piątek, 10 lipca 2015

739. Polowanie na kosy


Dzięki podpowiedzi Pani Elai wiemy już, że nasza tajna baza to wierzba japońska. Kto by pomyślał? Żeby chociaż amerykańska, to czułbym się przy niej bardziej swojsko. Mufasa wolałby zapewne rosyjską, ale jednak nie nazwa drzewka jest tu najważniejsza, a to, co ono daje nam w praktyce. A daje i to sporo! Ukryci we dwóch pod jej gałązkami, pośród gąszczu odrośniętej już po koszeniu trawy, w bezruchu i ciszy obserwujemy ptactwo, planujemy skomplikowaną regulację ich populacji, po czym wykonujemy założone zadania taktyczne. Czasem się nie udaje, gdyż ptaki to nie takie ptasie móżdżki, jak w tym powiedzeniu, a niestety dla nas- dość inteligentne stworzenia. Uczą się. Ale i bywają dni tryumfu! Jednym z takich dni okazał się ten, kiedy w nasze łapy i w któryś z naszych pyszczków wpadła Pani Kosowa. Chcieliśmy podarować ją w prezencie naszym Ludziom i zachęcić ich na nowe śniadaniowe menu, ale sytuacja wymknęła się nieco spod kontroli, gdyż ptak uwolnił się w ich pokoju sypialnianym i ukrył się za stojącą ramką ze zdjęciem naszych Właścicieli. Operacja "Kos" miała miejsce bardzo wcześnie z rana, o jakiejś 4:30, kiedy nasi Ludzie jeszcze spali, to też niczego nieświadomi nic nie usłyszeli. Dobrze wiemy, w jakich porach najlepiej zajmować miejscówkę w bazie "Wierzba japońska", wtedy kiedy ptactwo się budzi. Potem za dnia przecież odpoczniemy w fotelu, czy na kanapie. I tak próbując wydostać Panią Kosową zza ramki, narobiliśmy hałasu, co obudziło naszego Pańcia. Domyślił się od razu, po czym obudził Pańcię. A wtedy się zaczęło. Pańcia na prośbę Pańcia zamknęła nas w drugim pokoju- skandal, po czym nasz Właściciel odchylił ramkę zdjęcia i chwycił Panią Kosową w rękę. Wystraszony ptak wyrwał mu się i przysiadł na komodzie, gdzie podobno nie czuł się zbyt komfortowo.

Pani Kosowa: Myślałam, że już jest bezpiecznie, a tu wszędzie dookoła kocie panoszące się twarze!

Druga próba schwytania ptaka udała się Pańciowi, po czym stało się coś niesamowitego dla Ludzi. Pani Kosowa poddała się i spojrzała mu w oczy, jakby chciała powiedzieć: " nie rób mi krzywdy, pozwól mi odlecieć". Pańcio to Pańcio i rzadko okazuje emocje, bo jak sam mówi, nie może sobie na to pozwolić w trudach życia, ale tym razem- już drugi raz po wyprowadzce Luny- ugiął się. O Pańci nawet nie wspominam. My zaś zamknięci w drugim pokoju szarpaliśmy drzwi i z nerwów skakałem po biurku Pańcia! A co!

Potem tylko usłyszeliśmy, jak nasz Właściciel wypuścił Panią Kosową na wolność, a ona odleciała. Nie wybaczymy tego naszych Ludziom! 



Kilka dni później Pańcia usłyszała hałas. Po przyjściu do pokoju dziennego zastała podłogę z zrzuconą doniczką z ziemią i kwiatem, zepchniętym sprayem do roślin i paroma piórami! To od Pana Kosa, którego przytargaliśmy do domu. Oj działo się, ale niestety dla nas uciekł nam. Pańci zaś ulżyło, a my powróciliśmy do bazy o nazwie "Wierzba japońska". 

 

2 komentarze:

  1. no nie, nagana z wpisaniem do akt się należy!! co to za łowy o świtaniu? dobrze, że tym razem kosom się udało, ja im kibicuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też kosom kibicuję, ale z kociego punktu widzenia to już zupełnie inna historia hahaha i Miluś też tak uważa :)

      Usuń