piątek, 18 lipca 2008

104. Pchełkoterapia

Moja Pani obejrzała dziś program Zwierzowiec, dotyczący hipoterapii. Potem rozmawiała z Panem i tłumaczyła mu na czym ona polega. Pan słuchał z zainteresowaniem, po czym wziął mnie na rączki, tulił i całował. Mój Pan ma hopla na punkcie mojej włochatej sierści i jak tylko może przegląda mi ją, wycinając tworzące się kołtuny. Pani za to mnie wyczesuje, jak tylko wpadnie jej szczotka w ręce, co dzieje się bardzo często. Mimo tych zabiegów nie udało mi się uchronić od nieproszonych gości, które mnie nawiedziły, a które zwą się pchłami. Panika wybuchła w domu, bo jak to tak, żeby taki piękny Kocur jak Ja w swojej sierści "ugaszczał" intruzów. Państwo wczoraj przejrzeli mi futro, zabijając kilka pcheł. Reszta gdzieś się pochowała, ale Pani dziś je wytępiła. Poszła do sklepu zoologicznego, który na szczęście mieści się jakieś 300 metrów od naszego domku i zakupiła jakiś preparat. Teraz mnie obserwuje, czy czasem się nie drapię i przegląda mi futerko. Pewnie czeka mnie jeszcze szczotkowanie i ogólny przegląd pod ognkiem. Co za Ludzie! Ciągle te obłędne dbanie o mój wygląd. Ile można?! Mój Pan powiedział, że tak jak dzieci i dorośli korzystają z usług hipoterapii dzięki konikom, tak ja po części skorzystałem z pcheł o dziwo...A wiecie czemu? Bo przez ich obecność w mojej sierści, zmniejszyły się moje spore ilości kołtunów. Jednak moich Państwa nie przekonuje taka "terapia" i mnie też... Za to Mufasisko się nabija. A Pani już odkurzyła nasz drapak, moje posłanko i kapkę, na której lubię siedzieć. Obawia się jednak, że będzie jeszcze musiała dokupić środek przeciwpchelny w aerozolu, aby spryskać miejsca, w których sobie przesiaduję i drzemię...I kto by pomyślał, że mnie spotka taka pchełkoterapia... Ja tam za nią dziękuję, blee

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz