środa, 20 stycznia 2021

1146. Olbrzymowy minitraktat o śniadaniu

 Jedzenie to istota mojego kociego życia. Choć się powtórzę, to podkreślę to jeszcze raz: urodziłem się po to, aby podążać za żarłocznością, czyli nieustannie pędzlować miski!  Niektórzy twierdzą, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, inni, że nie, dla mnie nie ma to znaczenia, co kto mówi, gdyż wiem swoje. Krótko mrucząc: konsumpcja o każdej porze doby! Gdyby przyjąć, że do moich najistotniejszych posiłków należy śniadanie, bez wątpienia uznałbym, że określenie to brzmi nieco przyziemnie, żeby nie pomruczeć trywialnie. Moje śniadanie to nie jakiś tam jednorazowy koci przysmak, gwarantujący natychmiastowe i bezmyślne- mrucząc kociokwialnie, napchanie brzucha. To raczej  zjawisko. To rytuał. Delektuję się tym porannym posiłkiem całą moją kocioosobą, zatapiając się pysiem w misce i zapominając o wszystkim dookoła, czemu nadałem lekko enigmatyczny termin, czyli śniadanie właściwe. Zanim je osiągnę, wcześniej muszą złożyć się na nie mniejsze elementy, niezbędne do usatysfakcjonowania mojego kociego apetytu i tym samym Ursusikowego życia. Po głębszej analizie podzieliłem je na cztery etapy:


  1. Pierwszy z nich to etap przedwstępny, preśniadanie lub po prostu proMiska. Otrzymuję zazwyczaj coś małego, choć nie w rozumieniu Pańci, np. obiecany pasztecik, aby wyłożyć nim żołądek i dać podwaliny na coś bardziej konkretnego. Takie preludium.
  2. Drugi etap nazywam wstępnym, gdyż przy kolejnym dołożeniu pożywienia do miski, czuję już, iż coś zaczęło się dziać w moim żołądku. Głód powolnie zostaje zagłuszony, ale jeszcze brakuje do pełnego sukcesu.
  3. Trzeci etap określam cząstkowym, gdyż już niewiele pozostało do najadzenia się do syta. Wystarczy niewielki kawałek, choćby serka, ale na wszelki wypadek dążę do czwartego etapu, który nazywam dokładką.
  4. Czwarty etap to wspomniana dokładka. Dopiero ona decyduje o stuprocentowym zaspokojeniu głodu. Pozwala mi także na odłożenie niewielkiej rezerwy pokarmowej w moim Olbrzymowym organizmie, na okoliczność gdybym potrzebował więcej energii na obserwację szczurów i ptaków. Kto wie, może nawet regulację ich populacji.


Całość faz składa się na wyżej wspomniane śniadanie właściwe. Po jego wnikliwej konsumpcji, czyli po mruczącym opędzlowaniu miski, mogę udać się na harówkę spankową lub do ogródka. Niebieściuch z kolei- ku mojej radości, najcześciej zatrzymuje się na pierwszym odcinku, czyli na przedwstępnym. Rzadko przechodzi do kolejnych etapów, mimo że kilka razy zdarzyło mu się zażądać więcej. Choć wydawałoby się, że na zdjęciu obaj delektujemy się śniadaniem, to jednak pozory. Każdy z nas jest na innym etapie codziennego posiłku. Ja jeszcze w stadium śniadaniowym, gdzie przede mną obiad i jego podczęści, zaś dla Ruska to być może już kolacja?



-Mufaso, ja jem preśniadanie, a Ty już kolację. 

-Nie kociompromituj się Ursusie! 


😆😎😀

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz