sobota, 28 listopada 2020

1135. Listopadowe kwiaty i słońce

  W tym roku trzykrotnie dopadał mnie smutek, gdyż aż trzy kocioosoby z mojego świata, zarówno blogowego, jak i rzeczywistego, przekroczyły Ten Most. Mowa o Brunie- szefie kociej ferajny mojego brata Klimbera, sąsiedzie Kremiku i koledze Kasprze, któremu zabrakło czterech miesięcy do skończenia człowieczych 20 lat! Właściwie to ich nie pożegnałem, bardziej pomruczałem im „do widzenia”, licząc że nasze rozstanie to tylko kwestia czasu. Zapewne kilku lat. Wszyscy dołączyli do Klimbera, który już dwa lata temu postanowił czmychnąć na drugą stronę. Cała czwórka na zawsze opuściła ziemski padół, ciesząc się nowym życiem, jedząc kiedy i ile chcą, biegając i mrucząc w nieskończoność. Z dała od chorób, problemów i złych istot. Nie dziwi fakt, że rzadko „zaglądają” do mnie, skoro jedynie otacza ich szczęście. Ale obiecali mi, że bedą się ze mną komunikować przy pomocy promieni słońca i kwiatów. Mam na myśli kolejno Klimbera i Kaspra. Ja zaś dałem słowo, że nie będę ich stale nawoływać, przeszkadzać i żądać informacji o Krainie Wiecznej Szczęśliwości. Nawet jeśli okupione będzie to łzami ich tęskniących Pańć i Pańciów! Ku mojej radości odpowiedź nadeszła niesłychanie szybko. To listopadowe kwiaty, które wyjątkowo w tym roku dopisały, dzięki pogodzie, a to pewnie za sprawką Kaspra, gdyż to od jego Człowiekowatych dostaliśmy sadzonki, a także promienie słoneczne które przesłał Klimber, a wraz z nim jego dawny szef Bruno.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz