wtorek, 10 października 2023

1342. Zapalenie dziąsła


Sądziłem, że po dużym przeglądzie, któremu zostałem poddany latem, prędko moje łapki nie postaną w lecznicy dla zwierząt  Myliłem się. Moje kilkutygodniowe uporczywe zgrzytanie zębów, których dźwięk po posiłkach coraz bardziej narastał, irytując nas wszystkich, zmusił Ludzi, aby mnie ponownie umówić na wizytę. Pańcio nagrał mnie podczas pędzlowania miski, by potem video pokazać Panu Weterynarzowi, aby mu naświetlić problem i aby wiedział się ze mną dzieje. Innego wyjścia nie było, jak przywieźć mnie do gabinetu. Przybyłem w bestii, czyli wielkim, czarnym transporterku na kółkach, przeznaczonym dla psowatych, hmm, i to na czczo! Podczas zabiegu zostałem poddany narkozie , a Pan Weterynarz usunął mi narośl po lewej stronie pyszczka, utrudniającej gryzienie i spożywanie jedzonka. Próbkę opuchlizny wysłał do innych weterynarzy, aby sprawdzili, czy nie zaatakował mnie rak! Hmm. Po kilku dniach okaże się, że nie. Pozostawione szwy z czasem zniknęły, ale wciąż trudno ziewać mi jak dawniej. Na szczęście żadnych ząbków nie straciłem. Pańcio mnie zawiózł do lecznicy, czego przez kilka dni nie mogłem mu przebaczyć, gdyż ubzdurałem sobie, że naraził mnie na stres i ból. Odebrała zaś Pańcia-wybawicielka, jak to określił Ludziowaty. Żalił się jej, iż z mojej perspektywy mogło wyglądać to tak, że on to ten zły, a ona to ta dobra. Odpoczywałem i dochodziłem do siebie w pokoju zabiegowym, zwanym przez Ludzi- szpitalem. Obok mojego „łóżka” odpoczywał inny kotowaty. Wcześniej zadzwoniono do Człowiekowatej, mówiąc że już się wybudziłem, a gdy kilka godzin później usłyszałem jej głos na recepcji, od razu mi ulżyło. Pani Asystentka opowiedziała, co mi robiono i przekazała wszelkie informacje, po czym wprowadziła moją Właścicielkę do miejsca, w którym jeszcze kilka godzin wstecz spałem pod narkozą. I co? Na widok  Pańci z pozycji siedzącej, powstałem, wydobywając delikatny dźwięk z nieco brudnego od krwi pyszczka. Chciałem się przywitać. A ona? Nie potrzebowała nawet sekundy, żeby natychmiast zapłakać i to w obecności Pani Asystentki, tudzież Technik, a może Techniczki? :) Nie pomruczę, ale mały wstyd był. Zawstydzona Pańcia przeprosiła tamtą Panią, która życzliwie zareagowała, zapewniając, że rozumie zachowanie mojej Człowiekowatej. Dodała nawet, iż sama posiada swoje zwierzaki i tak samo przejmuje się i martwi o nie. Podejrzewam, że gdyby Pan Weterynarz mnie wydawał Ludziowatej, starałaby się trzymać emocje na wodzy, a dopiero potem wybuchnęłaby łzami. 










Po powrocie do domu regenerowałem się, choć początkowo wyglądałem bardzo słabo. Z czasem nabierałem siły i mogłem dostać małe ilości pożywienia… na łyżeczce, którą sterowała Pańcia. 


1 komentarz:

  1. Biduś, żeby już było tylko dobrze! Tulam, elaja

    OdpowiedzUsuń