czwartek, 27 września 2012

496. Mufasa po powrocie Ludzi



  Dni bez naszych Ludzi dniami straconymi, można pomruczeć. Ale źle nie było. Większość czasu przeharowaliśmy w łóżku, fotelu lub na kanapie. Dowiedziałem się, że jeden z pociągów, którymi podróżowali, przejeżdżał przez Zgierz- miasto, w którym się urodziłem. Widząc zgierski dworzec kolejowy, Pańcia i Pańcio od razu mnie wspominali, mówiąc że pochodzę z samego środka Polski, pomimo że Archangielsk to moje prawdziwe miejsce pochodzenia!  Nieobecność naszych Właścicieli spowodowała też, że miałem więcej- niż zazwyczaj okazji, do przeanalizowania moich Mufaskowych spraw, także tych związanych z moim ewentualnym premierowaniem. Pozwolę sobie nie zgodzić się ze zdaniem Olbrzyma na temat mojego sposobu sprawowania władzy. Owszem popieram tylko i wyłącznie władzę kocioabsolutną, ale nie oznacza to, że ze mnie jest tyran i despota!!! Jestem władcą rozważnym, rozsądnym i mądrym, który zna potrzeby swoich podwładnych i wie dokładnie, czego im trzeba. Przykładowo pożywienie istnieje po to, aby dzięki niemu żyć, a nie, że się żyje po to, żeby jeść, jakby to pomruczał Ursus. Każdy je według potrzeb, tyle ile potrzebuje jego organizm, żadnych nadwyżek konsumpcyjnych, co tylko wyjdzie nam wszystkim na dobre. Sam daję przykład moją kocioosobą, kiedy to nie przytyłem ani grama w ciągu roku, pozostając zdrowym! Mogę zgodzić się na pracę lub harówkę na dziko, tudzież przy dzikuCfaniak, a służbą zdrowia zarządzałbym bardzo odpowiedzialnie, czego namiastkę dałem już podczas leczenia Pańci. Przy mnie nikomu nie stanie się krzywda, o ile nikt nie będzie mnie atakował. Także gdyby Olbrzymowi zachciało się zostać kocim prezydentem, zawsze stanę koło jego boku, dla dobra wszystkich! Mufi-Mufasa.

czwartek, 20 września 2012

495. Mufasa ponownie

   Tu ponownie Mufasa. Jako że nadszedł czas corocznej kontroli stanu mojego zdrowia, wczoraj Ludzie zawieźli mnie do lecznicy dla zwierząt. No cóż, zajmowałem się Pańcią, to teraz chyba w nagrodę i ja wylądowałem na szczepieniu i ogólnym badaniu. Przejażdżkę w tę i z powrotem jakoś przetrwałem, choć nie obyło się bez marudzenia. Jednak tym razem mniej miauczałem i mam na to dwoje człowieczych świadków! Wszystko ze mną w porządku, a Pan weterynarz pochwalił moją nienaganną sylwetkę i trzymanie wagi, bowiem od roku nie przytyłem ani grama. Waga ta sama, czyli 4,46 kg. Jestem przeciwnikiem konsumpcji ponad miarę, uważam, że jeść się powinno tylko tyle, ile potrzebuje nasz organizm, a nie to co wyprawia Olbrzymo!!!

   A z innej beczki nasi Ludzie jutro wyjeżdżają i wrócą w poniedziałek, a w czasie ich nieobecności przyjdzie do nas dwóch różnych panów. Jednego już dobrze znamy, bo nawet spędziliśmy u niego kiedyś wakacje. Natomiast drugiego poznaliśmy wczoraj wieczorem i ku radości moich Ludzi on ma w domu dwa Ruski!!!! Takie same jak ja. Nie poznam ich, ale Pańcia już marzy, żeby je zobaczyć, bo to jej ulubiona rasa. Dobrze, że Ursus tego nie słyszy. To pa! Mufi-Mufasa.

wtorek, 18 września 2012

494. Mufasa- koci lekarz ;)

  
Tu Mufasa: Odezwałbym się prędzej i wypowiedział się w kwestii mojego hipotetycznego premierowania, gdyby nie to, że Pańcię dopadła gorączka, ból stawów i nawet gałek ocznych!!! Na dokładkę było jej zimno, miała dreszcze i we trzech, łącznie z Pańciem musieliśmy się nią zająć. Każdy z nas kocha ją na inny sposób, tzn. Pańcio inaczej i my inaczej i choć może od czasu do czasu się panoszy, wymądrza i marudzi, to jednak to nasza Rodzynka. 
  Trzeba było szybko działać. Jako ordynator Kociego Pogotowia Domowego w ramach pierwszego etapu leczenia, zarządziłem następujące czynności. Do Pańcia obowiązków należało podanie Pańci leków, okrycie jej kołdrami oraz dbanie, aby nie marzły jej plecy podczas snu, Olbrzym miał położyć się na jej stopy, celem ogrzania ich. Ja zaś zająłem miejsce na poduszce przy głowie naszej Właścicielki, po czym po krótkiej chwili zdecydowałem się położyć łapkę na jej czole, aby uśmierzyć ból i odmierzać temperaturę. Bardzo dawno już nie leżałem przy niej nocą, bo zazwyczaj śpię w tzw. nogach, tym razem zrobiłem wyjątek. Rozpalona i kasłająca Pańcia nie mogła zasnąć, musiałem więc czuwać i kontrolować jej stan zdrowia przez cały czas. Jako koci lekarz domowy pilnowałem, czy aby się nie odkryła i czy aby na pewno nastąpił proces pocenia. Drugi etap mojego leczenia stanowiło owinięcie się wokół jej głowy, coś na wzór aureoli u świętego, tzw. auerologia- nowość w kociomedycynie. Dzięki mojej niestandardowej formie leczenia już na drugi dzień czuła się lepiej, ale jeszcze nakazaliśmy jej pozostać w łóżku, przynajmniej na kilka godzin. Najważniejsze, że nasza Rodzynka ma się lepiej, a my za to teraz musimy odespać tę chorobę, a raczej odharować....




😁

środa, 12 września 2012

493. Gdyby Ursus został prezydentem...




Niedawny szczyt G3 w Kotonolulu Cfaniak przypomniał mi, że w kraju moich przodków toczy się kampania prezydencka. Ludziowate mają to do siebie, że spośród kilku kandydatów wybierają jednego ludziowatego, który będzie ich przywódcą, ich przedstawicielem w różnych dziedzinach życia zagranicą i jak mruczy mój Dziadek Dream-Dandy sprawi, że ludziom będzie żyło się lepiej. Hmm, no nie wiem, czy mnie by takie sprawy interesowały. Ale jeśli miałbym zostać prezydentem, to na pewno nie Ludzi, bo wystarczą mi moi dwoje za wszystkich, a objąłbym zaszczytną funkcję prezydenta Kotowatych! Jednak objęcia i zajęcia fotela prezydenckiego nie przewiduję, gdyż jeden- ten domowy- już zająłem, a i nawet krzesło ogródkowe! Very Happy Po co mi więcej? Ale gdyby okazało się, że nie mam innego wyjścia, coś w myśl: "nie chcę, ale muszę", to moja kocioprezydentura wyglądałaby tak:
Podstawą mojego programu wyborczego byłby postulat dotyczący rozdmuchania konsumpcji. Całe moje życie opiera się na tej filozofii i posiadam w tym obrzarze ponadprzeciętne umiejętności i doświadczenie. Wszyscy musieliby konsumować, a braki w zapasach natychmiast by uzupełniano, dowożąc posiłki. Wszystko po to, aby napędzić gospodarkę. Stanąłbym na czele partii pod nazwą "Unia Futrzastych Konsumentów", zrzeszającą wybitnych konsumentów, którzy z kolei zarządzaliby z mojego polecenia początkującymi konsumentami. Na giełdzie dominowałyby trzy firmy: Puszki S.A, Saszetki S.A oraz Smakołyki S.A. Wprowadziłbym obowiązkową edukację z zakresu żywienia. Zrewolucjonizowałbym media. Telewizja nadawałaby przez cały dzień Telewizję śniadaniową, obiadową, podwieczorkową i kolacjową, a w przerwach pomiędzy nimi programy o tematyce gastronomicznej i Wiadomości Kulinarno-Rolnicze. W tych ostatnich podawałoby się informacje z zakresu regulacji wszystkich populacji gryzoni, ptaków i owadów, a także gdzie i jak regulować.  Poza tym powstałby całodobowy kanał Schab24, w którym by informowano na bieżąco wszystkie Kotowate o cenach skupu żywca wieprzowego, wołowego, drobiowego, dziczyzny, gryzoni oraz owadów, a także ryb i nabiału. Od czasu do czasu pojawiałbym się w niej z orędziem i nie tylko.

Niestety moja prezydentura musiałaby łączyć się z tym, że tam gdzie ja, tam i Mufasa. Nie byłoby wyjścia i Rusek musiałby zostać premierem. Wiem, że nigdy nie zaakceptowałby mojego sposobu rządzenia i mojej polityki,  bo uznałby, że doprowadzę kraj do ruiny. Tak więc z pewnością kontrolowałby mnie i trzymał wszystko w ryzach. A że pewne doświadczenie jako władca absolutny posiada, nie byłoby mowy o moim sprzeciwie i musiałbym się podporządkować. Moi wyborcy nie mogliby konsumować, tak więc dla dobra wszystkich pozostanę w fotelu na miśku. Very Happy

niedziela, 9 września 2012

492. Imieninowy incydent

Tu ponownie Luna- sąsiadka Ruska i Olbrzyma. Kilka dni temu wydarzył się pewien incydent, który wydawałoby się, że poróżni mnie z Pańcią Mufasy i Ursusa, ale na szczęście tak się nie stało. Można pomruczeć szczęście w nieszczęściu. Otóż, jak to codziennie się dzieje, wpadłam w odwiedziny do tych Ludzi. Moim czarnym nosem wyczułam jakiś imieninowy smakołyk, to też nie mogłam przepuścić okazji na mały poczęstunek. Wskoczyłam więc do nich przez okno, rozłożyłam się na podłodze- jak tu na zdjęciu i czekałam na dalszy bieg wydarzeń. Pańcia zagadała się z Pańciem na jakiś człowieczy temat, trzymając w ręku tackę z kubkiem i talerzykiem. Tak się zaangażowała w tę rozmowę, że zapomniała, że chodzi się do przodu! I szła wolno tyłem w kierunku kuchni, żeby zanieść brudne naczynia. Ja w tym czasie wygodnie sobie leżałam. Można się więc domyślić, co było potem. Pańcia Kocurów nieświadomie nadepnęła mi na łapkę, ja się przestraszyłam i w odwecie zaatakowałam jej prawą stopę. Wbiłam w nią pazur, dając doniosły głos. Pańcia krzyknęła, uniosła stopę i łzy z bólu napłynęły do jej oczu. Musiała szybko przemyć ranę, mówiąc że nie wiedziała, że jestem tuż za nią. Tak mi wstyd, ale naprawdę nie chciałam. Zgubiło mnie to, że Ludzie nie słyszą czasem naszych kocich kroków i dosłownie wchodzą nam w drogę, tudzież siadają na nas! Pańcia wie też, że nigdy bym jej nie zaatakowała, ale tym razem również ona zawiniła. Pogodziłyśmy się natychmiast, a teraz obie uważamy, jak chodzimy i gdzie leżymy, to znaczy ja leżę :)

piątek, 7 września 2012

491. Co dwa Ursusy to nie jeden ;)

  Co to się dzieje! Ludzie chwilowo nie mogą nam wcisnąć przycisku "publikuj", ponieważ brakuje im czasu. A to niedawne imieniny Pańci, a to jakieś zajęcia, czy czynności za pomocą których Ludzie zdobywają pieniądze na nasze puszki i tzw. życie, a które pochłaniają ich energię. Hmm. A nie mogliby się rozdwoić, jak ja? Bo przecież wiadomo że co dwie głowy, to nie jedna, a co cztery pędzelki, to nie dwa...