piątek, 23 listopada 2018

1004. Dla Klimbera [*]


20 listopada 2018 roku mój brat Klimber pożegnał się ze mną i przeszedł przez Tęczowy Most. Odszedł w miejsce, gdzie już nic nie boli, nie czyha niebezpieczeństwo, gdzie sheby rosną na drzewach, wreszcie w miejsce, gdzie spotka wszystkich moich Przodków! Jak sam pomruczał, jego kocie życie, które tak zachwycało, musiało zakończyć swój bieg. A przecież tyle się działo: kocie harówki, pełne miski do pędzlowania, przebywanie na trawce i zwiedzanie rancza, na którym wraz z jego Ludźmi i kocimi Współtowarzyszami spędzał co roku jakieś sześć miesięcy, drapanko za uszkami, ganianki, zapasy. Oprócz tego mruczanki i kocie rozmowy ze mną na blogu, nasze potajemne wirtualne spotkania w kocich klubach. Nie sposób wymienić wszystkiego. Klimber był częścią sześciokocioosobowej kociej ferajny, złożonej z dwojga Brytyjczyków i czworga Maine coonów. Kociej ferajny, z której dwoje-łącznie z nim-już odeszło. Odnalazł mnie za pośrednictwem naszego bloga w 2009 roku i od tamtej pory stale opowiadał o swoich kocich sprawach. Zatrudnił swojego Pańcia, by sprawdzał mu błędy ortograficzne i wciskał przycisk „wyślij”. Podsyłał swoje zdjęcia i jego otoczenia, wydawało się że tak zostanie na zawsze. Niestety choroba go pokonała, choć walczył do ostatnich dni. Pozostawił po sobie pustkę, zarówno w swoim rodzinnymi domu, jak w moim Olbrzymowym sercu. Nie tak całkiem dawno odszedł mój Tatko Konsul, kilka lat temu Mamusia Emilka, Siostra Panama oraz Pradziadzio Pavarotti. Być może i inni Przodkowie. To naprawdę smutne i przykre. 


Mały Klimber od lewej i Ferka- jedna z kocich towarzyszy.





Klimber mruczący do Rudki na ranczu.
Mufka i Bruno-Misio.  Brytyjczyki.


Mruczę Ci do pomruczenia drogi Klimberze... kiedyś tam...spotkaj Dusię


😪

P.S. Dziękuję za wszystkie zdjęcia Ludziom Klimbera i reszty kociej ferajny. Pańcia BUM i Ursusik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz