niedziela, 6 lipca 2008

101. Ursusowy szok!


   To, co się wydarzyło kilka dni w naszej zamkniętej strefie trawnikowo-krzaczkowej przechodzi moje kocie Ursusowe pojęcie. Jestem jeszcze ciągle otumaniony tym, co zobaczyłem. Otóż jakieś trzy dni temu, kiedy nasze miasto nawiedził żar tropików, a słońce świeciło i grzało niemiłosiernie, Mufasa jak zwykle prosił naszych Państwa o spacerek, wpartrując się w klamkę. Państwo wiedzą, jak my lubimy przechadzki, zabawy i ganianki na trawce, tak więc bez problemu otworzyli drzwi tarasowe. Mnie, Pani ubrała w szelki, a Pan oddalił się z Niebieściuchem. Rusek wcale nie złościł się, kiedy widział mnie na dworze- w towarzystwie naszej Pani. Chyba mu się nudziło i wyszedł z założenia, że lepiej ze mną się bić i ganiać, niż beze mnie bezczynnie trwać w zaroślach. Wtedy przybiegł do mnie, a potem prowokował i zaczepiał do różnych form zabawy.
 Podczas, gdy gryźliśmy się po głowach i łapkach, szturchając się nawzajem, w pobliskie krzaki wleciały ptaszki. Niebieściuch przerwał "nękanie" mnie i nie zważając, że nasi Właściciele patrzą, wskoczył energicznie w zieloną gęstwinę. Roślina zadrżała, a po kilku sekundach usłyszałem jakiś pisk i wylot Ruska z ptakiem w pyszczku! Zadrżałem, a moi Państwo nie wiedzieli, co zrobić. Mufasa gnał przed siebie, niczym strzała. Ptak jeszcze żył i głośno skrzeczał. Nad Niebieściuchem i Jego ofiarą leciały inne ptaki, które nawoływały ostrzegawczo chyba, aby mój Współmieszkaniec oddał swój łup. Mufasa, ani myślał oddać, dlatego też wsunął ptaka głęboko w gęstwinę zarośli i tam pozostał. Nasza Pani i Pan przerazili się, że mają w domu mordercę, a Ja zdruzgotany nie potrafiłem się ruszyć z miejsca.W końcu łupem mojego polowanka są muszki, pajączki i ćmy, a nie ogromne, skrzydlate latające zwierzęta...Miauczałem i wpatrywałem się w donośnie piszczące ptaki, które okrążyły zarośla, a w których ukrył się Rusek z ofiarą...
W końcu mojej Pani udało się wyjąć Mufasę z tego gąszcza, po czym nasz Pan zaniósł Go do domku. Pani trzymała mnie w tym czasie na smyczy, a Ja nieruchomo obserwowałem co się dzieje. Nasz Właściciel pojawił się po chwili, po czym skierował się do krzaków, a w nich znalazł jeszcze żyjącego ptaka.  Tym ptakiem okazał się być kos, a konkretniej Pani Kosowa. Oto zdjęcie, które skopiowałem z Wikipedii.

samica
 Jej ubarwienie różni się od samców- Panów Kosów. Samiec jest czarny.
Też skopiowałem z Wikipedii.

Pan zauważył, że Pani Kosowa ma trochę nadszarpnięte jedno skrzydełko. Kiedy mój Opiekun próbował jej pomóc, ze strachu chyba wymsknęła mu się z rąk i uciekła, odlatując... 
Jeszcze mam dreszcze, kiedy sobie przypomnę tamten dzień... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz