wtorek, 1 kwietnia 2008

67. Ursus Wielkim Podróżnikiem

   Co to się działo ostatnimi czasy w moim kocim życiu. Dużo by tu mruczeć. Tyle wrażeń mnie spotkało, a zmęczenie, które one pociągnęły za sobą, skierowało mnie tylko do posłanka, gdzie sobie smacznie spałem. Przeżyłem chwile zaskoczenia, ciekawości, ale też strachu i grozy. Wszystko to za sprawą podróży, jaką musiałem odbyć, a dodam , że nie należała ona do błahych. Tyle kilometrów i do tego ciągnęła się, w nieskończoność.    
    Kiedyś już mruczałem, że takie urządzenie ludzkie na kółkach z kierownicą, czyli samochód mimo że stoi w swoim domku, czyli garażu, bywa przez nas prawie nigdy nieużywane. My z Mufasą korzystamy z dobrodziejstw auta, wtedy kiedy musimy spotkać się z weterynarzem, czego nie znosimy oraz wtedy kiedy jedziemy w odwiedziny do Mamy naszej Pani i innych członków Rodzin naszych Opiekunów. Pierwszą podróż jaką dane było mi doświadczyć, przeżyłem w wieku 3miesięcy, kiedy to jako malutki...(no powiedzmy;)), kociaczek opuściłem dawny domek, w którym się urodziłem. I tak oto poza tą krótką przejażdżką do naszego zwierzęcego lekarza i poprzedzającą ją dłuższą podróżą z hodowli do nowego domku, kilkanaście dni temu wybrałem się w tę trzecią, najbardziej widowiskową.    
    Dzień jak dzień, nic więc nie wskazywało, że niebawem zasiądę we wnętrzu ludzkiego wozu;) Mufi zachowywał się dość dziwnie, kiedy zauważył naszych Państwa pakujących walizki i chodzących w pośpiechu. Wyczuł już, że coś się wydarzy. On nie znosi jazdy samochodem, bo jak mi wyznał, czuje się w nim jak w skrzynce,  bez możliwości ucieczki. Nasi Opiekunowe domyślają się, że Niebieściuch pokazuje fochy i marudzi za każdym razem ze strachu. Dlatego też nasza Pani wyścieliła tylne siedzenie taką narzutką, abyśmy czuli nasz zapach na niej. Obok stał transporterek z pyszną karmą, gdyby któryś z nas zapragnął albo pobycia w samotności lub skorzystania z kociego menu.     Kiedy już zostaliśmy wsadzeni do auta, obwąchałem każde miejsce i zapoznałem się z wszystkim, co zobaczyłem. Mufasisko zaczęło marudzić, więc natychmiast Pani wzięła go na kolana i zaczęła głaskać. Ale cwaniaczek z niego. A ja?
    Potem ruszyliśmy. Dojechaliśmy do takiej restauracji samochodowej, czyli stacji benzynowej, w której wozik "zjadł" wielki obiad;) w postaci oleju napędowego. Blee. Cały proces "karmienia" auta obserwowałem z tylnego siedzenia, a Pani i Pan cały czas się ze mnie śmieli. Co to ma być? Bardzo śmieszne- oburzony pomyślałem. Ponoć spodobały im się moje fajniutkie, wręcz ciekawskie minki. Mufasisko patrzyło również, ale kiedy tylko nasz Pan wsiadł do środka i przekręcił kluczyk w stacyjce, rozpoczęło swoje miaukowe lamenty. Jak mnie to drażniło! Miałem go dosyć i po chwili w celu uspokojenia Mufiego mruknąłem: "Czego tak jęczysz Rusku? Idź spać, bo mnie uszy bolą". Następnie położyłem się w transporterku i zasnąłem. Chuda Niebieska Kreatura "piała" w dalszym ciągu. Wtedy Państwo włączyli muzykę i zaczęli śpiewać po ludzku, a Mufasa w końcu się uciszył. Chyba zrobili to celowo, a jeśli myślicie, że Rusek wyluzował to się mylicie. Wpakował się na szyję naszego Pana i tam przebywał chyba z pół drogi naszej podróży. Potem przemieścił się w stronę naszej Pani i na jej kolanach nareszcie zasnął. Kiedy się przebudziłem, posmutniałem, a jednocześnie przestraszyłem się samotności na tylnym siedzeniu, ponieważ nikogo wokół mnie nie było. Od razu dałem znać o sobie głośnym miauknięciem, a wtedy Pani odwróciła się do mnie i pogłaskała mnie po pyszczku i brzuszku. Ja z radością przemieściłem się na przód samochodu, gdzie ocierając się o głowę Niebieściucha moją własną, postanowiliśmy wspólnie podrzemać. Nawet nam się mruczeć nie chciało. Po przybyciu do miejsca docelowego naszej podróży, pojadłem i rozpocząłem zwiedzanie i zapoznawanie się z nowym domkiem, w którym niegdyś mieszkała moja Pani;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz