piątek, 2 maja 2008

79. Brunatniaczka



    Już wiecie, że kilka Kotów z naszego sąsiedztwa wpłynęło na rozbudzenie miłości naszych Ludzi do Mruczących Futrzaków, zanim my z Niebieściuchem w ogóle się urodziliśmy. To dzięki nim jesteśmy Rodziną kocio-człowieczą. Nasi Właściciele również skorzystali na poznaniu naszej natury oraz na obcowaniu każdego dnia z nami, ponieważ jak powiedział Oskar Wilde “Ludzie dzielą się na tych, którzy kochają koty i na tych pokrzywdzonych przez los...” Ale również inny mądry człowiek zauważył, że: "Ludzie dzielą się na tych, którzy lubią koty i na tych, którzy jeszcze o tym nie wiedzą". Ciekawe, jak Wam się podobają te powiedzenia;)
    Wracjąc do tematu, to obok Filemoncii, Gładkiego i Pana Szaraczkiewicza kolejną ważną Kotką, która odwiedzała naszych Państwa była Brunatniczka.
Któregoś dnia pojawiła się na parapecie naszego okna, tak naprawdę jako szósta w kolejności, po trzech wyżej wymienionych Kotach i dwóch innych, o których jeszcze nie wspominałem. Imię Jej zostało oczywiście wymyślone przez naszą Panią. Zanim w ogóle Państwo “sprawdzili”, że to Kocia Dziewczynka, wołali do Kotki- Brunatniak. Jak łatwo się domyślić, ówczesna niewiedza naszych Opiekunów sprawiła, że tę Kocią Panienkę pomylili z Kocurem. Już drugi raz- po Filemoncii;) Zanim Brunatniaczka “stała się” Brunatniaczką, najpierw była przezywana przez moją Panią “Cappucino”. Za skojarzeniami mojej Właścicielki czasem nie nadążam i nie bardzo je rozumiem. Bo co niby ta Kicia miała wspólnego z kawą?
Hmm- podobno kolor, ale nikt nie musi się z moją Panią zgadzać. Ponieważ Cappucino 
to nie jest za ciekawe imię dla Kota, a nasi Opiekunowie bardzo długo myśleli, że to Czyjaś Kotka, co  niestety okazało się nieprawdą;(, to uznali, że Kicia na pewno ma prawdziwe imię. Prawdopodobnie wyciągnęli błędny wniosek na temat braku domku Brunatniaczki, ze względu na Jej zadbane futerko i miły oraz przyjazny charakter. Tym razem nie chcieli już ryzykować, tak jak pomylili się co do Pana Szaraczkiewicza i Filemoncii, którzy domki mieli. Ale żeby jakoś Ją nazywać, patrząc na niespotykany wtedy w ich odczuciu kolor- zmienili Jej imię na Brunatniczkę.
To tyle co wiem. Resztę poznacie dzięki liścikowi, który Brunatniczka zostawiła dla mnie i Mufasy, zawinięty w nasz ulubiony niebieski kocyk. 






 Drodzy Mufaso i Ursusie,

    Bardzo mrucząco Was pozdrawiam i cieszę się, że mogłam poznać Was i Waszych Państwa. Znałam ich pół roku. W tym czasie wydarzyło się sporo w moim życiu, wiele dobrego i złego. Wasi Państwo nie wiedzą i nigdy się nie dowiedzieli, że byłam bezdomna. Może dlatego, że miałam bardzo zadbane futerko, a wokoło nikt nie rozwiesił ogłoszeń, że jestem poszukiwana? To skąd mogli wiedzieć? Zresztą wtedy, kiedy ich odwiedzałam, nie znali się na Kotach, jak dziś. Właściwie to nic o nich nie wiedzieli, ale my Koty, (cała szóstka), zmówiłyśmy się, że ich nauczymy i zarazimy miłością do nas. Na zawsze. I udało nam się!
    Załączam Wam kilka moich zdjęć, z których wynika, że niezła ze mnie Kocia Panna, czyż nie? Jestem malutką i drobną Kicią w przeciwieństwie do Ciebie-Ursusie. Bardziej budową ciała przypominam Mufasę. 
Dla Waszych Państwa zagadką była wówczas moja drobna postura, ale potem domyślili się, że nie każdy przedstawiciel Mruczącego Futrzaka musi być duży. Nie wiem, jak mam na imię, ale Brunatniczka mi się podoba. Capuccino też;)
    Jak się znalazłam w Waszym domku? Spacerowałam sobie po Szlaku Fildegardy, a że zdążyłam zapoznać się z Panem Szaraczkiewiczem i Filemoncią wcześniej,to dowiedziałam się od nich, że ci Wasi Ludzie mogą być mili. Usiadłam więc na ich parapecie i patrzyłam do środka. Wtedy mnie zobaczyli i otworzyli drzwi, wesoło do mnie wołając. A że byłam w gościach i nie ukrywam, że brzuszek miałam pusty, to na szczęście Wasza Pani się domyśliła. Pobiegła do kuchni i nałożyła, jakieś resztki z obiadu. Nie miała Kotów, to skąd miała mieć kocie jedzonko, w tym karmę? 
Rozumiałam to i zjadłam, co mi dała. Po zjedzeniu oddaliłam się, bo trochę się jednak bałam. W końcu inni ludzie w przeszłości mogli mnie skrzywdzić, czego nie pamiętałam. Byłam więc nieufna. W dodatku musiałam się zgodzić na warunki rządzących silnych kocich osobowości, czyli Pana Szaraczkiewicza i Filemoncii, że nie będę im wchodzić w drogę, a tym bardziej w miskę...A nie było łatwo. Filemoncia pokazała mi, gdzie moje miejsce. Zawsze byłam ta ostatnia, najgorsza i najmniejsza. Nie pozwalała mi wchodzić do domku Waszych Państwa, przeganiała mnie i warczała, jak tylko mnie zobaczyła.
    Z każdej wizyty do następnej przekonywałam się, że Wasi Państwo, jak inni sąsiedzi to dobrzy ludzie. Jedni dali jedzonko, inni pogłaskali. Wasi Państwo nie mieli nic przeciwko moim wizytom i szybko zajęłam sobie miejsce na Waszym ulubionym niebieskim kocyku. 
Zaskarbiłam sobie miłość szczególnie Waszego Pana, który tulił mnie częściej, niż nawet Wasza Pani. Ona oczywiście też mnie przytulała, częściej karmiła, bo specjalnie dla mnie zaczęła kupować karmę. Wasz Pan mnie uwielbiał i miał największy do mnie sentyment, sposród wszystkich odwiedzających Waszych Państwa- Kotów. Myślę, że to po części wynikało z mojej drobinkowej sylwetki, wyjątkowego wyglądu i coś w rodzaju warczącego mruczenia...
    Uwielbiałam również przesiadywać w Waszym foteliku, rozmawiać z Waszą Panią, choć Ona nie rozumiała mojego kociego języka. Wtedy jeszcze go nie znała, a dziś jestem z Niej dumna, ile już potrafi. 
    Pojawiałam się raz na jakiś czas u Was w domku, a Wasi Państwo przekonani byli, że ja gdzieś mam domek i właścicieli. 
Niestety do końca naszej 6-miesięcznej znajomości nigdy się nie dowiedzieli, że była bezdomna. Kiedy się domyślili, było już za późno;( Wiele razy im mruczałam, ale nikt nie wiedział, o czym mówię. Wiem, że dziś żałują, że mnie nie przygarnęli, ale na to złożyły się trzy powody. Po pierwsze nie byli jeszcze gotowi, aby wziąć Kota pod swój dach. Po drugie nie znali w ogóle Kotów, a ich wiedza i chęć posiadania Mruczącego Futrzaka dopiero w nich później zaczęła kiełkować. Sami przyznają, że do posiadania pupila w domku trzeba dorosnąć. Oni dorośli, ale dopiero potem, w efekcie czego Wy mieszkacie z nimi. Teraz potrafią wziąć za Was odpowiedzialność, wtedy było za wcześnie. Ja to rozumiem, choć bardzo tęsknię za nimi. I czuję, wiem, jak o mnie myślą i miło z sentymentem mnie wspominają. Wiem, że Wasza Pani ma często łzy w oczach, kiedy ogląda moje fotografie. O Trzecim powodzie pomruczę za chwilę.
    Ale nie ma co się rozczulać, bo gdybym ja z Waszymi Opiekunami zamieszkała, to jeden z Was prawdopodobnie nigdy by nie przybył do nas. Mogę się mylić, bo oczywiście nie wiem, co by było, gdyby...

Po jakimś czasie pojawiłam się ponownie w progu Waszych drzwi. Wasi Państwo znowu mnie poczęstowali jedzonkiem i pozwolili poleżeć na niebieskim kocyku. Wasz Pan zauważył, że przytyłam i wspólnie z Waszą Panią zaczęli mi się przyglądać. Domyślili się, że będę Mamą i że nie jestem wysterylizowana czy wykastrowana.Uznali, że moi właściciele, których tak naprawdę przecież nie miałam, chcą i wezmą odpowiedzialność za moje Dzieci. Jak się mylili. Nie było nikogo, kto  mógłby mi pomóc. Był koniec lipca, a Wasi Państwo już dawno wykupili bilety na wakacje i lada dzień mieli wyjechać dokądś na trzy tygodnie...
    Na dzień przed ich wyjazdem pojawiłam się na parapecie Waszego okna. Wasi Państwo zauważyli, że schudłam i znowu jestem taka filigranowa, jak wcześniej. Moje żólte oczka patrzyły na nich, jakby chciały im powiedzieć “chodźcie, coś Wam pokażę” Wasi Państwo poszli za mną. Pod murkiem leżała moja nowonarodzona czwórka Kociątek, piszcząca i tuląca się do siebie. Urodziłam na posesji sąsiadów Waszych Państwa, dlatego też nie mogli całkowicie, tam wejść. Zapukali więc do nich, po czym dostałam jedzonko, a Pan sąsiad po rozmowie z Waszym Państwem zadzwonił do po ambulans zwierzęcy i zabrano mnie do schroniska, gdzie czekałam na adopcję. 
    Wasi Państwo chcieli mi pomóc, ale mieli wykupiony bilet i nie mogli przecież przesunąć swoich wakacji i terminów. Bardzo żałowali i wiem, bo stale czuję, jak im przykro, że tak to się wszystko stało i skończyło. Ja nie mam im za złe, przeciwnie cieszę się, że mogłam ich poznać, no i również Was Mufasku i Ursusiku. Wierzę, że kiedyś się spotkamy... Całuski.
Brunatniaczka”.

Dla kochanej Brunatniaczki Autorka Bloga;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz