środa, 20 maja 2015

731. Impreza urodzinowa i Bracia razem;)


Tyle różnych spraw odgoniło nas od pisania, łącznie z harówkami spankowymi i spacerkami, że aż wstyd. A przecież miałem pomruczeć o moich i mojego Rodzeństwa spotkaniu urodzinowym. Ósme urodziny to poważny wiek, choć nasze kocioosoby wydają się być wiecznie młodymi. Szczególnie ja Ursusik Ursusso! 

Zanim udaliśmy się z Mufasą na przystanek Kanapa, a Niebieściuch zapowiedział, że bez niego nigdzie nie pojadę, hmm, najpierw musieliśmy upewnić się, że nasi Ludzie śpią snem twardym. W przeciwnym razie, jak byśmy się im wytłumaczyli z nocnych eskapad? Przecież nie podstawię kolegi Norwega za mnie, od razu by się domyślili, że coś się nie zgadza...Tak więc wzięliśmy się ostro do roboty, czyli rozpoczęliśmy standardowe mruczanki, mizianki i takie tam, aby Pańcia i Pańcio jak najszybciej zasnęli. Czarnulka Luna również się wprosiła na przystanek, tak więc musiałem znosić Ruska i jej wzajemne syczenie podczas drogi. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, przed Klubem Kamień czekał już na nas zrelaksowany mój brat Klimber, który oznajmił nam, że wszyscy już czekają. Jako że kontaktowaliśmy się przez krótkofalówki, gdzie nadajnik, odbiornik, antenę nadawczą i odbiorczą posiadamy w pędzelkach, to mogliśmy być w stałym kontakcie. Inaczej Klimber nie wiedziałby, co się z nami dzieje i czy w ogóle przyjedziemy. No cóż, zarówno on jak i jego kocia ferajna do klubu mają trochę bliżej;), niż my, natomiast nasz brat Vancouver, siostry:Ana Coma i Sahara również przybyły różnymi środkami kociotransportu. Patrząc na wejście do Kamienia, odniosłem wrażenie, że przybyliśmy do Hiszpanii, z uwagi na żółty i czerwony kolor dywanu przed wejściem, a co tylko podkręciło Czarnulkę, bowiem skojarzyła swe imię "Luna"z językiem hiszpańskim. Żółto-czerwonymi dodatkami postanowiono ocieplić wnętrze klubu, które dotąd urządzone było w stylu kamienistym. 


  A po wejściu do środka i po odśpiewaniu naszej piątce 100 lat, rozpoczęła się wielka uczta! Na miarę naszych gabarytów. I to taka, że nawet Niebieściuch machnął łapką. Wiedział, że znajdujemy się w świecie mojej Olbrzymowej Rodziny, sam zjadł tyle, ile potrzebował, zaś Luna pędzlowała miski nie gorzej niż ja i moje Rodzeństwo. Wśród potraw znalazły się myszy w sosie własnym, szczury z grilla, gołąb po amerykańsku, chomiki w galarecie, czy robak w cieście. Tort złożony z samych ryb rozpływał się nam w pyszczkach.luzak
Vancouver

Po wyczyszczeniu wszystkich misek i talerzy, każdy kotowaty odpoczywał na posłankach i czyścił futerko. Trzeba było przecież dobrze prezentować się po konsumpcji.
Omruczeliśmy z Klimberem wiele kocich spraw,  nawet zrobiliśmy sobie pamiąkowe zdjęcie, pt. "Bracia razem", gdy po chwili coś go zaniepokoiło. 

Z lewej: Klimber, z prawej Ursus
Klimber: Chyba moi Ludzie się obudzili, a jeśli tak, to będą nas szukać.
-Ursus: A uśpiliście ich jak należy?
K: Robiliśmy, co w naszej mocy, trzykrotnie miziając się do nich i mrucząc im do ucha.
U: No to świetna technika, dzięki niej Wasi Ludzie nie obudzą się przed godz.9 i nic nie zauważą.
K: A Twoja Pańcia i Pańcio coś podejrzewają?
U: Nic a nic, obudzą się dopiero wtedy, jak zacznę im miauczeć, aby napełnili mi miskę. 
K: To dziś chyba dasz im pospać, w końcu pojedliśmy w Kamieniu do syta.
U: Owszem, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że po podróży powrotnej i drodze z przystanku Kanapa do łóżka ludziowatych, moje brzucho zacznie domagać się małej przekąski...
K: Wiem, co masz na myśli...


P.S. Pozdrowienia dla Ludzi Klimbera. 

2 komentarze:

  1. Ursus i Kimber jak bliźniacy wyglądają :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, bo to właściwie są bliźniacy tacy powiedzmy dziewięciojajowi:), bo ich tam w miocie było dziewięć sztuk :-)))

      Usuń