niedziela, 20 lipca 2008

105. Ursusikowa kwarantanna

Dziś , według instrukcji, zostałem trzeci raz zaaplikowany środkiem przeciwpchelnym. A w domku działo się! Państwo rozsunęli meble i wyczyścili nagromadzone za nimi brudy. Pan wyjął materac z łóźka i odkurzył go. Podnióśł też łózko do góry, tak aby Pani mogła pod nm pozbierać nasze strare piłeczki i zabawki, a na końcu odkurzyć. Potem umyła podłogę. Pan opróżnił zawartość Pana Odkurzacza i z obawy przed rozmnożeniem się ewentualnych pcheł w kurzu, zaniósł worek na śmietnik. Pani w tym czasie zmieniła pościel na nową, a starą wrzuciła do Pani Pralki, celem uprania i zabicia w wysokiej temperautrze niedobitków tych okropnych owadów. O ile siedziały w pościeli. Wszystkie te czynności obserwowałem z Mufasą uważnie, podziwiając szybkość z jaką sobie radzili nasi Opiekunowie. Odkurzony domek, umyte podłogi, poprane moje kocyki i pościel. Teraz w domku jest czyściutko, a Państwo mają nadzieję, że pcheł też już nie ma. Do tego byłem bardzo smutny, ponieważ te skaczące potwory zaatakowały moje futerko i zauważyłem, że łysieję. Pani i Pan na przemian wyciągali mi martwe i wysuszone pchły z sierści, a ja nie marudziłem i ufałem moim Właścicielom. Nawet Mufasa, który śmiał się ze mnie, okazał się być solidarny. Wyczyścił mi główkę i towarzyszył w czyszczeniu mojego futerka. Jestem już weselszy,przez wczorajszy polecony post za który dziękuję i choć na razie nie wychodzę na spacerki to myślę, że już niebawem będę mógł bawić się i ganiać Niebieściucha. P.S. Moi Państwo sprzątali w sobotę, a nie w niedzielę. Zapomniałem pomruczeć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz