środa, 5 kwietnia 2017

911. Ursusso w parku spotyka psy

  Wspominaliśmy o Sankt Petersburgu, a tu kilka dni temu takie smutne wydarzenie. Sąsiadka Newa nie pokazuje się od kilkunastu dni- zapewne haruje w domku na kanapie przed telewizorem. Wciąż nie wiemy, gdzie mieszka! Tymczasem ja też nie próżnuję. Przechadzki na psiej smyczy i w psich szelkach ( hmm!) z Pańcią do mini parku, podziwianie budzącej się przyrody, obserwowanie ptactwa, królików, czy spotykanie różnych psowatych... 

Natrafiłem po drodze do parczku na krokusy. Mógłbym podarować je Ludziowatej, ale chyba by nie chciała, abym niszczył czyjś ogródek.
Powiało i wiaterek i potargał moje futerko...
Poza tym tradycyjne skontrolowałem rośliny...
Kiedy dotarliśmy do parczku, spotkaliśmy pewne psowate rodzeństwo. Siostrę i brata. Pańcia zna ich właścicielkę i jej syna- oboje zachwycali się moją kocioosobą. Pamięta też tych szczekaczy, kiedy jako szczenięta panoszyły się na trawniku, ale zapomniała nazwę ich rasy. Być może to leonberger- na pewno nie owczarki kaukaskie, gdyż z tego, co mówiła ich pani, ich rasa pochodzi z Niemiec. Ta mniejsza ( siostra)- gdyby nie jej stanowcza Pańcia- mogłaby mnie zaatakować. Nie bałem się ich, ale czułem do nich respekt. To ciekawe- zważywszy, że w większości ustawiam sobie psy pod siebie. Na niektóre, szczególnie te małe, w ogóle nie zwracam uwagi, denerwując je tym. 
Siostra wyluzuj! Nie widzisz, że to tylko kot? - Ale jakiś taki wyrośnięty! Hmm :)) 
Kiedy psowate sobie poszły, poszukiwałem kolejnych przygód.
Jakiś miniaturowy pinczer chyba, nazywany przez moją Pańcię Sarenką pojawił na mojej drodze. W tym przypadku nie było mowy o jakimkolwiek strachu. Ale Sarenka mnie zaintrygowała swoim gabarytem, który przy moim prezentował się dosyć ubogo. :) 
Piesek- wypraszam sobie! :)
Kiedy roztrzęsiona:) Sarenka się oddaliła, uznałem, że już nikt i nic mnie nie zaskoczy. Aż tu nagle taki oto cwaniaczek! Czyżby wyżeł weimarski? ( też mi nazwa).😏
Wypraszam sobie Kocurze! 
Że też musiał usłyszeć;) Przysiadłem na ławeczce, żeby odpocząć od tych psowatych. 
Moje uszka i pędzelki wychwyciły, że króliki kręciły się w krzaczkach, co słyszała nawet moja Ludziowata. 
Wtem ponownie usłyszałem jakieś psie kroki...
Teraz z pozycji stojącej mogłem dostrzec więcej :) 
Niejaki chow chow stąpał do parczkowej ścieżce, zbliżając się do mojej ławeczki! 
Chow chow? A co to za nazwa?
Maine Coon? A co to za nazwa buhaha 

Okazało się, że jesteśmy sąsiadami, gdyż cwaniaczek mieszka kilka numerów dalej od nas. Pokazałem mu, że mam swoje zdanie i wstępnie go ustawiłem 😄 
- Tak Ci się tylko wydaje mruczaku! 
Po tylu psich przeżyciach najlepszym okazał się na koniec odpoczynek na ławeczce. Pańcia usiadła koło mnie, wspólnie wsłuchaliśmy się w otaczającą przyrodę, po czym wróciliśmy do domku.
😂

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz