sobota, 17 maja 2008

87. Ursusowy impuls


Nie mruczałem Wam jeszcze o moich przedwczorajszych przygodach. Siedząc sobie na trawce z Mufasiskiem i moją Panią, na swój tarasik wyszła Mimi i Jej Pani. Natychmiast usłyszeliśmy znajomo brzęczącą obróżkę, którą Właścicielka naszej Kociej Koleżanki trzymała w ręku. Była identyczna, jak Niebieściucha, czerwona z cekinkami i dzwoneczkiem. Odwróciliśmy głowy w stronę domu tamtej Pani i czym prędzej pobiegliśmy w Jej stronę. Ona nam już machała ręką i przywitała się z naszą Opiekunką. Mimi widząc Mufasę chyba się rozmarzyła i ucieszyła. Teraz już wiem to na pewno- Ona się w Nim zakochała. Rusek odzwajemnia tę "miłość", a ja  niestety nic na to nie poradzę. Nie mam u Niej szans- nawet mój rysi wygląd i pędzelki nie pomogą;(
Mimi, kiedy zobaczyła, jak pedzę do Niej z radości,  od razu zasyczała na mnie i uciekła. Nie chciała ze mną mruczeć. Co za Kocia Panna-albo się ze mną droczy albo rzeczywiście muszę się pogodzić, że ta oto Kicia mnie nigdy nie zaakceptuje. W końcu serce nie sługa. No cóż- skoro Mimi tylko bawiła się z Mufasiskiem, ja postanowiłem posprawdzać co nowego u Jej Właścicielki. Obwąchałem wszystkie Jej kwiatki, wpakowałem się bez pytania do Jej domku, a potem przy okazji podsłuchałem ludzkie rozmówki. 

Moja Pani, Sąsiadka i jeszcze jedna Pani rozmawiały sobie o...kotach.Bo o czym innym? Właścicielka Mimi powiedziała, że Rusek często przychodzi pod okno do Jej Kotki, wącha roślinki i siada sobie na murku. Przygląda się Kicii, kiedy Ona pojawia się na parapecie. Bez sensu- i co tak się gapią na siebie? Ja bym od razu przeszedł do akcji, tzn. zaczepiłbym Kocią Pannę i poganiał. A tak? Siedzą i się wpatrują w swoje pyszczki. Dziwacy jacyś!
Nie chciałem już słuchać o Parze Narzeczonych. Marzyłem, żeby ludzka Sąsiadka skończyła tak się Nimi zachwycać. I doczekałem się, ponieważ ku mojemu zadowoleniu, zaczęła kierować uwagę tylko na mnie.
-Jaki Ursus jest piękny!-oznajmiła...po czym dodała:
-Mamy Mimi, ale chcemy mieć jeszcze jednego kota. I tym kotem będzie tylko Maine Coon. Chcę mieć takiego samego, jak Ursus...

Moja Pani, kiedy usłyszała te słowa, bardzo się ucieszyła. Po chwili dała Sąsiadce linki do stron www z hodowlami mojej rasy, a po chwili zapytała, kiedy wprowadzi się małe kociątko. Sąsiadka odpowiedziała, że jeszcze nie teraz- bo najpierw musi kupić dom z Panem Mimi, (bo w wynajmowanym mieszkanie nie bardzo Jej się widzi), a w którym zamieszkają wspólnie ze swoimi Futrzakami. Jednak nieważne, że jeszcze nie w tym czy nastepnym roku. Ważne, że Jej drugi kot będzie Maine Coon'em;) A wiecie dlaczego tak zdecydowała? Bo mnie poznała...Zobaczyła, że jestem miłym rysiem, słodkim i łagodnym Olbrzymem, że nie drapię i  nie gryzę, że jestem podobno psim Kotem...(to mi się nie podoba! hańba). Dałem Jej impuls i "zaraziłem" fascynacją kotów należących do mojej rasy.
 Zachwycała się mną, a Jej koleżanka, która Ją odwiedziła nie była lepsza. Poprosiły moją Panią, czy mogą mnie wziąć na ręce, na co Ona oczywiście wyraziła zgodę. Te dwie Kobiety oszalały z radości, najpierw jedna mnie podniosła, wytuliła i wycałowała. Potem druga to samo. Nawet mi się odpowiadały takie formy pieszczot i dlatego zacząłem mruczankę. Wtedy  One zupełnie zapomniały o świecie. A wszystko dzięki mnie!
W tym czasie Mufasa i Mimi bawili się w krzaczkach, a nikt z Ludzi specjalnie na nich nie zwracał uwagi, to ja byłem numerem 1.

-Tylko Maine Coon, nieważne jaki kolor- oznajmiła stanowczo Właścicielka Mimi...
No i dobrze- żadnych Rusków więcej i basta! Szkoda tylko, że nie spotkam tego Kota kociobiście....Najważniejsze, że tamta Pani zakochała się w kotach mojej rasy;) przeze mnie i mój Ursusowy impuls... I tym optymistycznym akcentem zakończę...




    

A mówią, że życie nie jest usłane różami...Ja bym się nie zgodził...hmm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz