piątek, 30 września 2016

865. Olbrzymo u weterynarza

  Sprawa oka Niebieściucha przyćmiła:) ostatnio fakt, że w domu jest jeszcze moja kocioosoba. Zawsze jeździliśmy wszyscy razem na wizytę kontrolną do weterynarza i coroczne szczepienie, ale w tym roku stało się inaczej. Mufasa załatwił sprawę przy okazji wizyty w związku z zespołem Hornera sprzed dwóch tygodni, tak więc musiałem udać się do lecznicy samotnie. No nie tak dosłownie, ale tylko z Pańcią, gdyż Pańcio akurat nie mógł. Do swojego roweru przywiązała nasz koci pojazd, zwany kociorvette, biorąc tym samym na siebie odpowiedzialną funkcję szofera, gdyż to ona musiała wieźć wózek ze mną w środku. Pan weterynarz mnie powitał, wziął na ręce, obejrzał, zbadał, zaszczepił, trochę mnie obgadał, hmm, pożartował, Pańcia wspomniała o oku Mufasy. Ja tymczasem jak zwykle zrobiłem furorę moją kocioosobą. Zachowywałem się grzecznie, wolałem nie zadzierać z Panem weterynarzem z uwagi na to, że w swojej szafce trzyma igły i strzykawki, a pokój dalej jest taki miniszpital, w którym pod narkozą wyrwał mi chore zęby! Także nie fikałem:). Okazało się, że ze zdrowiem u mnie w porządku, waga w normie 8.26kg), za którą Ludziowata została pochwalona. Cieszyła się, bo przecież utuczenie mnie nie wróżyłoby niczego dobrego. Po wizycie w lecznicy moja Właścicielka zrobiła mi małą niespodziankę. W połowie drogi zatrzymała się przy nieznanym mi miejscu, po czym wyjęła mnie z kociorvette i na smyczy poprowadzila mnie ku czemuś, co nazwała kniejami:) Wiedziała, że mi się spodoba, tak więc pozwiedzałem sobie nowe krzaczki, zarośla, nawet dróżkę.  Spotkaliśmy nawet psowate z ich właścicielami, którzy zainteresowali się i pozytywnie zareagowali na mój widok. 
A pózniej wróciliśmy do domu, gdzie czekał na nas Pańcio...


Kombinowałem, jak by tu się wydostać z poczekalni weterynaryjnej...
W kocim pojeździe "kociorvette".

Żeby nie kojarzyć jazdy kociorvette tylko z weterynarzem, Pańcia zabrała mnie na krótką przechadzkę. Było co oglądać... 
zwiedzać...
i obwąchać...

piątek, 23 września 2016

864. Niebieściuchowe oko po tygodniu

  Rusek szczęśliwie ma się dobrze, gdyby nie jego oko nikt by nie zauważył zmian w jego Niebieściuchowym życiu. Tylko mnie nie wolno się z nim bawić, (na razie), a o kociarate i innych kocich zapasach mogę na dłużej zapomnieć. Co ja zrobię, że jestem taki silny fizycznie, że byle kocia walka i od razu problemy- no cóż moje imię nie zostało mi nadane z przypadku :) Wraz z Ludźmi nie mogę się doczekać, żeby wszystko wróciło do normy z Mufasim okiem.
A my porównujemy, czy coś się poprawiło i wydaje nam się, że tak. Oby!

Pierwsze zdjęcie sprzed tygodnia:
16 września

I drugie z dzisiaj:
23 września- widać już źrenicę. Oby szło ku lepszemu. Będziemy sprawdzać za kilka dni, co tam słychać z okiem.


poniedziałek, 19 września 2016

863. Zespół Hornera

  Po wizycie w lecznicy dowiedziałem się, co stało się Mufasie. Po wywiadzie z naszymi Ludźmi na temat jego zachowania, apetytu, co się dzieje w kuwecie i obejrzeniu Niebieściuchowego oka, pyszczka, zmierzenia temperatury itp., Pani weterynarz, zastępująca naszego Pana Weterynarza, stwierdziła,  że to Zespół Hornera!!! Nasi Właściciele pierwszy raz o czymś takim usłyszeli.  Co więcej, okazało się, a przynajmniej pojawiło się takie podejrzenie, że to moja wina! Mea cupla Olbrzymowa! A to dlatego, że swoim gabarytem potrafię- zwykle nieświadomie- zrobić krzywdę Ruskowi. Tym razem prawdopodobnie zahaczyłem go łapą lub ugryzłem w karczek i narobiłem kłopotów, przerywając mu połączenie nerwowe z okiem. Kto by pomyślał, że mój Współmieszkaniec to taka wrażliwa kocioosoba?

Pańcia znalazła artykuł pewnej Pani Weterynarz specjalizującej się w okulistyce i zacytujemy kilka zdań:

U części zwierząt z zespołem Hornera nie udaje się ustalić pierwotnej przyczyny. Mówi się wówczas o idiopatycznym zespole Hornera. [...]
Objawy idiopatycznego zespołu Hornera zazwyczaj cofają się samoistnie po około 4-8 tygodniach i nie wymagają leczenia."

http://weterynarz-okulista.blogspot.nl/2013/12/zespo-hornera.html

  I to samo powiedziała badająca Mufasę Pani weterynarz. Musimy czekać nawet 2 miesiące... Aktualnie nie wolno mi zaczepiać Ruska, Ludzie natychmiast nas rozdzielają, kiedy próbuję go zachęcić do kocich zapasów.  Poza tym on dużo odpoczywa i śpi. Trochę mu się schudło, waga spadła do 3.98kg, co jest rekordem, ale niebywale dopisuje mu apetyt i wyjada moje smakołyki. Hmm, musi odrobić ostatnie dni, niech mu będzie ;)

niedziela, 18 września 2016

862. Nieszczęście!

  Stało się nieszczęście! Ni stąd ni zowąd Niebieściuch po przebudzeniu nagle wyglądał tak: 



Buuuu

Coś stało się z jego okiem.
Czeka go wizyta u weterynarza...

piątek, 16 września 2016

861. Spanko w stylu grzbietowym :)

  Zmagania olimpijskie dawno za nami, choć wciąż trwają paraolimpijskie. Dzięki Panu Telewizorowi dowiedziałem się, że na obydwu tych imprezach sportowych trwała rywalizacja na pływalni. Ludziowaci sportowcy pływali różnymi stylami pływackimi, m.in. klasycznym, motylkowym, czy grzbietowym. Moja kocioosoba postanowiła bliżej przyjrzeć się temu ostatniemu, po czym po mozolnych treningach:) najpierw w koszyku, a potem na kocyku zaprezentowała spanko- tudzież harówkę- w stylu grzbietowym...Muszę przyznać, iż niełatwa to technika...:) 



Trzymajcie mnie! Pływak się znalazł! Phi!
Jerzyk.
http://dinoanimals.pl/zwierzeta/jerzyk-najszybszy-ptak-swiata/

:) 

środa, 14 września 2016

860.Programiści w pythonie i swift ;)

  Upał za oknem choć cieszy, to jednak trochę nas zmęczył, przez co zmusił do pozostania w domu. A konkretniej w łóżku Ludzi,  zwanym przez nas łóżeczkiem :) Otuleni w pościeli, zawieszeni pomiędzy snem a jawą, z naciskiem na sen, w którym śniliśmy o programowaniu w jerzyku ( swift) i innych ptakach, poczuliśmy czyjąś obecność. :)
Na pytanie Pańci, co porabiamy, jakby nie wiedziała, że harujemy, odmruczeliśmy, że to skomplikowana sprawa. Przecież nie powiemy, że programujemy w swifcie, czyli jerzyku, czy w pythonie...niewiele by zrozumiała.


Chłopaki! Nie w takich językach się programowało! Python co to dla mnie!
Skopiowane z link

A ten swift, tudzież jerzyk to szkoda czasu, dobrze że nie chodzi o jeże...
Jerzyk: paskudne Kociska!
Programiści się znaleźli...


:-)