poniedziałek, 25 kwietnia 2022

1245. Na urodzinach Pradziadzia

 Tak się złożyło, że 18-te urodziny Pradziadzia Dream Dandiego przypadły w tym roku w Wielką Sobotę. Tego dnia nie bardzo chcieliśmy świętować, poczekaliśmy więc do Niedzieli Wielkanocnej. Pradziadzio Pavarotti zza Mostu szepnął, że Stwórcy się to spodobało i że ponoć drogą wyjątku sprawi, aby nasi Ludzie nie dowiedzieli się o naszej małej ucieczce. Uczynił tak, że Człowiekowaci opuścili dom na kilka godzin z soboty na niedzielę, kierując się do Niego. Może brzmiało enigmatycznie, ale doskonale wiedziałem, dokąd pojechali. Gdy się o tym wszystkim dowiedziałem, ucichłem w koszyku do tego stopnia, że z wrażenia zapomniałem o pędzlowaniu miski. A przecież Pradziadzio Dream Dandy obiecał nam nie lada obżartuchowanie podczas jego przyjęcia urodzinowego. Przed północą otrzymaliśmy wytyczne, by kierować się do niewidzialnej dziury pod karmnikiem w płocie. Tam miał na nas czekać tajemniczy pojazd, kształtem przypominający przerośniętą salaterkę. :) Został wysłany do nas specjalnie przez mojego zacnego Przodka, tak aby nikt nas nie zauważył, plątających się po Alejce w Krainie Garaży. Po wejściu do maszyny, gdzie prędko rozpoznano nasze kocioosoby, natychmiast uruchomił się silnik,a z głośników wydobywał się sygnał dwukrotnie powtarzający cel naszej podróży. Z dokładnym adresem. Wyglądało to tak, jakby Pradziadzio o wszystkim pomyślał, oszczędzając nam trudu i ewentualnych błędów, jakie moglibyśmy spowodować, gdybyśmy sami zaczęli studiować mapę, czy uruchamianie wehikułu. Po automatycznym zamknięciu drzwi, pojazd wzniósł się w powietrze z lekkością, niczym ptak. Zostawił za sobą jedynie- w przeciwieństwie  do skrzydlastych, tylko białą smugę. Rozwinął taką prędkość, że wyprawa nie trwała zbyt długo, pomimo dużej odległości. A musieliśmy udać się aż na zachód kraju, w którym kotowate mruczą po francusku!  Zanim Pańcię dopadły te męczące i wyczerpujące kaszle, katary i inne utraty węchu i smaku, zdążyła nam przybliżyć sukcesy i kocioosobę Pradziadzia Dream Dandiego. Z naszego rozkazu otworzyła stronę hodowli, w której  mieszka mój szanowny Przodek. A że pisana była w tym innym języku, którego Ludziowata uczyła się tylko półtora semestru albo i dwa, to postanowiliśmy wykorzystać tę jej niewielką wiedzę. Trzy po trzy rozczytała i to co najważniejsze nam przekazała. Po czym- za pomocą hipnozy Mufasich oczu, wykasowaliśmy jej pamięć sprzed  wchodzenia na stronę hodowli Pradziadzia. Bo po co jej to wiedzieć? :) Jeszcze by skojarzyła datę jego urodzin i nasze zniknięcie. Okazało się, że mój Przodek i Mentor- mimo iż aktualnie pełniący zaszczytną funkcję seniora, w młodości nie próżnował. Nie spoczął na  przysłowiowych laurach, czy też nie zbijał bąków na trawce. Przeciwnie- włożył wiele trudu i pracy w przekazanie maine coonowej rasie swej ponadprzeciętnej puli genów. Oprócz tego, że przyczynił się niewątpliwie do rozwoju rasy i odegrał swoją rolę w jej kształtowaniu, to także zyskało na tym wiele Olbrzymowych rodów, a imponujący wkład mojego Przodka w liczbie 43 potomków, zasługuje na medal. Dzięki jego wysiłkowi wiele kocioosób, w tym ja, może poszczycić się obecnością Pradziadzia w swym rodowodzie. 

Gdy dolecieliśmy na miejsce, pod płotem powitał nas sam Pradziadzio Deam Dandy. Ten większy ode mnie rudzielec, jeśli można tak pomruczeć o swoim Przodku, nie przypominał 88 latka w przeliczeniu na człowieczy wiek. Wciąż w formie, a do tego w pozytywnym nastroju, łączącym nieobce mi dwie cechy, czyli infantylność oraz łobuzowanie, przywitał Niebieściucha i mnie. 



https://www.chat-mainecoon.com/galerie-dream-dandy

-Witajcie! Jak się miewają młodsi seniorzy?-Zapytał.  

-Bardzo dobrze Pradziadku, tyle że jakoś trudno mi się tak do Ciebie zwracać, patrząc na moją metrykę. 80 ludzkich lat to też już nie byle jaki wiek- odparł Mufasa.

-Oj tam Mufaso, Wy obaj zawsze będziecie dla mnie Prawnusiami, nawet jeśli nie łączą mnie z Tobą więzy krwi. I bez względu na to, ile Tobie i Ursusikowi stuknie w kalendarzu…

-Pradziadziu, Niebieściuch to poważna kocioosoba w przeciwieństwie do mnie, inaczej postrzega świat i nasze zamiłowanie do pędzlowania misek.

-Prawnusiu, pomyślałem i o tym, podczas gdy Ty wraz ze mną i innymi Olbrzymami,  zajmiemy się wyczyszczaniem salaterek na czas, Mufi na spokojnie zje tyle, ile potrzebuje, po czym w towarzystwie innych mniej żarłocznych kotowatych oddali się na wylegiwanie się na trawce w słońcu. Pomruczy sobie z nimi, pozwiedza ogród,, może podda się regulacji populacji ptaków i gryzoni, choć zawsze może do nas dołączyć. 


Mądrość Pradziadzia bardzo mi zaimponowała. Jak powiedział, tak się stało. Cdn.

😉😆

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz