środa, 5 lutego 2020

1074. Pelargonie zimowe

  Mimo posiadania ciepłego, odpornego na deszcz futerka, na każdym wychodnym do ogródka, zdążyłem się zorientować, że zimowy styczeń przypominał raczej wczesno-wiosenny. Podobnie Pani Zima jakby zamieniła się ze wczesną Panią Wiosną. Gdyby nie powtarzający się deszcz, nie narzekalibyśmy, szczególnie Pańcia, jednak obawiamy się lata! Bo co będzie, gdy znowu zaatakują nas niewyobrażalne upały, jak w zeszłym roku? Czy nasza przenośna Pani Klimatyzacja sobie poradzi? Najlepiej byłoby zamontować taką na stałe w całym domku, ale wątpię, czy znajdziemy na nią środki. Ludzie ciągle mnie wypytują, czy nie mam jakiś dolarów amerykańskich w kieszonce futerka, a ja odwracam głowę i pędzelki. Bo co im odpowiedzieć? Niech Niebieściuch się dołoży, chyba zaoszczędził przez tyle czasu jakieś wRUBLE😎. 
  Anomalie pogodowe również nas zaskoczyły, jeśli chodzi o pelargonie. Póki co w tym roku, gdyż jeszcze nie wiadomo, co się wydarzy tej zimy, Pańcia nie zdecydowała się ich wyrzucić. Nie zrobiła tego, gdyż one wcale nie przestały kwitnąć. Jak na zimowe warunki- ma się rozumieć. Ucieszyło ją to, ale i zastanowiło. Przecież poprzednim razem każda pelargonia lądowała w śmietniku. Nic z nimi wówczas nie można było już zrobić, wyglądały na wysuszone i uschnięte, a to dlatego że nie przetrwały mrozu. Teraz sprawa wygląda inaczej...



A wspomniany Mufasa wydaje się żyć swoim życiem, czy ciepło, czy zimno, on zawsze w lub na kocyku, kołderce, czy jakkolwiek. 



Zazdrościsz Olbrzymie?😉

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz