czwartek, 8 lipca 2021

1185 Czteroetapowe i czterokomorowe

  Gdyby nie tajemnicza umiejetność, dana tylko Pańci, czyli wciskania przycisku „publikuj” na blogu, nikt nigdy nie dowiedziałby się o moim kociożyciowym sensie istnienia. Niejednokrotnie już wspominałem, a zliczyć trudno, ile to już razy, że pojawiłem się na świecie w konkretnym celu. Celu, aby spożywać pokarmy- szczególnie te przeznaczone z myślą o kotowatych, choć nie tylko. Nie przesadzę, gdy podkreślę, że istotą mojego kociojestewstwa było, jest i będzie żarłoczkiewiczowanie. Albo po prostu pędzlowanie misek. Osiągnąłem perfekcję w konsumpcji do tego stopnia, że pozwoliłem sobie nadać pierwszemu posiłkowi dnia, czyli śniadaniu, specjalne znaczenie, a całość mych Olbrzymowych myśli zawarłem w styczniu w „Minitraktacie o śniadaniu”. Ku mojemu zdziwieniu, gdyż sądziłem, iż każdy z domowników zapoznał się z moimi wywodami, o dziwo okazało się, że zostały one przeoczone przez samego Pańcia! Jak to możliwe? Sprawa wyszła na jaw, gdy któregoś dnia, wstając wcześnie z rana, Człowiekowaty napełnił nasze miski jeszcze przed Ludziowatą. Kiedy Pańcia później pojawiła się w kuchni, aby podać nam jedzonko, usłyszała że Chłopaki-czyli my, zjedli już śniadanie. Na dźwięk słowa „śniadanie” delikatnie westchnęła, unosząc kąciki ust, jakby chciała się szyderczo uśmiechnąć, po czym dodatkowo opierając brodę na palcach swej prawej ręki, zamyśliła się nad „złożonością” tego, co zaraz przekaże Pańciowi. Po chwili przemówiła, a ilość wypowiedzianych przez nią partykuł „nie” aż wzburzyła moje uszka i pędzelki. 

-Pańcio, nie, nie, nie, nie, to nie tak. Nie rozumiesz. Może Mufasio jest po śniadaniu, ale z pewnością nie Ursusik. Nie wiem, czy czytałeś, choć chyba raczej nie… Ale gdybyś zapoznał się z lekturą „Minitraktatu o śniadaniu”, autorstwa Olbrzyma, wiedziałbyś, iż w słowniku naszego Futrzaka nie istnieje takie coś, jak śniadanie samo przez się. Śniadanie dla niego to pewna filozofia, cel sam w sobie, coś dla nas niewyobrażalnego. Nic banalnego. To śniadanie właściwe, bo tak je określił, na które składają się cztery mniejsze, jakby etapy. Po ich skonsumowaniu można uznać, że Rysio nasycił się i zjadł śniadanie- ale właściwe, czteroetapowe!  A nie jakieś tam jednorazowe wyczyszczenie miski. To, co mu dałeś, to na razie pierwsza faza śniadania właściwego, czyli śniadanie przedwstępne, zwane także preśniadaniem, ProMiską, czy ostatecznie preludium.


Oniemiałego z wrażenia Pańcia obleciał zimny pot i poczucie kompromitacji. Wydawało się, że nadążał za tokiem mówienia Pańci i w mig pojął ten skomplikowany śniadaniowy temat. Aczkolwiek odniosłem wrażenie, że dyskretny wybuch jego śmiechu wisiał już na włosku. Czy czegoś się nauczył? Zobaczymy.



-Dobre sobie! Czteroetapowe śniadanie, a my przeżuwacze możemy pochwalić się czterokomorowym żołądkiem! Czymś, czego ten Kocur nigdy mieć nie będzie! Buhaha. Wtedy to by dopiero pędzlował! Ciekawe z ilu etapów wówczas składałoby się jego śniadanie? I jak by je określił?



-Niech się Koleżanka tak nie rajcuje, inaczej  taka zbytnia egzaltacja może się przyczynić, że księgi nie zaczną mi pracować. 


-A mnie trawieniec! 


-Zaraz, trawieniec to właściwy żołądek, a czteroetapowe śniadanie Kocura też nazywa się właściwe? To już lekka przesada!


Co ja się mam z tym Babińcem! A może poczytałbym ten „Minitraktat o śniadaniu”?Zawsze czegoś nowego bym się dowiedział! W końcu Kocur od czasu do czasu też przeżuwa trawę. Inaczej, niż ja, ale zawsze. 

😉😆

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz