wtorek, 18 marca 2008

66. Kot Ursus, czyli Pies Ursus?

    Wczoraj moja Pani oglądała zdjęcia innych maine-coon'ów w internecie, a także czytała opinie ich Właścicieli, dotyczących tego, co mają do powiedzenia o swoich pupilach. Zgodni byli ci ludzie w swoich opowieściach i bardzo zachwalali sobie naszą rasę. Moja Pani poczytała naszemu Panu kilka takich opisów, po czym nasi Opiekunowie zgodzili się, że i ja Ursusik posiadam te same zalety, co tamte koty. Zacznę od wad, gdyż szybko chciałbym o nich zapomnieć i przejść do zdecydowanie lepszych widomości na nasz temat.              Podstawową wadą kotów należących do mojej rasy jest zbyt włochata sierść. Niestety kołtunimy się, a niektórzy koci przedstawiciele linieją i zostawiają za sobą sporo kłaków. Mi też się zdarza, ale mam Pana Elektolux'a, o którym już kiedyś Wam wspominałem, a który to dzielnie i sprawnie po mnie sprząta. Niestety, muszę być codziennie rozczesywany, a i czasem zdarza się, że Pan wycina mi kołtuny, z którymi nie da się już nic zrobić. Stąd też niekiedy przezywany zostaję "Doktorem Kłakiem";)No i mój apetyt, ale go nie zaliczałbym do wad mojego kociego charakteru, gdyż nikt z Opiekunów tamtych maine coon'ów nie narzekał w tej kwestii. Podobnie jak i moi Państwo.
    No, ale przejdźmy do zalet, które zgodnie wymieniają Właściciele kotów, należących do mojej rasy. Jesteśmy bardzo towarzyskie, przytulamy się do naszych Ludzi i mruczymy im kołysanki do ucha. Nie stronimy od wspólnych zabaw, a pomimo ogromnych gabarytów i dzikiego rysiego wyglądu, który raczej straszy i wzbudza respekt, nie używamy pazurów. Do tego nie posiadamy jakiejkolwiek agresji, co w opinii hodowców i sędziów kocich wystaw międzynarodowych, jest cechą niezwykle pożądaną. Jej obecność dyskwalifikuje maine-coon'a. To co piszą tamci Ludzie na forach, pokrywa się z tym, co sądzą moi Państwo. 
    Pani przeczytała jednak coś, co mnie zaniepokoiło, chodziło o jakąś psią cechę. Wiecie, co najczęściej bywa wymieniane, jako zaleta Amerykańskich Olbrzymów, do których i Ja należę? Nie zgadniecie, a prędzej się uśmiejecie. Otóż- przedstawia się nas jako Psy, w kociej skórze. Może dla Ludzi jest to coś pozytywnego, jednak dla mnie i zapewne innych maine-coon'ów musi oznaczać katastrofę. No bo żebym Ja, będący prawdziwym Kotem, z całym wyposażeniem kocich umiejętności i cech, czyli m.in. powabu, inteligencji, tajemniczości, był porównywany do gatunku, jakim są Psiska? Nie, to być nie może....Na jakiej podstawie ktoś to wymyślił, skąd takie wnioski? Mufasa wytłumaczył mi skąd stwierdzenie o moim rzekomym byciu kocim psem. Wrr- jak to brzmi!
-" To proste Włochaczu, jakbyś nie aportował w kółko piłeczek i innych zabawek naszym Państwu to nie nazywaliby Ciebie pieskiem".
    Jemu to łatwo pomruczeć. Przez moją ogromną chęć przebywania z naszymi Ludźmi, czego i Rusek jest przykładem, zdolny jestem do wszelkich zachowań. Nawet tych nieprzewidywalnych. Nauczyłem się aportować paseczki spajające np. człowieczy chleb, plastikowe kółeczka od butelek, czy jakieś inne małe gadżety. Ktoś z moich Państwa rzuca mi je, a ja czym prędzej biegnę, aby wziąć je do pyszczka, po czym szybko wracam, a następnie zrzucam zabawkę do ręki czy na stopy moich Ludzi. Z nadzieją w oczach, proszę o powtórne wyrzucenie przedmiotu, a wtedy moja radość nie zna granic. Mimo to przy tego rodzaju zabawie zostaję zawsze Kotem, gdyż to Ja decyduję, kiedy chcę aportować i to Ja decyduję, kiedy koniec gry. Nigdy nie kręcę ogonem, jak głupie psiska, nie żebrzę o względy moich Opiekunów, nie podlizuję się. Kiedy jestem zmęczony, zwykle wtedy oddalam się na małą drzemkę, a po odregenerowaniu sił, znowu pełen wigoru i chęci przeżycia nowych przygód, biegnę do moich Państwa. Wskakuję na ich kolana lub kładę się obok ich głów czy nóg. Jakkolwiek. To z tęsknoty za nimi, a pieszczoty, jakim mnie obdarowują, odwdzięczam głośnym mruczeniem. I żeby od razu być Psem? Ale porażka....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz