czwartek, 30 marca 2017

910. Newa Dzika, czyli drugi Budzik

  Obok Luki drugim Budzikiem, drącym się po nocach, okazał się lub okazała pewna futrzasta kocioosoba. Jej uroda spodobała się moim Właścicielom, którą nieustannie podziwiali, hmm. Pańcia przyjęła, że to ona- być może z uwagi na podobieństwo do Białaski Filemoncii, ale głównie ze względu na nazwę jej rasy. Przypuszczamy, że to Newa (Neva) Masqeurade, odmiana kota syberyjskiego (umaszczenie typu point). Będziemy używać W, a nie V w jej nowonadanym imieniu, tak dla zmyłki :) A jak syberyjski, to wiadomo jaki kraj Przodków. Ten sam, co Mufasy. Pańci natychmiast przypomniało się, iż jedynym miastem w Rosji, które odwiedziła z Pańciem, to Sankt Petersburg, a rzeka przez nie przepływająca to właśnie Newa, czy Niewa! I od tej rzeki nadano nazwę tę rasie. Masqeurade- to od balów maskowych wydawanych przez ówczesnych władców, (koty te wyglądają, jakby nosiły maski). Przez pędzelki i kudłatą głowę przeszła mi myśl, że to już przesada. Jeden Rusek w moim otoczeniu to wiele, ale dwoje? To istne szaleństwo!😉 Czy Newa to ona, czy on to wszyscy- poza ludziowatymi- wiemy, ale nie pomruczymy. 
 Któregoś rana wskoczyła na nasz płot i dumnie stąpała po dachu garażu, nie zważając że ją widzimy. Zeszkoczyła i się zaczęło. Wywijała się w lewo, puszyła futro, wydobywając na mój widok głośny jęk z pyszczka. Jak jakiś dzikus! Niebieściuch w ogóle nie interesował się nią, jakby chciał dać do zrozumienia, że skoro łączy ich kraj Przodków, to Newa wie, jak ma mnie "powitać". 
Ja zaś nic sobie nie robiłem z jej krzyku. W ogóle się nie bałem, ale intrygowała mnie jej kocioosoba. Może nadejdzie taki dzień, że się zaakceptujemy, bo o przyjaźni to raczej nie marzę.
Newa: Że niby mam się zaprzyjaźnić z tym amerykańskim Olbrzymem? Ja syberyjska Neva? Jakiś żart! Ale w takim razie po co tu przyszłam? Ja nie znaju :) 

😆😂

sobota, 25 marca 2017

909. Rudzik Budzik, czyli Luka

  Nowe miejsce- nowi sąsiedzi. Szczególnie ci mrucząco-futrzaści. Na pytanie Pańci, ciekawe czy i kiedy pojawią się jakieś koty w pobliżu, nie musiała długo czekać z uzyskaniem odpowiedzi. W trakcie przenoszenia kartonów i innych rzeczy przez naszego Pańcia, pod oknem pojawił się pewien Rudzielec. Kot zapoznał się tylko z nim, gdyż tylko go zastał. Ludziowaty nie omieszkał nas potem poinformować, mówiąc że pewien Grubasek z naprzeciwka z dzwoneczkiem na szyi do niego przybiegł. 
Grubasek? Wypraszam sobie!

Cwaniaczek kręcił się koło naszego domu i gdy pojawiliśmy się z Pańcią, nie omieszkał do nas podejść. Zarówno Niebieściuch jak i ja nawet na niego nie syknęliśmy, gdyż oznaczałoby to dla nas porażkę. Nie baliśmy się go, a Ludziowata dała mu powąchać swoją dłoń, po czym pogłaskała go po futerku. Hmm. Początkowo nazwała go Rudzikiem Budzikiem, a to dlatego że hałasował w nocy z inną lub innym kotowatym, który do nas też zawitał lub zawitała. Koty obudziły ją w nocy i bardzo przestraszyły swoim darciem....kotów? ;) Nas również. Jedynie Pańcio nic nie słyszał. Za każdym razem, gdy wychodziłem na smyczy z Ludziowatą, Rudas podbiegał do nas, ale uważnie się nam przyglądał. Od czasu do czasu posyczał, powarczał na mnie, ale nikt z nas tym się nie przejął. Aż któregoś dnia oficjalnie staliśmy się kocimi sąsiadami- przywitał się i nastąpiło wzajemne muśnięcie noskami. Polubiliśmy się, ale na Mufasy i moich warunkach :) 
Pańcia Rudzika Budzika widząc nas z okna, wyszła i zapoznała się z nami. Opowiedziała, że to 11-letni kocur o imieniu Luka. Urodził się gdzieś na ulicy z wolnożyjącej mamy i przybył do ich domu licząc 6 tygodni, mieszcząc się w dłoni. Choć jest kotem domowym, czuje się nieszczęśliwy, gdy nie może wyjść na dwór. 
Luka: Ta Ludziowata wszystko już o mnie wie, nie wiadomo, czy się cieszyć, czy nie, ale wyczuwam, że trochę się do mnie zdystansowała. Lubi mnie, ale nie zamierza się ze mną zaprzyjaźnić tak, jak z tą Czarnulą Luną i Filemoncią Białaską- poprzednimi Sąsiadkami. Moja kocia intuicja mi mruczy, że nie chce się już tak emocjonalnie angażować, gdyż w przypadku przeprowadzki, czy rozejścia się naszych dróg, znowu to przeżyje i będzie tęsknić. 
Pokręcę się jeszcze i spróbuję wywąchać, co to za jedni:)

piątek, 24 marca 2017

908. Pańcia sobie wyprasza:)

  Że ja to niby księżniczka? A kto przygotowuje pizzę w piekarniku, żeby Pańcio miał siłę na remontowanie pokoju? A i wy coś dostajecie...
Oj tam Pańciu- a nie pamiętasz, jak Ci było twardo w stopy w starym łóżku i dokładałaś sobie inną kołdrę, jako dodatkową warstwę, na której spałaś?  Mówiłaś, że jesteś jak księżniczka na ziarnku grochu! Zapomniało Ci się, ale nam nie. Na szczęście przyjechało nowe i nie możemy się doczekać spanka w nim...hmm
;)

czwartek, 23 marca 2017

907. W nowym domu

Ludziowate nas zaskoczyły i od jakiegoś czasu mieszkamy w nowym domku. Przez kilka miesięcy rozmawiali tylko o przeprowadzce i poszukiwaniu nowego lokum, że aż pędzelki mnie bolały. Wiele spraw, wiele załatwiania. Zmęczenie ludziowatych powoli mija, choć jak ich znamy, nie będzie to ich ostatni dom w życiu. Nasz raczej tak, ale kto to wie.
  Niespodziewanie pierwszej nocy przeżyłem ogromny stres- w przeciwieństwie do Niebieściucha. Pańcia musiała zająć się moją kocioosobą, bawić się i tulić mnie częściej, niż zazwyczaj, aż jej bokiem wychodziło 😏 Hmm. Ja zaś zamiast spać, wyżyłem  się na Mufasie, warcząc i sycząc na niego naprzemiennie. On nic sobie z tego robił! Na drugi dzień wszystko wróciło do normy. Zaczęło się obwąchiwanie, węszenie i sprawdzanie naszego nowego świata.
 Na kartonach, tudzież w kartonach powoli się urządzamy. I remontujemy- tzn. Pańcio, bo Pańcia Księżniczka twierdzi, że się nie zna :)  Po poprzednich właścicielach nasz nowy ogródek przypomina betonową dżunglę. Żadnej trawy, ani roślin. No prawie. Na szczęście są dwa drzewka, na których drapię pazurki. Ludziowate niebawem zajmą się z pomocą ich znajomego Pana Ogrodnika tą mikroskopijną przestrzenią, byśmy wszyscy mogli spędzać tam miło czas. To znaczy głównie ja:) Liczę, że zostanie coś wymyślone dla mnie, abym mógł się wspinać, obserwować ptactwo- zwyczajnie nie nudzić się! Byłoby więcej miejsca, gdyby nie garaż, ( to dla nas nowość!) i rozbudowanego domku o kuchnię. A kuchnia to poważna sprawa dla mnie:)
Piekarnik jest, więc można kulinarnie działać!;)
A w ogródku no cóż- natychmiast chcieliśmy obaj wskoczyć na płot i czmychnąć na przechadzkę, ale Pańcio przewidział taką okoliczność i od razu poprzybijał bambus dookoła ogródka. Uniemożliwił nam jakąkolwiek szansę na przygodę. Kociompromitacja! 
Rusek brykał na widok bambusa, aż nie mogłem uwierzyć :)

A tu już bambus w swej okazałości!
Czekamy, aż drzewka się zazielenią.
-Cierpliwości Ursusie!
😉

piątek, 17 marca 2017

906. Makrela i ja

Zobaczyłem ją i nie mogłem się na niczym skupić. Pomyślałem wtedy:

Makrela i ja
Obecność twa 
Jest nie od dziś do przecenienia.
Makrela i ja
Niech ta chwila trwa
Mój brzucho jest do napełnienia :)

Mniam- pyszne.
😉😋

środa, 15 marca 2017

905. Olbrzymo też na tropie wiosny

  Podjąłem kocurrową decyzję i też postanowiłem poszukać oznak wiosny...I chyba coś znalazłem! :)
Najpierw zaczaiłem się pod pewnym krzaczkiem.
Zaciekle go obwąchałem.
Byłem zainteresowany tym, co krył krzaczek, że aż stanąłem na dwie łapki! 
Przybrałem pozycję "małego kotka kici kici"😀, a Hortensja "Pompon" wciąż bez koloru...Traciłem powoli nadzieję...
Aż w końcu moim oczom ukazały się kolorowe kwiaty- krokusy, które chyba na dziko wyrosły na jednym z trawników. 
(Krokusy: sam wyrosłeś na dziko Kocurze!)

To już wyglądało na zwiastun wiosny. Szczęśliwie Niebieściuch tu nie zawitał, inaczej by się przechwalał i panoszył, czego to on nie odkrył. A tak to ja byłem pierwszy! 
Kolejnego dnia upewniłem się, że krokusy nadal tam były...
Cóż za widok!
😉

wtorek, 14 marca 2017

904. Niebieściuch na tropie wiosny

Nie do wiary! Koniec świata! Niebieściuch po kilkumiesięcznej przerwie nareszcie wyczołgał się ze swojego Bambosza i wyszedł na dwór! I to z własnej, nieprzymuszonej woli. Stanął pod drzwiami wejściowymi i zażądał od Pańci spacerku. Cwaniaczek przespał całą zimę, aby teraz nagle przypomnieć sobie o zbliżającej się wiośnie. Oby nas kwiecień plecień nie zmylił, gdyż nigdy nie wiadomo.😉


Olbrzymie nie wymądrzaj się! Wyszedłem, bo tak zadecydowałem. To moja sprawa, w przeciwieństwie do Ciebie włożyłem kocie szelki, a nie żadne psie! Hmm...
Musiałem posprawdzać i się rozejrzeć, co tam w trawie piszczy i przy okazji skosztować świeżą trawkę. 
Ludziowata pokazała mi ten słynny mini park, zwany parczkiem, po którym wieczorową porą Ursusso ganiał króliki. Chwilowo nie miałem ochoty na dalsze wędrówki po nim, zostawiłem sobie je na kolejne przechadzki. Interesowały mnie pierwsze oznaki wiosny.  
Wiele się zmieniło od jesieni, choć byłem tu pierwszy raz...
No no! Czyżby krokusy?
 Pańcia obserwowała moją trawkową konsumpcję!Hmm...
Skontrolowałem jakość tej trawy...
Smaczna  była!
😉😆

piątek, 10 marca 2017

903. Berek z królikami

  Parczek to teraz mój nowy świat. Dzień bez niego, to dzień stracony. Tylko niekorzystna aura może mnie zniechęcić do wyjścia na spacerek. Od kiedy dowiedziałem się o istnieniu dzikich królików, od tamtej pory mój Olbrzymowy koci żywot nabrał rumieńców. Wszak ptakowate już poznałem, ba nawet miałem kilku ich przedstawicieli w łapkach i co więcej podregulowałem populację myszy.😎 Mogłem też spotkać jeża, ale królików nigdy. Wczoraj Pańcia zabrała mnie na kolejną przechadzkę wieczorową porą, ponieważ wiedziała, że tylko wtedy spotkamy moich nowych skaczących "znajomych". Za dnia to niemożliwe. Trzech przedstawicieli króliczego rodu już mnie oczekiwało na trawce i kiedy tylko ich ujrzałem, natychmiast rzuciłem się w wir gonitwy. Za nimi oczywiście. Króliki pędziły przed siebie, często wybierając różne kierunki, to dla zmyłki. Zwykle zatrzymywały się w podobnej odległości i kiedy dzieliły nas ok. dwa metry, bacznie mnie obserwowały. Pomruczałbym, że nawet prowokowały mnie do ganianki. Niestety Pańcia widziała tyle o ile:), ale szczęśliwie biegała ze mną, trzymając smycz, a w duszy podśmiechiwała się. Szybko się zorientowałem, że cwaniaczkom z rodziny zającowatych podoba się nasz kocio- króliczy berek. I nagle cała sytuacja mnie zniechęciła. Przestałem za nimi biegać i odwróciłem pyszczek i grzbiecik w przeciwną stronę. Pomyślałem, że to ja tu jestem łowcą i to ja decyduję, kiedy poluję! Nie zamierzałem bawić się z tą skaczącą ferajną. Hmm.
  Na drugi dzień postanowiłem jeszcze trochę poryć w ziemi, w nadziei że znajdę tunele prowadzące do króliczych norek. Nie udało się, choć próbowałem. Przeszkadzał mi wiatr, który targał moim futerkiem do tego stopnia, że zacząłem przypominać lwa! No może lewka. Hmm:)

Ryłem i wąchałem!

Nasłuchiwałem!
A Pańcia jeszcze dodała oliwy do ognia przezywając mnie:
Wilku patrzy
Wilku ryje
Lewku ma kudłatą szyję!
😆

czwartek, 9 marca 2017

902. W poszukiwaniu królików

 Podczas kolejnego spacerku do mini parku nastawilłem się na poszukiwanie królików, zwanych dzikimi, czy europejskimi. Ławeczka nie stanowiła już takiej atrakcji, jak poprzednio- teraz liczyły się tylko one: króliki. Obszedłem każdy krzaczek, wsłuchiwałem się w szelest liści i gałązek pod łapkami, obwąchałem trawkę, po której stąpały wieczorową porą :) Zaczaiłem się wraz z obserwującą mnie Pańcią za drzewo, by zrozumieć, że skaczące cwaniaczki tak głęboko się pochowały, że nie nie ma szans, aby je schwytać w moje Olbrzymowe łapy! Ale co się odwlecze, to nie uciecze i jeszcze tu wrócę! 😋



Sprawdziłem wszystko i wszędzie!


Nawet za drzewem!
:)