środa, 22 marca 2023

1310. Wilson

  Moje nocne przebywanie w ogródku zwykle kojarzyło się Ludziom z czynną regulacją populacji myszy i szczurów. Jeśli nie czynną, to przynajmniej bierną, z obserwacją, nasłuchiwaniem w bezruchu i planowaniem zdobycia łupu. Tym razem oszukałem wszystkich. Moje Ursusikowe uszy i pędzelki namierzyły inny podejrzany obiekt, który krążył za płotem. Domyśliłem się, że nie chodzi o gryzonie, psowate, wołowate i tym podobne. Odgłos stąpających łap delikwenta mógł być tylko koci i dochodził z Krainy Garaży. Jednak ów Futrzasty Jegomość nie należał do jej części. Szwendał się, nie bacząc iż Trzy Kawowe Królowe, wciąż walczące o tron, mogą go zamknąć w którymś z lochów, zwanych kanciapami. Okazało się, że to kocioosobnik rasy brytyjskiej o kolorze futra, jak u Ruska, zamieszkujący jeszcze dalsze tereny. Lasek i kanały, położone o jakiś kilometr od nas. W świecie człowieczym nie tak wiele, ale dla nas? Jak Brytyjczyk do nas trafił, nikt nie wiedział. Nozdrza Puchatej kociej postaci obwąchiwały nasze drzwi ogródkowe. Namierzyłem gagatka przez szparę w płocie, pytając go, kim jest i skąd przybywa. Zamiast odpowiedzieć, wdrapał się na płot, z którego przeskoczył na nasze drzewko, by po jego korze wylądować na trawce. Ruch jego kocioosoby uruchomił czujnik zewnętrznego światła, które spowodowało, że łobuza zauważyła z kanapy Pańcia. Wydawało jej się, że zna Brytyjczyka, gdyż jakieś 3 lata temu, spotkała go na swej drodze. Widziała go, o ile to on, potem jeszcze kilka razy, ale jakiś kilometr od domku. Zdziwiło ją to. Na widok Futrzaka otworzyła drzwi, a Niebieski Grubasek, bez zawahania, wprosił się do środka. Pańcia aż westchnęła, mówiąc Pańciowi, jak to jej się przypomniały stare czasy, gdy odwiedzała ich Biała Filemoncia, od której wszystko, co kocie w ich życiu się zaczęło oraz dawna Sąsiadka Czarnulka Luna. Tym razem Ludziowata nie wiązała z mruczącym gościem żadnych planów, nie dopuszczała już do siebie takich emocji. Za dużo. Ale chciała go jakoś nazwać. Jak zwykle. Początkowo padło na Winstona, z racji nazwy rasy, ale grubymi nićmi szyte skojarzenie z pewnym człowiekiem, zniechęciło ją. Zmieniła więc na Wilson. Brytyjczyk chyba zaakceptował swoje robocze imię, czemu dał wyraz, ocierając się o jej łydkę. Następnie chodził zaciekawiony po naszym Domowym Królestwie, obwąchując wszystko. Obserwował mnie swymi bursztynowymi oczami, a ja jego mymi żółtymi, jakby chciał rzec I am watching you :) 






Co za wszędobylski Amerykaniec!!!





Szybko  obaj się zorientowaliśmy, że język krajów naszych Przodków, to ten sam język! Może z małymi różnicami, ale zawsze. Kociompromitacja! Gdyby nie moja cierpliwość i Olbrzymowe doświadczenie kociożyciowe, nie pozwoliłbym Wilsonowi szarogęsić się po pokoju. Trzymałem wszystko po kontrolą. Gdy już wszędzie zajrzał i rozgościł się na kanapie!!!, w końcu zapytał:


-A gdzie Król Mufi-Mufasa? Czy zejdzie, abym mógł go powitać? Tyle o nim słyszałem!



-No gdzie? 

Hmm…

😁

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz