niedziela, 28 lipca 2013

562.. Pierwsze rosyjskie razy

Tu Mufi-Mufasa. Tyle lat już jesteśmy z naszymi Ludźmi, ale jakoś nigdy dotąd nie wiedziałem o kilku- jak to określili- pierwszych rosyjskich razach, których doświadczyli w swoim życiu. Podczas niedawnego wspomniania, a lubią wspominać, nie pomruczę, przypomnieli sobie, że:

- pierwszym językiem obcym, jakiego się uczyli był rosyjski! A to tak odległa przeszłość, że aż trudno uwierzyć. Ponoć wtedy sklepy świeciły pustkami, ponoć nasi Ludzie zajmowali rodzicom kolejki w mięsnym, a w telewizji istniały dwa kanały! Nie dość, że mnie nie było na świecie, a nawet w planie, to moi Ludzie w ogóle się jeszcze nie znali, a nawet nie posiadali dowodu osobistego! To jakaś prehistoria! :)


- pierwszym lot samolotem w ich życiu to podróż do Sankt-Petersburga, czyli do kraju moich przodków! Mimo że każde z nich odwiedziło inny kraj za pierwszym razem innymi środkami transportu, tak pierwszy lot samolotem na zawsze pozostanie TEN do Rosji. Nic tego nie zmieni! Lot miał miejsce w czasie, kiedy Ludzie już się znali, ale kółka na palcu nie nosili, choć planowali. Z kolei mnie nie było jeszcze w planach, zarówno w hodowli, jak i w życiu Ludzi, bo wówczas żyli w błogiej kociej nieświadomości. Tzw. era przedkocia:)  Odległa przeszłość, ale już nie tak bardzo. :)





- i wreszcie pierwszy kot w życiu, którym okazałem się Ja, czyli rosyjski, zwany potocznie Ruskiem. 

Rzeki Newa w Sankt-Petersburgu musiała szepnąć moim przyszłym Ludziom, że ich przygoda z "rosyjskością" tak szybko się nie skończy :) Rosyjskością w futrzastym wydaniu.

- pierwszy wiersz Pańci w ogóle może nie dotyczył bezpośrednio mnie, choć nas kotów, ale został zapisany w notesie właśnie z Sankt-Petersburga! 



Olbrzymo może sobie tylko pomarzyć!
Hmm....


piątek, 26 lipca 2013

561. Osa zła!

Phi, Kocisko chyba sobie urządza żarty! Że niby ta Czarna Luna przypomina mu osę? I jeszcze ten klub UL, to by się pszczoły uśmiały. A sio mi stąd Futrzaki!
Swoją drogą sama nie wiem, skąd się wzięłam w tym domu? Prawdopodobnie miałam dekorować ogródek, czy coś w tym rodzaju...Kto to teraz odgadnie Hmm

luzak

środa, 24 lipca 2013

560. Letnie pogawędki Luny i Ursusa


Dzień przed koszeniem....

Ursus: Może moi Ludzie widzą sens w koszeniu trawy, ale na pewno nie ja...
Luna: Moim zdaniem to też nikomu niepotrzebne, bo można sobie posiedzieć w zaroślach, poobserwować ptaki i owady z ukrycia, a tak co? Od razu nas widać. Jednak i tak wolę odpoczywać u Was, niż u siebie...
U:  A to dlaczego?
L: Bo u Was jest jeszcze jakaś trawa, a taka dzika jest najlepsza! Moi Ludzie pozbyli się jej całkowicie, zastępując ją płytami chodnikowymi. Do tego kopcą jak lokomotywy i futerko mi śmierdzi. Twoi Ludzie też cierpią z tego powodu- jako bierni palacze- i mają mrucząc krótko dość. Podirytowani muszą zamykać okna, przez co nie mogę do Was zajrzeć.
U: Za Ludźmi nie trafisz niestety, współczuję Ci, ale nie masz tak źle z uwagi na te przecudowne oczko z rybkami. Mniam, gdybym tylko mógł do Was przeskoczyć. 
L: Wierzę Ci, ja nawet podregulowałam swego czasu populację ryb w oczku wodnym i przyniosłam ją w prezencie Twoim Ludziom z okazji rocznicy ich Dnia Kółka. Pamiętasz? 
U: Oczywiście, że pamiętm, tyle że nie mogłem się nią nacieszyć, bo moi Właściciele schowali ją i dokądś wynieśli.
L: Może do którejś z ich skrytek? 
U: Mam obawy, że do Pana Śmietnika. Cwaniaczek zawsze zabiera ich zbędne rzeczy i nie wiadomo co dalej się z nimi dzieje...Hmm
L: Teraz przez te upały pełno much kręci się wokół Panów Śmietników, ale nie mam ochoty na nie polować.
U: Ja podobnie, zresztą kiedy już miało się w pyszczku prawdziwego ptaka, to czym jest taka mucha, czy komar. To nuda jednym słowem :)
L: Oj żebyś wiedział Olbrzymie, jak Cię rozumiem. Ale pszczółkę, osę, czy bączka też przekąszę. Hmm..
U: No co Ty?! Pszczołę? Ostatnio próbowałem pobawić się w kotka i bączka, a może trzmiela:), ale gdy tylko moi Ludzie zobaczyli, co knuję, natychmiast uratowali go i wypuścili od drugiej strony domu. Z pszczołami i osami robią podobnie. 
L: Wielka mi rzecz zjeść pszczołę. Raz to zrobiłam na oczach Twojej Pańci, a ona złapała się za głowę. Nie mogła uwierzyć, w to co widzi! Pomyślałam, że powinna się zdecydować, czy mamy regulować populację owadów, czy nie. Bo jeśli oberwało się nam za muchy i komary, to niby czym różnią się od nich pszczoły, osy, bąki albo trzmiele?
U: Są bardzo pożyteczne,  szczególnie pszczoły. To ma związek z niejakim zapylaniem kwiatów, czy coś takiego. Gdyby ich zabrakło, byłoby bardzo źle. Tak mruczał mój Pradziadzio Pavarotti. A wiesz, jak tak na Ciebie patrzę, to przypominasz mi trochę osę, przez żółty i czarny kolor, którymi możesz się pochwalić. Jedynie żądła brak, choć potrafisz na mnie naprychać!
L: Taka moja natura, ale nie mrucz, że tak często to robię...(co innego z Niebieściuchem)...
U: Tak sobie gawędzimy o owadach, a mnie przyszło do głowy i pędzelków zresztą też:), że połączenie pierwszych liter naszych imion daje UL! Jak taki domek dla  pszczół.
L: A to ci heca....A może powstałby w okolicy klub UL?
U: Hmm, może może....Uwaga, moje ludziowate idą, udawaj zmęczoną...
L: Wiem, wiem :)

niedziela, 21 lipca 2013

559. Operacja "Kosiarka" wykonana!

   W poprzednim wpisie zapomniałem wspomnieć, że do grona pomocników Pańci- w kwestii regulacji populacji much i komarów- należy również nieodżałowany Pan Elektrofurminator. Nasza Właścicielka stawia też na ekologię i dlatego pozwala Panu Pająkowi wić sieć w rogu pokoju. Kto to widział! Ale nie za nic!  Postawiła mu warunek, że ma za zadanie wyłapywać wszelkie inspekty, a jeśli nie będzie skuteczny, Pańcia go wyprosi na trawkę. Także Cwaniaczek działa :) Pańcio nic nie komentuje, tylko podśmiechuje się z nieopisanej niechęci Pańci do much, komarów i innych utrudniających życie insektów oraz jej domowego owadziego szaleństwa.

  Tymczasem upalne dni przyczyniają się też do tego, że trawa rośnie jak oszalała. Dlatego też nasza Właścicielka nie bojąc się już Pani Kosiarki, poprosiła ją o współpracę i w dwa dni skosiła dwa trawniki. Nie dałaby rady za jednym razem, pomimo że nie należą do zbyt ogromnych. Pozbyła się też chwastów z płyty chodnikowej, zasadziła kilka roślin, podlała Panem Wężem ogródek, zmiotła starą trawę i chodnik i choć potem ręce trzęsły się jej, jako że to spory wysiłek fizyczny dla niej, a do tego podpiekła się na czerwono, to była bardzo zadowolona z efektów swojej pracy. Wszystkiemu się przyglądaliśmy z naszej bazy krzaczkowej i towarzyszliśmy Pańci we trójkę, ( bo sąsiadka Luna też).
Potem wieczorem położyliśmy się przy jej rękach, celem ukojenia bólu...
:-)

czwartek, 18 lipca 2013

558. Regulatorka populacji much i komarów :)

   Jak co roku Pańcia w czasie letnim ma do nas pretensje. Dotyczą one -w jej opinii- braku jakiegokolwiek zaangażowania z naszej strony odnośnie regulacji populacji much, komarów i ciem. O przepraszamy, ćmami zajmujemy się i to w trybie natychmiastowym. Nasza Właścicielka nie rozumie, że teraz naszą uwagę przykuwają ptaki, czasem motyle i ćmy, a muchy i komary to nuda i przedawniona sprawa. Komu by się chciało? Znowu słyszymy, że co my sobie myślimy, że jak to tak, że dwoje specjalistów w domu, a nawet troje, bo i sąsiadce Lunie się obrywa, a nic w tym temacie nie działamy! Poza tym, że co to ma znaczyć i do czego to dochodzi, żeby ona- Pańcia- musiała zajmować się czynną regulacją populacji much i komarów, zamiast my Koty.  Nie pomruczymy, ale Pańci pomysły i zdolności bardzo nam imponują, bo żeby wykonać zaawansowaną technikę regulacji populacji insektów "na laczka" lub " na gazetę", to nawet w czasach świetności Pradziadzia Pavarottiego,  który przebywa już za Tęczowym Mostem, nie mógłby się taką pochwalić. Do tego Pańcia postanowiła rozszerzyć wachlarz swoich możliwości i nawiązała współpracę z Panem Sprayem, który nie tylko że skuteczny, to i nas potrafi przestraszyć, kiedy pracuje. Różni się on zasadniczo od Pana Spraya- Zraszacza Roślin, m.in. zapachem, a także wydzielaną substancją. O ile Zraszacz Roślin potrafi prysnąć na nas wodą, tak Pan Spray na owady nigdy nie ma kontaktu z naszymi kocioosobami. Byłoby to niebezpieczne dla naszego życia, tak więc nasza domowa Regulatorka populacji much i komarów bardzo uważa. 
Skoro w domku Pańcia posiada takich pomocników, jak klapek, gazeta i Pan Spray, to my możemy zająć się obserwacją ptactwa i kto wie, może coś jeszcze tego lata podregulujemy. 
:-)

poniedziałek, 15 lipca 2013

557. Kolejna niespodzianka

Niedawno skończyła się karma, którą Pańcia zamówiła dla nas lutym. Całe 10 kg! Wynikałoby, że wystarczyła nam na 5 miesięcy. Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę moje Ursusikowe możliwości :)
Kilka dni temu ponownie przyjechały do domku dwa kartony, w których poza 10 kilogramową karmą, znajdowały się dwa rodzaje żwirków. Taka nasza uroda, że mamy oddzielne kuwety, hmm...
Pańcia poczyniła spore zapasy, z czego bardzo się cieszymy. 
Czyżby karma miała nam wystarczyć, aż do końca roku? Czas pokaże....

poniedziałek, 8 lipca 2013

556. SYFon

Tu Mufi-Mufasa. Lato w pełni, tak więc wylegujemy sie na trawie, która znowu prosi się o skoszenie. To już ponad miesiąc od czasu, kiedy Pańcia przy pomocy Pani Kosiarki samodzielnie, pierwszy raz w życiu oporządziła trawnik. Dla nas długość trawy nie ma znaczenia, ważne, żeby po prostu była. Ważna jest także obecność kocich klubów ogródkowych, w których można skosztować naturalną, niebiańską wodę dla ochłody, zwaną deszczówką.
Z różnych przyczyn większość kocich klubów, które do niedawna pracowały pełną parą, została zamknięta. I tak z dnia na dzień Zielone wiadro oraz Biała doniczka przestały istnieć, a my nigdy nie dowiedzieliśmy się dlaczego. 
  Jednak od jakiegoś już czasu powstał nowy klub o tajemniczej, a raczej podejrzanej nazwie SYFon :), mieszczącej się na płycie chodnikowej, w którym serwuje się dwa rodzaje napojów. Pierwszy to woda deszczówka, a drugi to woda z węża. Hmmm. O ile pierwsza pochodzi z nieba, o tyle drugą uzupełniają Ludzie, co wydaje się nie do końca jasne. Jednak nie narzekam i chętnie zachodzę do SYFonu, by ukoić pragnienie, ale i podelektować się dwoma rodzajami wody.
Pomimo arystokratycznego pochodzenia, kiedy to moi przodkowie Ruski stąpali po carskim dworze, nie wstydzę się pić wody z doniczki, czy wiadra. Przeciwnie ja to uwielbiam i zawsze wybieram taką opcję. Picie wody z miski w domu jest nad wyraz nudne, dlatego mam nadzieję, że SYFon przetrwa dłużej, niż tylko jeden sezon.