a z pędzlingu na czaswypadłem najlepiej na całym roku! Nie stałoby się tak, gdyby nie codzienne treningi czyszczenia miski pod okiem Niebieściuchowego oka i porad Pradziadzia Pavarottiego. Treningi te sprawiły, iż nie tylko wzrosła moja forma, ale także waga, gdyż osiągnęła 7.9 kg, z czego z kolei nie cieszy się moja Pani.

   Dobrze, że niebawem ferie, to w końcu odpocznę. Po tak wytężonym, czasie kocionauki, należy mi się... luzak 
Kot_Ursus
29 łapek (comments)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz