środa, 2 marca 2011

385. Tajemnica Pradziadzia Pavarottiego, cz.2


 Kiedy tak siedzieliśmy przy stoliku w “Zielonym Wiadrze” luzak  nie mogłem się nadziwić jak to możliwe, by z tak żwawego i wesołego na co dzień Pradziadzia Pavarottiego, nagle przeobrazić się w kocioosobę przygaszoną, skrytą i zamkniętą w sobie. Do tego Pradziadzio sprawiał wrażenie smutnego i lekko zestresowanego. Poprawił pędzelki na uszach, zaczesał futerko na głowie i spoglądając mi w oczy, zaczął swą opowieść...

-W czasach, kiedy byłem młodym, dobrze zapowiadającym się kocim studentem Kociarvardu, niczym Ty teraz Ursusiku, światem, w którym żyłem, rządziły kociokonwenanse i określone zasady. Każdy z nas: maine coonów, musiał się im podporządkować, a każdy sprzeciw natychmiast tłumiono. 

-Co masz masz na myśli Pradziadziu?

-Po dostaniu się na Wydział Filologii Kociowłoskiej, w skrócie Kocioitalianistyki luzak , z uwagi na moje bardzo dobre wyniki w kocionauce, poproszono mnie na ostanim roku, abym został przewodniczącym Koła Kocionaukowego. To wielkie wyróżnienie i zaszczyt, więc natychmiast się zgodziłem. Koło te zrzeszało najlepszych studentów każdego wydziału Kociarvardu. Nie zapomnę tamtego dnia, kiedy na drugich zajęciach pojawiła się Ona. Najpiekniejsza Kocia Dama jaką moje oczy widziały!  

 Tu Pradziadzio przerwał, po czym węstchnął. Przetarł łapką swoje futerko na głowie i kontynuował... haha 

- Była najlepszą kocią studentką na Wydziale Syczingu i Warczingu luzak , zdolną i inteligentną, oprócz tego niezwykle skromną, delikatną, o niebywałej urodzie. O takiej Kociej Pannie marzył wręcz każdy Kocurro! Obawiałem się o moje maine coonowe serce i to wcale nie z powodu tlącego się ryzyka przerostu mięśnia sercowego w przyszłości, ale z powodu szybkości, z jaką mi biło, kiedy na Nią spoglądałem. Bardzo szybko odzwajemniła moje uczucia i co tu dużo mruczeć, zakochaliśmy się w sobie do szaleństwa. Nie przeszadzało mi nawet to, że nie słyszy i ma klapnięte ucho. Któregoś dnia spotkanie Koła Kocionaukowego odbyło się na zewnątrz w Kociokampusie Studenckim. Wtedy też zrobiłem Jej zdjęcie, które potem zamknąłem w tajnej szkatułce na klucz i zachowałem dla siebie na zawsze. 

 Wtedy to Pradziadzio wydobył ze swej torby małe pudełeczko z niewielką kłódką, które natychmiast otworzył. Po podniesieniu wieczka, na samym dnie leżało stare czarno-białe zdjęcie, lekko podniszczone przez upływający czas, przedstawiające jego wybrankę serca. 


 Widząc, kto nią był, poczułem jak dreszcz przeszywa moje Olbrzymowe ciało, a pędzelki opadają na uszy. Bynajmniej nie ze szczęścia! Od razu rozpoznałem widniejącą na nim podobiznę, po czym patrząc na tę tajemniczą fotografię, zapytałem lekko skrzywiony:

-Pradziadziu, chcesz mi pomruczeć, że Twoja pierwsza miłość to ta sama prof. Filemoncia Biała, która dziś pełni funkcję Kociorektora Kociarvardu? Ta ta sama wyniosła i nie znosząca mnie Damulka Białaska?  luzak 

-Tak Prawnusiu, to prawda, z tym, że Ona w latach swej młodości nie przypominała tej dzisiejszej z charakteru. To niestety poniekąd po trochu moja wina i ciężko mi się z tym pogodzić...

-Pradziadziu, co masz na myśli?

-Wspominałem Ci już o kociokonwenansach w latach mojej  młodości. Dziś wszystko wydaje się takie proste, ale nie wtedy. Kiedy pewny swego, iż to z Filemoncią chcę spędzić resztę mojego kociego życia, oświadczyłem się Jej, a Ona się zgodziła, postanowiłem przedstawić Ją mojej Rodzinie. Liczyłem, iż zaakceptują nasz związek i przyjmą moją Narzeczoną z otwartymi łapkami. Niestety pomyliłem się i zamiast życzyć nam szczęścia, oni, a szczególności moja Babcia, a TwojaPrapraprababcia Whitney Houston nie wyobrażała sobie, abym poślubił nierodowodową Kotkę, do tego niesłyszącą, z defektem urody w postaci klapniętego ucha, podczas gdy ja odznaczałem się słuchem absolutnym i ponadprzeciętnymi umiejętnościami śpiewaczymi. Babcia oczekiwała, iż zamiast ożenku, będę kontynuował moje kociostudia w Kotserwatorium w Kotonolulu, gdzie miałem już zapewnione miejsce po ukończeniu Kociarvardu. Wiedziała, że marzyłem o studiowaniu w klasie śpiewu, ale zagroziła, że jeśli nie zastosuję się do jej zaleceń, moje miejsce w Kotserwatorium zajmie inna kocioosoba, a ona nie pokryje kosztów mojej kocioedukacji. To był dla mnie cios w samo serce Prawnusiu! Nie umiałem się sprzeciwić presji otoczenia i postawić na swoim, czego zawsze będę już żałował.

-Pradzadziu, to straszne! Jak Prapraprababcia mogła tak pomruczeć?
Przecież rodowód o niczym nie świadczy? Ale przecież Ty wziąłeś koci ślub z moją Prababcią, czyż nie?


-To prawda Prawnusiu. Moje życie zaplanowano do tego stopnia, iż wybrano mi już Żonę, z która ożeniłem się z tzw. rozsądku, zaraz po ukończeniu Kotserwatorium w Kotonolulu. Co prawda Dreamlike, czyli Twoja Prababcia należała do równie pięknych i zacnych Kocich Dam, którą na swój sposób kochałem i szanowałem, ale moje serce biło mocniej tylko dla Filemoncii.

http://www.chat-mainecoon.com/pages/reproducteurs/pedigrees/parentsDream.htm

Co więcej ta niespełniona miłość i rozdzielenie mnie z Filemoncią, przyczyniło się do tego, iż na zawsze zmieniła swój stosunek do wszystkich, w szczególności Kocurów. Poświęciła się karierze kocionaukowej, zrobiła kociodoktorat, opublikowała wiele ciekawych artykułów i wydała sporo ksiażek, ale stała się wredna i obrała drogę samotnika. Nigdy już nie chciała ze mną mruczeć, ani mnie widzieć. Potem Jej losy potoczyły się tak, iż poznała Twoich Ludzi, co tylko świadczy o tym, jaki ten świat mały. haha  A kiedy już im zaufała, pojawiliście się Wy i ponownie obraziła się na cały świat.


-Pradziadziu, to teraz rozumiem, skąd jej niechęć do mnie! 
-Przepraszam Cię Ursusiku za to, ale dopóki masz wiedzę, Ona Cię nie obleje. Dasz radę.
-Pradziadziu, a jak Ty sobie dziś radzisz z tą całą sytuacją?
-Prawnusiu, pogodziłem się i staram się czerpać z kociożycia, co najlepsze. Doradzam Tobie, spędzam czas w Piwnicy pod Kocurrami, gdzie choćby jestem członkiem Olbrzymowej Ligi w Kociohokeja
Ale wiedz jedno, nawet jeśli Twoja Narzeczona nie posiada pisemnego rodowodu, nie wolno Ci z Nią zrywać!   
-Wiem o tym! Rodowód nic nie znaczy w naszym kocim życiu i nie może stanowić przeszkody do bycia razem! 

Drodzy Czytelnicy, po wysłuchaniu opowieści Pradziadzia Pavarottiego nie potrafiłem już skupić się na zajęciach. Pomyślałem sobie, że gdyby nie ówczesne kociokonwenanse Białaska byłaby moją Prababcią! Hmm.... nie powiem 


 hehe 
Kot_Ursus
25 łapek (comments)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz